Z Michałem Mrozkiem *, którego wystawa "Pomiędzy działkami" będzie miała wernisaż 16 grudnia w Czytelni Sztuki,  rozmawia Małgorzata Lichecka.

Co to za zdjęcie? Widzę na nim kawałek Ciebie. 

Pani ogrodniczka poszła plewić, ja siedziałem w jej altance. Najpierw zobaczyłem zgrzewki butelek wody, czajnik, wiszące kable, jakieś szmaty, wiaderka. I nagle- lustro w drewnianych ramach, a w rogu jakiegoś człowieka. To byłem ja. Pomyślałem sobie wtedy, że to piękny moment na autoportret. Zrobiłem go z ramienia, na wyczucie. Udało się, tak że w ramie widać tylko moją głowę. 

Masz działkę?

Mama Lili, mojej żony, ma w Gliwicach działkę, a kiedyś w rodzinie mieli nawet dwie. Prowadził ją Czesław, ojciec Lili, teraz Halinka się nią zajęła, choć wcześniej jej to nie interesowało. I wspaniale to robi. Chodziłem na tę działkę, ale nie robiłem wtedy za dużo zdjęć, raczej na zasadzie typowej pamiątki. Świadomie zacząłem w 2007 roku. Zauważyłem też pewien schemat, powtarzający się cykl, coś jak w ślubnej fotografii, kiedy doskonale wiesz, co się wydarzy. Podobnie z działkami: w maju, w dowolnym miejscu w Polsce, wiesz co się tam wydarzy. Koło natury. I początkowo projekt miał się tak nazywać. Takie dwuznaczne określenie, bo jesteśmy koło natury,  ale też mamy koło natury. Ale ostatecznie stanęło na Pomiędzy działkami, bo mnie interesuje najbardziej to, co pomiędzy.
 

Który moment zdecydował, że to będzie początek projektu? Konkretna sytuacja? Osoba? A może chodziłeś między działkami poznając kulturę, i klik stwierdziłeś: to dobry pomysł fotograficzno- socjologiczny? 

Czy ja ten moment potrafię określić? Myślę, że nie. W tamtym czasie byłem skupiony na projekcie futbolowym, kończyłem książkę i byłem zupełnie gdzie indziej. Na pewno więc nie myślałem o tych działkach, jak o czymś co skończy się wystawą. Fotografowałem, bo tam byłem, a jak wiesz, aparat mam zawsze przy sobie. Kiedy teraz sięgam do zdjęć sprzed lat, mają już dla mnie wartość etnograficzną, historyczną. Nie ma niektórych ludzi. Nawet tych, których odwiedziłem przez ostatni rok. Niektórzy mieli ponad 90 lat, tacy starzy wyjadacze i nie wiem co się z nimi dziś dzieje. Została ich historia, zdjęcia, które zrobiłem. Ale korciło mnie od dawna, żeby się w ten temat zagłębić, żeby się dać pochłonąć, tak, jak niegdyś w fotografowanie futbolu amerykańskiego. W styczniu 2022 r. przyznano mi roczne stypendium twórcze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i dzięki temu mogłam się skupić na temacie oraz przejechać całą Polskę.  
 

Twoi bohaterowie i bohaterki mają powyżej 60, 70, 80 lat. 

Działka wymaga sporo pracy i regularnego przychodzenia, a najwięcej czasu mają emeryci. Tych też najczęściej można spotkać, oni znajdą chwilę i mają tę otwartość żeby porozmawiać. Ale czasem z dnia na dzień znikają. Inni działkowicze przychodzą po tygodniu albo po lockdownie i widzą, że pod drzewkami sąsiada leżą jabłka, u drugiego podobnie, więc myślą sobie gdzie oni są. I nagle dowiadują się od syna, córki, wnuka, wnuczki, że dziadek, babcia w szpitalu i już nie wrócą. Na działkach jest mało młodych ludzi, i kiedy stają się prawdziwymi działkowcami, wokół jest wielka radość. Bo młody - zakręcony to rzadkość. Mam nadzieję, że trochę się do tej działkowej mody przyczynię: ktoś zobaczy fotografie na wystawie w Czytelni Sztuki, która otwiera się 16 grudnia i powie: „ własna działka to świetny pomysł”.  

Pracowałeś z naturą, z działkowymi zasobami, czyli bardzo różnymi rzeczami, jednak przede wszystkim z ludźmi. W mnogości twoich bohaterów, którą doskonale widać na mapie, którą przygotowałeś pewnie po to, by uchwycić skalę swoich podróży, są różne historie, różne opowieści. Co oni ci mówili?

Zmierzasz w piękną stronę, bo o tym jest ten projekt. Nie o pomidorach, tylko właśnie o wspaniałych ludziach. Rozmawiałem z nimi czasami wiele godzin, pokazywali swoje miejsce, prowadzili do sąsiadów, opowiadali o tym, co dla nich jest najważniejsze, a każdy region ma swoje historie. Na przykład ogród działkowy zbudowany w miejscu dawnego obozu pracy w Świętochłowicach. To tam, na początku projektu, w styczniu, lutym, spotkałem 83-letniego pana Henia, który codziennie przyjeżdżał z Katowic na rowerze. W całej Polsce nie spotkałem osoby tak długo zajmującej się działką, on prowadzi ją od 12 roku życia, a jeszcze wcześniej w tym miejscu było pole jego rodziców, na którym też pomagał. Widział jak likwidowano obóz, z którego została tylko brama i tablica pamiątkowa. I jeszcze okno i drzwi z obozowych baraków, które do dziś służą w altance pana Henia. On ma ogromną wiedzę, stosuje kapitalne rozwiązania – suszy owoce w specjalnych piecach, ma wszystkiego tak dużo, że ciągle coś komuś rozdaje. Ma w sobie energię i czujesz, że to prawdziwy działkowiec.

Zawsze jakimś dziwnym trafem ląduję w miejscu, do którego ktoś ściągnął mnie myślami, energią, nie wiem nawet jako to określić, ale tak się właśnie dzieje. I tak poznałem Edwarda z Konina, gdzie jest jeden z największych ogrodów działkowych w Polsce - ponad 1400 działek. Najpierw zobaczyłem płot, wysoki, nic nie było widać, zajrzałem przez szparę i w altance siedział starszy pan, a obok niego brązowy pies. Mężczyzna był w białej koszuli, spodniach na szelkach i w kaszkiecie. Powiedziałem „dzień dobry”, a on spytał czy to do niego. „Do pana, ma pan bardzo ładnego psa” - zacząłem rozmowę, bo byłem ciekawy tego miejsca. Edward wstał, wziął laskę i powoli szedł w moją stronę. Stanęliśmy bardzo blisko siebie. „Nie widzę pana, od dwóch lat mam przed oczami tylko plamy, więc nie wiedziałem czy mówi pan do mnie”. Zaprosił mnie do środka i po godzinie rozmowy okazało się, że ma działkę od 20 lat, kocha Ślązaków i właśnie w tej chwili flancuje cebulę. Pokazał mi jak: w altance miał dwumetrową plastikową płytę, na niej rozsmarował klej, czyli wodę z mąką, po czym z miski wybierał takie malutkie cebulki i układał je w regularnych odstępach końcówkami do dołu. Kiedy skończył, wyszedł do ogródka, w miejsce z przekopaną  ziemią, na niej wstawił bokiem płytę z cebulkami, bo bardzo mu zależało żeby były równo posadzone. Edward mieszka na tej działce od wiosny do jesieni mimo że ma dość liczną, bo aż 40 osobową, rodzinę i czasami, ktoś wpada, jednak wyczułem, że relacje są między nimi różne. A działkę założył, kiedy dwadzieścia lat temu kolega dał mu skosztować pomidora. Zakochał się w ich smaku i zapragnął mieć własne. 
 

Opisujesz te historie?

Tak,  przygotowuję je do książki. Mam sporo notatek. To ważne, choćby historia pana Edwarda. Na koniec spotkania odprowadził nas do samochodu i kiedy tak szliśmy, z pamięci, opowiadał o działkach, sąsiadach, pytał czy tam, gdzie zawsze stał samochód, dalej stoi. „Teraz są dwa” - dodałem. A potem, kiedy siedzieliśmy w samochodzie żegnając wzrokiem Edwarda,  w pewnym momencie odwróciłem się do żony i zobaczyłem, że wzruszona płacze. 
 

Widzę, że zdjęcie Edwarda masz u siebie na honorowym miejscu.
Bardzo go polubiłem. Jest niesamowity.  

Miałeś jakiś system podróżowania do tych ogródków czy raczej robiliście to w myśl zasady „gdzie mnie rzuci, tam jadę”? 

Założyliśmy, że to będzie cała Polska, choć praktycznie moglibyśmy nie wyjeżdżać poza Śląsk, a nawet  nie ruszać się z Gliwic, tyle tu historii. Ale pomyślałem: przejedziemy całą Polskę wzdłuż i wszerz, mamy na to rok... bardzo optymistycznie, bo nie zdołaliśmy wyjechać dalej niż na wysokość Wrocławia czy Częstochowy, a już wsiąkłem. Więc wyznaczyłem główne kierunki – Wybrzeże , Białystok, Poznań, Zamość czy Kielce -  po drodze odwiedzając też różne miejscowości. Główną trasę już miałem , research o poszczególnych ogródkach zrobiony, ale planem każdego dnia  rządził trochę przypadek i to jest w projekcie kluczowe i najlepsze. Chyba że byłem umówiony i dostałem od kogoś zaproszenie na konkretną działkę, ale powiem szczerze, nie bardzo tak lubiłem. Bo wtedy ktoś czeka, wie, że przyjedzie fotograf, ma wysprzątane. A dla mnie najpiękniejsze było szwendanie się,  otwartość na rozmowę i trafianie do naprawdę dobrych miejsc i ludzi. Byłem ciekaw, co mnie w tej podróży zastanie, zaskoczy, jak jezioro na środku jednego z ogrodów, w którym kiedyś łowili mnóstwo ryb, a teraz to tylko żaby są. Albo basem, czy też raczej zbiornik przeciwpożarowy. 
 

To musieliście się wszystkiego objeść … czereśni, jabłek, śliwek, agrestu, porzeczek, pomidorów.  

O tak! Pierwszy raz jadłem malinotruskawki. I często wracaliśmy obładowani pomidorami, cukinią i wekami. No jak można wyjść bez słoika kapusty czy ogórków. Niedawno, przy kolacji, Lili postawiła na stole słoiczek i mówi „to jest od pani Bożenki z Grajewa”. Ogórki w takiej słodkiej zalewie, przepyszne były. Cały słoik zjedliśmy. 
 

Te ogródki są jak magnes, sama lubię spacerować między działkami i podglądać co się tam dzieje, co to za ludzie są. 

Wiesz kiedy do mnie dotarło to przyciąganie? Byliśmy  w okolicach Zielonej Góry i trafiliśmy do bardzo miłego pana Adama, takiego działkowca – duszy, co to wszystko rozdawał. Chcesz szczepki mięty, daje. Trochę jabłek? Już pakuje i zaprasza na kolejne za miesiąc czy półtora. Jeszcze śliwek? Nie ma sprawy. I to bez dyskusji. Zaprasza całe przedszkolne grupy żeby im pokazywać różne rośliny. Obdarowywanie sprawia mu ogromną radość, choć jego syn woli sałatę ze sklepu niż z działki ojca. W pewnym momencie Adam kiwnął na mnie i  poszliśmy za altanę. „Coś ci pokażę”, mówi. Weszliśmy do komórki ze słomą, nie zorientowałem się gdzie jesteśmy, a po chwili już miałem w ręku jajko prosto od kury. Pierwszy raz w życiu poczułem ciepło świeżo zniesionego jajka. No i usłyszałem, że mogę je spokojnie ścisnąć, bo skorupka jest naprawdę gruba i tak łatwo nie pęknie, ponieważ Adam dokarmiał swoje kury ślimakami, których na działkach jest w bród . 
 

Co cię napędzało?  

Najbardziej? Działki starego typu. Tam jest wszystko, bo ich infrastruktura, to taki recykling. Weźmy płoty – robią je z czego się da: są takie z siatki, ze starych drzwi, drewniane, betonowe, niskie, wysokie. Z furtek to mógłby powstać cały katalog. Farba do malowania? Każdy działkowiec wykorzystuje inną. Kiedy byliśmy na Wybrzeżu widzieliśmy dużo nawiązań do rybackich klimatów – na płotach boje, łódeczki, mewy, no i sieci. Na Śląsku z kolei królują mocne, solidne, konstrukcje, mamy altany jak domki jednorodzinne. Jednak najbardziej zaskoczyła mnie Nowa Sól bez płotów. I potem tak samo Malbork. Miałaś wrażenie jakbyś była w jednym wielkim ogrodzie. Były tylko maleńkie krawężniki służące do tego, żeby dyskretnie zaznaczyć teren. W Nowej Soli byłem w maju, wszystko kwitło, więc efekt był niesamowity. Największy ogród działkowy widzieliśmy w Gdańsku. Większość z 400 działek jest zamieszkała, są ulice, monitoring, na wjeździe 150 skrzynek pocztowych, każda z innym numerem. Wyobrażam sobie co czuje listonosz stojący przed taką bramą, bo numery nie były kolei: tu sto czterdzieści siedem, tam dwadzieścia, jeszcze gdzie indziej pięćdziesiąt, a na samym  dole wyskakiwała jedynka.

Odwiedziliśmy też Grudziądz i Kąpiele Słoneczne, najstarszy ogród działkowy w Polsce, który ma 120 lat i w którym wszystko się zaczęło. Dziś to 150 działek z domami, takie osiedle się z Kąpieli Słonecznych zrobiło. Byłem w kilku ogrodach w Polsce powstających całkowicie od nowa i bardzo mnie ciekawiło jak wyglądają. Pierwszą czynnością jest... postawienie płotu. Drugim ruchem kamper, altanka lub dom. Nie przekopanie ziemi czy posadzenie drzewa, a wyznaczenie terytorium, bo liczy się każdy centymetr. Wiesz, ja się skupiałem na ludziach, którzy czują w sobie ducha działkowca, złapali zajawkę. Tak trafiłem w Poznaniu na współdzielony, międzykulturowy ogródek działkowy. Jego właścicielką jest starsza pani, która użyczyła go młodym ludziom z różnych krajów pod przewodnictwem poznanianek. Każdy ma swoją grządkę, dzielą się wiedzą, informacjami, hodują egzotyczne odmiany. Przy tym integrują się i poznają swoją kulturę. Zdjęcie tego ogrodu znalazło się na plakacie wystawy. Ania zerwała owoc, rozgniotła go i dała mi skosztować. Był kwaśny jak cytryna, ale co za kolor! 
 

Jak fotografować to, o czym rozmawialiśmy?  I wybrać materiał na wystawę? Widać, że jesteś w tym projekcie, a my nie rozmawialiśmy jeszcze o fotografowaniu, a o życiu na działkach, o ludziach na działkach.  

Zawsze na pierwszym miejscu stawiam rozmowę, nawet zanim zrobię jakiekolwiek zdjęcie. Fotografia zawsze jest dodatkiem, i to się sprawdza, szczególnie w tym projekcie. Ci ludzie z działek w sekundę wyczuwali kim jestem i jakie mam zamiary. Zanim otworzyłem usta, już wiedzieli. Trzeba wspólnie wypić herbatę, skosztować gruszek, posiedzieć w altanie i pogapić się na kwiaty. Oddać im zainteresowanie. I jeszcze jedno: bez względu na to, czy byłem na Helu, w Warszawie czy Gliwicach, przy bliższym poznaniu okazuje się, że oni mówią o tym samym, dotykają życia. Ludzie związani z naturą łatwiej akceptują starość, przemijanie. Ale też mówią, że dzięki działce żyją dłużej, zdrowiej i to ich trzyma w formie. A fotografowanie … jak już się to zaufanie zdobędzie, aparat przestaje istnieć, a ja naciskam spust migawki. Bo wtedy jestem w stanie pokazać prawdę, autentyczność, coś, co za płotem, między działkami. 
Bio:
Michał Mrozek
Gliwiczanin ( rocznik 1977), od 15 lat zachęca innych aby pokochali fotografię. Pomysłodawca i redaktor naczelny magazynu PokochajFotografię.pl , inicjator takich działań jak Mastermind, Uliczne Bitwy Fotograficzne czy the 12gallery. Prowadząc warsztaty i fotoekspedycje z entuzjazmem dzieli się swoim doświadczeniem. Autor pierwszej w Polsce książki dotyczącej futbolu amerykańskiego - „More than a sport”.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj