Do 2020 roku zniknąć mają w Polsce państwowe domy dziecka, w których przebywa więcej niż czternaścioro dzieci. W Gliwicach już dawno rozpoczęły się działania zmierzające do zamknięcia tych placówek i przekształcenia ich w inne formy, tzw. pieczy zastępczej. Budynki, które przez dziesięciolecia były domami dziecka, stoją teraz puste. Tak jest między innymi z okazałą kamienicą przy ul. Zygmunta Starego 19, w której funkcjonowała „dwójka”.
- W obecnym kształcie nie tylko nie spełnia ona założeń ustawodawcy, ale
również naszych – kilka miesięcy temu mówił „Nowinom” Krystian Tomala,
zastępca prezydenta Gliwic. - Nie da się tam stworzyć małej placówki, o
charakterze zbliżonym do rodzinnej, która zagwarantuje wychowankom
warunki zbliżone do domowych. Podział obiektu - funkcjonalny,
przestrzenny i organizacyjny - na mniejsze placówki nie jest żadnym
rozwiązaniem. Dzieci nadal przebywałyby w dużej społeczności, czyli
modelu, od którego staramy się odchodzić.
Niestety, 1 października 1877 roku, wedle postanowień okresu kulturkampfu (ustawa zabraniała członkom zgromadzeń wychowywania dzieci), siostry musiały zrezygnować z pracy w sierocińcu i kierownictwo nad placówką przejęli ludzie świeccy. Trwało to do 1 lipca 1880 roku. Wtedy siostry wróciły do domu, jednak dopiero po sześciu latach wolno im było ponownie kierować placówką.
Samorządowcy
postanowili budynek przeznaczyć na sprzedaż. Zgodę wyraziła na ostatniej
sesji rada miasta. - Lada moment ogłosimy przetarg – mówi Marek
Jarzębowski, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic. - Przewidujemy, że cena
wyjściowa będzie kształtowała się na poziomie ok. 6 mln zł. Budynek
jest w dobrym stanie technicznym, ma świetną lokalizację, myślę, że znajdzie nabywcę.
Plan przestrzennego zagospodarowania miasta
przewiduje, że na terenie, na którym stoi kamienica po dawnym domu
dziecka, można prowadzić działalność usługowo-mieszkaniową o wysokiej
intensywności zabudowy. Należy więc domniemywać, że obiektem przy
Zygmunta Starego interesować będą się przede wszystkim deweloperzy
specjalizujący się w adaptowaniu zabytkowych obiektów na apartamentowce w
połączeniu funkcjami biurowo-usługowymi.
Jeśli tak by się
stało, to budynek po ponad 150 latach po raz pierwszy zmieni funkcję.
Warto bowiem wiedzieć, że od początku powstania (1862 rok) był on
placówką opiekuńczą dla dzieci. Zresztą historia tej kamienicy jest
ciekawa. Niewielu wie, że udział w finansowaniu jej budowy miał cesarz
Franz Josef.
Katolicki dom sierot powstał z inicjatywy i
fundacji księdza dziekana, proboszcza kościoła Wszystkich Świętych
Haensela, który – jak podaje gliwicki historyk dr Jacek Schmidt -
przeznaczył na ten cel 5 tys. talarów. Następca proboszcza, dziekan
Józef Kuhn, dołożył starań, aby kontynuować rozpoczęte dzieło. Zanim ono
powstało, dzierżawił prywatne mieszkania dla sierot. W 1859 r. dziekan
Kuhn postanowił zbudować duży sierociniec.
Pieniądze zbierano w
Galicji, Austrii, Niemczech, Szwajcarii, Niederlandach. Grosza nie
poskąpił nawet cesarz Franciszek Józef, który miał przekazać na ten cel
300 guldenów.
Po zebraniu około 10 tys. talarów zakupiono, w 1861
roku, sporą działkę i rozpoczęto budowę domu. Pomagali mieszkańcy Trynku
i Wójtowej Wsi. Rok później sierociniec był gotowy. Zamieszkały w nim
siostry zakonne oraz sieroty. Boromeuszki, obok prowadzenia domu,
zajmowały się także ambulatoryjną opieką nad chorymi gliwiczanami.Niestety, 1 października 1877 roku, wedle postanowień okresu kulturkampfu (ustawa zabraniała członkom zgromadzeń wychowywania dzieci), siostry musiały zrezygnować z pracy w sierocińcu i kierownictwo nad placówką przejęli ludzie świeccy. Trwało to do 1 lipca 1880 roku. Wtedy siostry wróciły do domu, jednak dopiero po sześciu latach wolno im było ponownie kierować placówką.
W latach 20. XX wieku rozbudowano kamienicę. Przebywało
w niej wówczas sto sierot, mieścił się tu także dom starców,
przedszkole, żłobek, szkoła zawodowa oraz ambulatoryjna opieka nad
chorymi.
Od roku 1960 sierociniec został przekształcony w
państwowy dom dziecka i rozpoczęła się jego modernizacja, która z
przerwami trwała aż do początków XXI wieku. Miasto, tylko w ostatnich
latach, wydało na ten cel niemałe pieniądze. Utworzono między innymi
aneksy kuchenne, pokoje dzienne, kameralne sypialnie, siłownię,
pracownię komputerową. Oprócz tego zaadaptowano na cele mieszkalne
przybudówkę oraz wyremontowano, dla wychowanków z grupy wstępnego
usamodzielnienia, byłe mieszkania służbowe, mieszczące się w budynku
głównym.
Dzisiaj dom stoi pusty i czeka na nowego właściciela.
(san)
Komentarze (0) Skomentuj