Wystąpiłam do pani redaktor z prośbą o pomoc po to, żeby ta spółdzielnia się wreszcie obudziła – nie kryje oburzenia mieszkanka wieżowca przy ul. Kozielskiej 63.

– Ci panowie nie mogą być bogami na całą klatkę, bo to upodlenie pozostałych mieszkańców. Walczę przy tym nie o siebie, a o zasadę, o starszych ludzi z bloku, którzy swoje rowery wnoszą po schodach. Bo ja, proszę pani, jestem nieustępliwa, gdy wiem, że mam rację.

Jak Alternatywy 4

Kozielska 63, typowy wieżowiec na blokowisku, które w pamięci większości mieszkańców wciąż nosi nazwę Gwardii Ludowej. Budowany za słusznie minionych czasów, nie jest wyposażony w rozwiązania, które obecnie uznać można za standardy. Kiedyś bardzo nowoczesne zsypy, dziś w większości przypadków służą za komórki lokatorskie, w których przechowywane są przedmioty na jakie nie znalazło się miejsce w mieszkaniach. Dotkliwym problemem lokatorów jest jednak brak tzw. wózkowni czy też rowerowni, a zatem pomieszczenia umieszczonego na najniższej kondygnacji, w którym mogłyby być przechowywane te właśnie przedmioty – rowery i wózki.
Pisząc to już słyszę westchnienia tych wszystkich, którzy mieszkają w budynkach starej tkanki miejskiej i o takich udogodnieniach mogą jedynie pomarzyć. W tym jednak przypadku istnieje realna możliwość ułatwienia życia lokatorom, bowiem z wejściem na zewnątrz budynku znajduje się w bloku dawne, dość obszerne pomieszczenie po kontenerze na śmieci, w którym swobodnie mogłoby się zmieścić kilka rowerów i wózków. Tak się jednak nie dzieje, dlatego że klucze do tej tajemnej komnaty dzierżył w dłoniach początkowo jeden z lokatorów, przez lata pracujących w Spółdzielni Mieszkaniowej Zachodnia. Teraz, oprócz niego, klucze ma jeszcze członek Rady Nadzorczej oraz jedna z mieszkanek bloku, która stertą przesłanych do spółdzielni pism wywalczyła sobie to prawo, narażając się jednak na nieprzyjemności ze strony zwłaszcza pierwszego ze wspomnianych panów. Na potrzeby tego tekstu nazwijmy go… Stanisławem Aniołem.

Rower na grzbiet i po schodach

Taka jest codzienność mieszkańców zwłaszcza, że winda w bloku znajduje się na półpiętrze. Zatem nawet starsi ludzie – a co najmniej kilkoro mieszkających w tym budynku porusza się po mieście rowerami – muszą najpierw pokonać wjazd do klatki, a potem jeszcze kilka schodów na poziom, gdzie znajdują się wejścia do dźwigów. Do wejść do wind zresztą jeszcze wrócę, bo to kolejna kuriozalna sprawa w tym bloku. Zatrzymajmy się jednak przy rowerach.
- Pomieszczenie po dawnym zsypie powinno służyć jako rowerownia lub wózkownia wszystkim mieszkańcom – denerwuje się moja rozmówczyni. Wtóruje jej sąsiad, dodając, że całkowicie się z nią zgadza. – Z tego co wiem, w niektórych blokach na osiedlu tak właśnie zostało to rozwiązane – dodaje.
Trzeci z sąsiadów nie ukrywa tego, co myśli o naszym „Aniele”.
- Wydaje mi się, że wykorzystał on swoją pozycję w spółdzielni, ale chyba za daleko z tym zaszedł – dodaje.
Wszyscy, z którymi rozmawiam, zwracają uwagę na mieszkającą na wyższych piętrach sąsiadkę, która z racji wieku naprawdę nie ma już siły wnosić roweru po schodach. I na matki z dziećmi, którymi sąsiedzi często pomagają dostać się z wózkami na półpiętro do windy. Dla wielu z nich rozwiązaniem byłaby możliwość pozostawienia sprzętów w dawnym zsypie. Jednak – zgodnie z wiedzą mieszkańców – jest on wynajmowany dwóm wspomnianym wcześniej mieszkańcom.

Potentat pomieszczeniowy

Pan Anioł zdaje się być zresztą kolekcjonerem pomieszczeń. Z tego co mówią mieszkańcy bloku, ma w swoim posiadaniu wspomniany dolny zsyp, jeden lub dwa zsypy na klatce, co najmniej 2 piwnice (choć moje „źródła” podejrzewają, że więcej) oraz… - i tu dochodzimy do kuriozalnej sytuacji – zabudowaną wnękę z wejściem do windy na 1 piętrze. Choć, co prawda, w bloku jeżdżą dwa dźwigi, a zamknięte przez wspomnianego mieszkańca jest „jedynie” wejście do jednego z nich, jednak już dwa razy doszło do zacięcia się windy na 1 piętrze, co powodowało konieczność poszukiwania „właściciela” zabudowanej wnęki, po to by ją otworzył i umożliwił wydostanie się z niej – w jednym przypadku – dwójce 10-letnich dzieci. Mieszkańcy mówią, że chłopcy do tej pory boją się jeździć windą, zwłaszcza sami, choć od tego zdarzenia minęło już ok. 3 lat.
W odpowiedzi na pisma wysyłane w sprawie windy do spółdzielni, nadzoru budowlanego i straży pożarnej, interweniująca u nas Czytelniczka otrzymała informację, że Pan Anioł ma wszelkie zgody na zamknięcie wejścia do windy. Będziemy chcieli się dowiedzieć, na jakiej podstawie i z jakim uzasadnieniem. Wciąż czekamy też na odpowiedź spółdzielni na nadesłane przez nas pytania. Do zamknięcia wydania nie zostały do nas przesłane.

Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj