- To był poważny pożar, a akcja naszych strażaków trudna – mówi brygadier Dariusz Mrówka o działaniach z minionego poniedziałku. Paliło się 300 metrów kwadratowych powierzchni poddasza, a straty oszacowano na 600 tys. zł. Działania trwały ponad pięć godzin.
Straż pożarną wezwano o godzinie 3.09 w poniedziałek, 27 stycznia. Na miejsce wyruszyło aż siedem wozów ratowniczo-gaśniczych, a z ogniem, do godziny 8.40, walczyło 54 strażaków. Gdy zastępy jechały na miejsce, z dachu kamienicy przy ulicy Długosza oraz okien mieszkania wydobywały się już płomienie. 

Zniszczone są dwa lokale – w jednym całkowitemu uszkodzeniu uległ strop, drugie zostało zalane podczas akcji.

Przyczyny pożaru wyjaśniają teraz policyjni śledczy, ale wiadomo już, że zawiniła prawdopodobnie wadliwa zabudowa przewody kominowego – zbyt blisko komina zamontowano belkę stropową, która zajęła się ogniem. 

-  To był poważny pożar, a akcja naszych strażaków trudna – komentuje bryg. Dariusz Mrówka, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gliwicach. - Przypominam, że pora była późna, a temperatura na zewnątrz ujemna, zamarzała woda. Należało też ewakuować mieszkańców. Cieszymy się jednak, że mimo powagi sytuacji nie ma osób poszkodowanych – dodaje brygadier.

W sumie z budynku ewakuowano dziewięć osób, w tym jedno dziecko, także psa i kota. Wszyscy mieszkańcy znaleźli schronienie u rodzin bądź znajomych. 

Inna trudność podczas akcji związana była z gęsto zaparkowanymi o tej porze na wąskiej ulicy samochodami. Nie było szans, by gdziekolwiek je przestawić, więc dziewięć aut zostało uszkodzonych przez spadające dachówki.  

Godzinę po przyjeździe strażaków do bazy, wezwano ich na Długosza ponownie. Alarm okazał się jednak fałszywy, lecz wywołany w dobrej wierze. Na miejscu unosiła się para wodna, którą pomylono z dymem. Na wszelki wypadek strażacy przekopali jednak pogorzelisko i sprawdzili je kamerą termowizyjną.      

(sława)

FOTO archiwum KM PSP Gliwice

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj