Kilkadziesiąt spraw, większość w ostatnich latach. Zwykle zdrady, niemal zawsze potwierdzone. Praca detektywa to ciągłe działanie – obserwacja, wyciąganie wniosków, zbieranie dowodów.

- O pracy detektywa rozmawiamy z Sylwią Jany, gliwicką Panią Detektyw.

Zamarzyła o pracy detektywa

Zawsze była osobą aktywną, energiczną. Tymczasem wykonywała zawód ekonomiczny.

- Pewnego dnia stwierdziłam, że muszę to zmienić. Bo jeśli nie zmienię tego teraz, będę tkwić za biurkiem do emerytury – zaczyna swoją opowieść Sylwia Jany, licencjonowany detektyw i właścicielka biura detektywistycznego „Pani Detektyw”.

I tak Sylwia zwolniła się ze stałej pracy i zrobiła licencję detektywa. To było 7 lat temu. Na początku spraw było niewiele.

- A teraz… Nie wiem, czy to plaga tych czasów, ale spraw jest dużo i najczęściej dotyczą one zdrad – przyznaje moja rozmówczyni.

Zapytacie teraz, drodzy Czytelnicy, czy częściej zdradzają kobiety czy mężczyźni. Oczywiście i ja zadałam takie pytanie. W odpowiedzi usłyszałam, że jest to mniej więcej po połowie. Choć panie i panowie różnią się pewnymi zachowaniami. Mężczyźni kluczą, nawet złapani inflagranti w oczy wypierają się, że nieprawda… A kobiety? Cóż. My bywamy bardziej perfidne. Manipulujemy, kłamiemy, potrafimy bez mrugnięcia okiem prowadzić podwójne życie. Obie płci zdradzają, nawet wtedy, gdy na świecie pojawiają się ich dzieci.

Wcielenia Pani Detektyw

Jeśli jest to polana, można podejść bliżej. Można wcielić się np. w grzybiarza. Ważne jest jednak, żeby śledzony nie zauważył śledzącego. A co, jeśli jednak dostrzeże i zapyta: „Co pani tu robi”?

- Czekam na kogoś… Szukam kota pod samochodem… - uśmiecha się Sylwia Jany.

W samochodzie ma peruki, kurtki i żakiety, torebki i torby, okulary i inne gadżety. Nie musi przyklejać sztucznych wąsów – okazuje się bowiem, że bardziej zwracamy uwagę na charakterystyczne przedmioty niż na twarz. Wystarczy chwycić do ręki puszkę piwa, by z księgowej stać się… zupełnie innym człowiekiem.

Na zdradę nie jest się za starym

Do zdrad dochodzi najczęściej w gronie znajomych – z pracy lub z towarzystwa. Bardzo rzadko są to osoby poznane przypadkowo. Zwykle zdradzają kobiety młodsze, natomiast w przypadku mężczyzn jest to bardzo różnie.

- Czasem kobiety machają ręką mówiąc: „E, on jest już stary, ma 60 lat”, a w ich mężach właśnie wtedy budzi się życie… Chęć udowodnienia sobie czegoś. Może andropauza? – zastanawia się moja rozmówczyni.

Mężczyźni zwykle wtedy się zmieniają. Zaczynają bardziej dbać o siebie, chodzić na siłownię. Kobiety śmieją się wtedy, mówiąc „on zwariował”. A to może być sygnał, że kogoś ma. Zwłaszcza, jeśli nie wypuszcza komórki z ręki.

Z kobietami też bywa różnie. Jedna pani z Gliwic, na stanowisku, przyniosła do domu erotyczne zabawki. Mąż się zdziwił, bo nigdy wcześniej nie używali takowych w sypialni. Jego zaskoczenie pogłębiło się, gdy się okazało, że żona spakowała te gadżety wyjeżdżając na delegację.

- Bez wdawania się w szczegóły, niedawno prowadziłam taką sprawę, w której Pani Żona miała dwóch mężczyzn i dwa swoje życia - mówi Sylwia Jany. - Jeden o drugim, oczywiście, nie wiedział a ona tak lawirowała, że każdy z nich był przekonany, że jest tym jedynym. Bardzo mnie to zaskoczyło. To było dla niej jak zabawa… Nie mogłam uwierzyć w to, że można być tak niemoralnym, a do tego przebiegłym. Miałam też sprawę, w której kobieta się sprzedawała. Miała przy tym normalne życie, dwójkę dzieci. Jej mąż pracował zagranicą – kiwa głową Pani Detektyw.

Testerki wierności

Sylwia Jany jest piękną kobietą. Zastanawiam się, czy zdarzyła się klientka, która poprosiła ją o przetestowanie wierności partnera.

- Nie, absolutnie. Ale są w Gliwicach kobiety, które wcielają się w różne role tak, by dotrzeć bliżej do klienta i sprawdzić jego reakcję. Dziewczyny, nazywane testerkami wierności, wiedzą jak to zrobić. Oczywiście, w odpowiedniej chwili wycofują się, choć zdarzyła się poza Śląskiem i taka sprawa, w której testerka była tak dobra, że ostatecznie została z mężem klientki – żartuje Pani Detektyw.

Pytam, czy zdarzają się testerzy miłości…

- Miałam jedno takie zlecenie. Jednak zanim znalazłam chętnego, klientka się wycofała – wzrusza ramionami Sylwia Jany.

Nie tylko zdrady

Choć poza sprawdzaniem niewierności zdarzają się i inne, jest ich stosunkowo niewiele. Czasem teściowa sprawdza zięcia, który ma przejąć opiekę nad dzieckiem. Bywa, że w grę wchodzi podejrzewanie o molestowanie lub znęcanie się nad maluchem.

- Prowadziłam kiedyś sprawę ojca 3-letniej dziewczynki, na zlecenie jej babci. Matka małej zmarła, była alkoholiczką i dzieckiem zajął się ojciec. Wyglądał i zachowywał się przyzwoicie. Okazało się jednak, że prowadził tak ciemne interesy, że sprawa trafiła na policję – opowiada Pani Detektyw.

Na czym TO polega?

Przychodzi klient, klientka i mówi, że podejrzewa partnera o zdradę. Prosi o sprawdzenie delikwenta/tki i wtedy zaczyna się obserwacja.

- Ustalam z klientem w jakim miejscu i w jakim czasie najlepiej obserwować partnera. Czasem jest to tu, na miejscu. Innym razem w delegacji. Staramy się być bardzo blisko tej osoby – wyjaśnia Pani Detektyw.

 Dodaje przy tym, że jej praca wygląda zupełnie inaczej niż na filmach.

- Obejrzałam sobie z ciekawości program „Zdrady”. Nie, to tak nie wygląda. Nie wpadam z kamerami do sypialni. Absolutnie nie możemy tego robić. Nie wchodzimy do cudzego mieszkania. Nie filmujemy dronem okna… choć niektórzy tak właśnie to sobie wyobrażają – śmieje się Pani Detektyw. - Wiedza, że ktoś wchodzi do tego mieszkania regularnie i przebywa tam długo, może być wystarczającym dowodem. Jestem ławnikiem i w pamięć zapadły mi słowa jednej z sędzin – „No przecież w szachy nie grają”. W takich spotkaniach wiadomo o co chodzi…

Kamery? Podsłuchy?

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj