W marcu mija rok od działań obywatelskich w obronie dzikiej przyrody oraz w sprawie rewizji miejskiego projektu olbrzymiego suchego zbiornika. W kalendarzu znalazły się przede wszystkim dyskusje, debaty, przygotowywanie ekspertyz przyrodniczych i hydrologicznych, interwencje ministra środowiska, radnych, powstała petycja, pod którą zaledwie w kilka tygodni zebrano kilka tysięcy podpisów. 
Niezapomniana była również sesja rady miasta z września 2020 r., kiedy w skandaliczny sposób i przy złamaniu regulaminu nie dopuszczono mieszkańców do głosu, za to swobodnie przemawiali prezydent i wiceprezydent miasta, co powszechnie uznano za odległe od standardów demokratycznych. W konsekwencji ta skandaliczna sesja stała się powodem jednej z większych spontanicznych demonstracji w ostatnich latach w Gliwicach, Marszu Nierówności. Tak więc myślę, że gliwiczanie nieźle się zaktywizowali przy okazji tej sprawy, a to już wielki plus – twierdzi Jakub Słupski ze Stowarzyszenia Miasto Ogród Gliwice. 
  
Wciąż otwarte ścieżki 

W ciągu ostatnich tygodni społecznicy otrzymali odpowiedź na list otwarty skierowany do wojewody śląskiego. Były to wyjaśnienia, w większości oparte na tym, co mieszkańcy już wiele razy słyszeli od prezydenta. - Odczytaliśmy z tych odpowiedzi, że nie ma woli politycznej by się tym tematem zająć, być może dlatego, że inwestycję w Wilczych Dołach realizuje się na podstawie decyzji administracyjnej tegoż wojewody – mówi Dawid Pasieka ze Stowarzyszenia Zdrowe Miasto. Złożyli więc do ministra skargę na decyzję wojewody.- Tu też nie składamy broni - dodaje Pasieka.

Procedury w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska ciągną się od sierpnia 2020 roku. Pierwsza instytucja przekazała drugiej pakiet dokumentów, druga przekonuje o złożoności sprawy i twierdzi, że potrzebuje więcej czasu. Wykonawca  inwestycji, czyli miejska spółka PRUiM, złożyła wnioski o tzw. odstępstwa bez których nie można nawet wbić łopaty. A zgodnie z umową na finansowanie musi zakończyć budowę do listopada 2022 roku. 

Łukasz Oryszczak, rzecznik prezydenta Gliwic potwierdza, że urząd  oczekuje na wydanie przez Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Katowicach zezwolenia na odstępstwa od zakazów obowiązujących wobec chronionych gatunków.  - Pomimo posiadania prawomocnej decyzji o pozwoleniu na realizację inwestycji wykonawca nie może realizować inwestycji przed wydaniem i uprawomocnieniem się wspomnianych zezwoleń – dodaje rzecznik. 

Rewizja projektu wciąż możliwa 

Wszyscy zaangażowani w ich ratowanie mają nadzieję, że najważniejsze momenty w sprawie Wilczych Dołów dopiero nadejdą. Jest marzec, rozpoczął się okres lęgowy ptaków, co znaczy, że nie można wycinać drzew. - Sam prezydent  stwierdził niedawno, że obecnie inwestycja zostanie wstrzymana, być może nawet na rok. To daje fantastyczną okazję do zażegnania sporu wokół Wilczych Dołów, na spotkanie się, tym razem na poważnie, i przedyskutowanie realnych alternatyw wobec obecnego projektu zbiornika. Warunkiem jest jednak nawiązanie rozmów, bo przecież o tym, że projekt można zmieniać utrzymując dofinansowanie mówimy od roku, a w tej sprawie miasto nie wykonało najmniejszego ruchu - mówią Pasieka i Słupski.
  
W oku Komisji Europejskiej  

Wilczym Dołom przyglądają się komisarze unijni za sprawą posła Łukasza Kohuta oraz Parlament Europejski, dzięki posłance Wandzie Nowickiej. Te kwestie pozostają otwarte tym bardziej że w lutym poseł Kohut otrzymał odpowiedź z Komisji  Europejskiej, w której bardzo wyraźnie podkreślono istotność decyzji środowiskowych. - Oczywiście może zdarzyć się i tak, że te wysiłki spełzną na niczym, a zbiornik ostatecznie zostanie przez miasto przeforsowany z narzuconym jednostronnie kształcie, ale wydaje mi się, że autentyczna energia społeczna, która wybuchła przy okazji tej sprawy wcale przez to nie zaniknie, a przeciwnie, będzie coraz silniej oddziaływać na życie naszego miasta – zauważa Słupski. 

Zdaniem Oryszczaka przedstawiciele miasta byli do dyspozycji za każdym razem, gdy osoby zainteresowane inwestycją zgłaszały taką potrzebę.  - W ciągu minionego roku zorganizowano szereg spotkań w tej sprawie. Przypomnę, że projekt zagospodarowania zbiornika autorstwa Pracowni 44STO był wynikał z wsłuchania się głosy mieszkańców podnoszących wartości rekreacyjne i przyrodnicze terenu. Zbiornik nie będzie jałową przestrzenią, jak obawiało się tego wiele osób. Na obecnym etapie osoby kontestujące zbiornik nie zgłaszają potrzeby dalszych spotkań – wyjaśnia, zapytany czy miasto będzie organizowało kolejne debaty.

Miasto mówi: korekta projektu nie jest możliwa

W zasadzie dlaczego? UE uwzględnia w finansowaniu takie sytuacje. 
 - Korekta projektu jest nieuzasadniona a jej żądanie nie zostało poparte argumentami opartymi o fakty. Wszystkie dokumenty, „ekspertyzy” i opinie przedstawiane przez osoby kontestujące budowę zbiornika były każdorazowo analizowane, a analizy wielokrotnie przekazywane „stronie społecznej” podczas spotkań oraz jako odpowiedzi na pisma. W projekcie nie stwierdzono żadnych wad – Oryszczak chce się odnieść do najpoważniejszego zarzutu, czyli tego, że zbiornik jest za duży.  Argumentuje to tak: podczas spotkania z dr. hab. inż. Beniaminem Więzikiem okazało się, że przyjęte do obliczeń założenia były obarczone błędem ponieważ do obliczeń „strony społecznej” nie uwzględniono zlewni zgodnej miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego miasta dla tego rejonu. W związku z tym wykonane obliczenia dr. hab. inż. Beniamina Więzika uwzględniały nieprawdziwe założenia obliczeniowe. - Jako odpowiedź na uwagi „strony społecznej” dotyczącej obliczeń projektanci zadania wykonali dodatkowo obliczenia, które potwierdziły zaprojektowaną pojemność zbiornika retencyjnego. Po przeprowadzonej analizie obliczeń nie zidentyfikowano błędu lub wad projektowych. „Strona społeczna” wielokrotnie posługiwała się argumentem o błędzie obliczeniowym, jednak błąd ten znalazł się w opracowaniu En Eko,  a nie w projekcie i został skorygowany przez projektanta. Nie ma więc żadnych podstaw do „korekty projektu” - wyjaśnia Oryszczak.

Stanowisko miasta jest jasne: projekt został opłacony i przyjęty do realizacji, wyłoniono już wykonawcę.  - Sprzeciw grupy mieszkańców nie może być podstawą do rezygnacji. Osoba, która podjęłaby taką decyzję naraziłaby się na karny zarzut niegospodarności. Projektu nie można na tym etapie zgodnie z prawem skorygować. Należałby rozwiązać umowę z wykonawcą, zapłacić kary umowne i rozpocząć wieloletni proces projektowania i uzyskiwania pozwoleń od początku - dodaje.

Małgorzata Lichecka  

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj