Minister edukacji nie wyklucza, że w tym roku szkolnym uczniowie już do klas nie wrócą. Pozostają lekcje online. 
Niezadowoleni są rodzice. Narzekają na obciążenie dzieci pracą, w której oni też muszą uczestniczyć. Ale na pochwałę zasługuje wiele gliwickich nauczycieli, którzy świetnie odnaleźli się w domowym nauczaniu, wykorzystując nowoczesne programy czy aplikacje. 

Tęsknimy za normalnym szkolnym życiem

Jak mówił nam w marcu Mariusz Kucharz, naczelnik wydziału edukacji urzędu miejskiego, gliwickie placówki pracują zdalnie, wykorzystując możliwości współczesnej techniki, czyli dzienniki elektroniczne, pocztę mailową, wszelkiego rodzaju komunikatory i programy. Nauczyciele wysyłają materiały i zadania domowe, potem uczniowie je odsyłają i są oceniani. 

– Zawsze zachęcam nauczycieli, by ich rola nie sprowadzała się jedynie do oceniania, ale by byli dla swoich wychowanków mentorami, mistrzami, przewodnikami po świecie nauki. I teraz tak to właśnie wygląda – powiedział Kucharz.
I rzeczywiście, w wielu placówkach tak to wygląda. Dobrze radzi sobie na przykład nasza „złota szkoła”, czyli Zespół Szkół Techniczno-Informatycznych przy ul. Chorzowskiej, którego technikum w tym roku, po raz kolejny, znalazło się na pierwszym miejscu na Śląsku w rankingu miesięcznika edukacyjnego „Perspektywy”.

– Nauczyciele mają kontakt ze wszystkimi uczniami, realizują podstawę, pracują za pomocą różnych programów i platform. Mamy o tyle prostsze zadanie, że wychowankowie placówki informatycznej posiadają swoje komputery i świetnie radzą sobie z programami, z których korzystają nauczyciele. Wielu osobom brakuje jednak szkoły i bezpośredniego kontaktu z uczniami, nauczycielami, koleżankami i kolegami. Na razie nie mamy problemów z przemęczeniem, choć trzeba głośno powiedzieć: doszło dużo więcej pracy i poznawania nowych programów, technologii. To jest nowe doświadczenie. Wspieramy uczniów, rodziców oraz nauczycieli poprzez porady psychologiczne czy pedagogiczne. Nikogo nie zostawiamy bez pomocy – zapewnia Janusz Magiera, dyrektor ZSTI. Na koniec dodaje: – Tęsknimy za normalnym szkolnym życiem.

Doskwiera brak kolegów 

O tym, że brakuje kontaktu „twarzą w twarz” mówi także Katarzyna Czaplicka, polonistka z V Liceum Ogólnokształcącego im. Andrzeja Struga przy ul. Górnych Wałów w Gliwicach. Bo nauczanie zawsze jest interakcją. 
Mimo to już w pierwszym dniu, jak mówią uczniowie –„koronaferii” wszyscy nauczyciele z V LO szukali możliwości kontaktu ze swoimi klasami i nie było z tym żadnego problemu. 

 – Przede wszystkim wykorzystaliśmy dziennik elektroniczny. Służył i dalej służy powiadamianiu tak opiekunów, jak i uczniów o zmianach zasad nauczania, dostosowaniu form oceniania. Większość kontaktów utrzymujemy przez Messengera i nie ma osób, które nie podjęłyby wyzwania. Pierwszych kilka dni zajęło też uczenie się obsługi platform – Google Classroom, niektórzy wrócili do używanych czasem Moodle. Pomocą służą e-podręczniki, mnóstwo podpowiedzi dotyczących form pracy nauczyciele zamieszczają na różnych grupach na Facebooku. Część klas od początku prosiła o pracę przy pomocy Skype`a lub Discorda. Logowanie się przy umiejętnościach młodzieży to pestka, a my mamy szansę dotrzeć do wszystkich – opowiada o nowych metodach w swojej szkole Czaplicka. 

Polonistka opisuje, jak teraz wyglądają jej zajęcia z języka polskiego. Ocenia aktywność podczas zajęć, a znajomość lektur czy różnych zagadnień sprawdza Kahootami (quiz na specjalnej aplikacji telefonicznej). Uczeń nie musi więc mieć komputera, wystarczy telefon z dostępem do internetu. W sytuacji, gdy zamknięta jest biblioteka i nie można wypożyczyć książki, pozostają Wolne Lektury z biblioteki internetowej, e-booki czy audiobooki. Jeśli zaś tekst ma realizację sceniczną – ogląda się ją i omawia. 

 – Uczniowie w tym względzie są świetnymi szperaczami, lepszymi ode mnie! To czas, by szerzej wykorzystać różne teksty kultury, do których dostęp jest nieograniczony – podsumowuje nauczycielka. I zapewnia, że nie ma problemu ze zdyscyplinowaniem swoich wychowanków. 

 – Wszyscy zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji związanej z epidemią, a młodzi ludzie są nad wyraz dojrzali emocjonalnie. Gdyby jednak pojawiły się jakieś problemy z motywacją, to rodzice, po kontakcie z wychowawcą, staraliby się młodzież wspierać.

Prawdziwe wyzwanie to teraz klasy maturalne. 
 
– Pracuję obecnie z dwoma takimi klasami, lekcje prowadzę na Skypie i to raczej uczniowie, jak na normalnych zajęciach, wyszukują cytaty, komentują je, odnoszą do różnorodnych kontekstów, a ja jestem tylko moderatorem dyskusji. Potem maturzyści przesyłają wypracowania do oceny, niektórzy próbują się z przykładowymi maturami ustnymi. Teraz omówimy arkusze matury próbnej, więc znów będą mieli mnóstwo pomysłów dotyczących wyboru lektur i innych tekstów kultury – kończy Czaplicka. 

Głos oddajemy Dominikowi, tegorocznemu maturzyście z V LO.

– Powoli zaczynamy pracować w czasie rzeczywistym, zajęcia dostosowane są do dawnego planu lekcji. Nie ma mowy o długim spaniu – zapewnia. – W klasie maturalnej na szczęście można skupić się na przedmiotach egzaminacyjnych, więc nie ma tyle obowiązków, co w klasach młodszych. Pracujemy na platformach Google Classroom, Moodle, rozmawiamy z nauczycielami, używając Skype`a i Discorda. Nawet od nauczyciela wychowania fizycznego otrzymujemy linki do ćwiczeń, które mamy wykonywać. Tego na szczęście nikt nie sprawdza… Dużą zaletą wszystkich zajęć online jest strój nieformalny, czyli piżama – śmieje się maturzysta. I dodaje, że tęskni za typową szkołą. 

Jak się okazuje, praca zdalna wymaga dużego zdyscyplinowania. Doskwiera brak kolegów. 

Rodzice są zmęczeni, a system się wiesza

Niestety, nie we wszystkich gliwickich szkołach współpraca nauczyciel – uczeń wygląda tak dobrze. Od początku zamknięcia placówek edukacyjnych zbieramy opinie od rodziców. Większość z nich narzeka – przede wszystkim na obciążenie dzieci nauką, w której oni sami także muszą uczestniczyć, często po powrocie z pracy. Ale słyszymy również utyskiwania na problemy techniczne podczas nauki online czy kłopoty z niewystarczającą ilością sprzętu w domu – w rodzinach, w których jest czworo dzieci, niekonieczne są cztery komputery.
 
– Niestety, by dziecko mogło pracować online, trzeba mieć i dobry sprzęt, i szybki internet, czego my nie mamy. Jestem matką samotnie wychowującą dwóch synów i nie kupię im teraz nowych komputerów czy laptopów, nie stać mnie na to – mówi pani Anna.

Gliwiczanka dodaje, że codziennie pojawia się problem z logowaniem do e-dziennika – system jest tak obciążony, że się zawiesza. 

 – Akurat nauczyciele moich synów wszystko wysyłają na e-dziennik: wiadomości do opiekunów, polecenia, zadania, linki. Tam odbywa się cała szkolna korespondencja. Chcę też zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Nauczanie domowe bardzo angażuje rodziców. Ja w czasie epidemii nie mam wolnego w pracy, więc gdy wracam do domu, drugą część dnia spędzam nad lekcjami...
Ten problem porusza także Michał, ojciec licealistki: – Proszę napisać o przemęczeniu uczniów. Widzę po mojej córce, że pracuje teraz od rana do wieczora. Jej szkoła prowadzi nauczanie zdalne, ale od znajomych wiem, że inne tego nie robią, przez co dzieci praktycznie się nie uczą.

Wielu rodziców wskazuje właśnie na przeciążenie. Rozumieją, że w dobie pandemii inny rodzaj nauczania nie wchodzi w grę i nie mają pretensji do polonistów, matematyków czy nauczycieli języków obcych. Chodzi im o muzykę, zajęcia plastyczne, informatykę, religię. 

– Dzieci są angażowane na przykład przez katechetów – mówi pan Mariusz, ojciec „trójki”. – W efekcie nie mogą się wyrobić i kiedy my z żoną wracamy z pracy, musimy z nimi siedzieć, często do późnych godzin wieczornych. Rozumiem, że każdy nauczyciel musi mieć jakieś wyniki, ale jest czas wyjątkowy, wszyscy musimy się dostosować i w pewien sposób poświęcić. Moim zdaniem, religię, muzykę czy plastykę można sobie teraz odpuścić. Podobnie wychowanie fizyczne. Sam przypilnuję dzieci, by zażywały ruchu.

Pan Mariusz chwali jednak nauczycieli. Choć nie wszystkich. 

– Pandemia pokazała wyraźnie, że są dwie grupy. Pierwsza, nauczyciele kreatywni, nowocześni, oni znaleźli swoją drogę. Sprawnie kontaktują się z uczniami przez komunikatory, niektórzy nawet nagrywają lekcje i wrzucają na kanał YouTube! Ich zajęcia są świetne! Niestety, grupa druga to nauczyciele, którzy z nowoczesnym modelem sobie nie radzą i nawet nie chcą spróbować. Cóż... może obawiają się, że wyjdzie na jaw ich wiedza, prawdziwe umiejętności... W końcu takim domowym lekcjom, na przykład przez Skype'a, często przysłuchują się rodzice.

Narzekają nawet rodzice przedszkolaków. Okazuje się, że i ich dzieci dostają sporo zadań do wykonania w domu. Maluchy nie zrobią ich jednak same – obowiązek nauczania spada wyłącznie na mamę czy tatę. 

Ale problem jest jeszcze inny: występuje rzesza uczniów, z którymi szkoły nie mają kontaktu przez lekceważący stosunek samych rodziców. Ci nie odbierają telefonów, nie odpowiadają na maile, nie szukają kontaktu z nauczycielami. W efekcie ich dzieci nie uczą się wcale. Tymczasem szkoła nie może obecnie wysłać do domu pedagoga, by sprawdził, co się dzieje. 

Wsparcie dla gliwickiej oświaty 

W razie problemów ze sprzętem, warto skontaktować się ze szkołą, a nawet wydziałem edukacji. Jak czytamy na urzędowym profilu na Facebooku (Edukacja w Gliwicach) w kwestii komputerów czy internetu oświatę wspierają firmy oraz różne instytucje. Potrzeby są, okazuje się, ogromne. 

Dla uczniów niemających dostępu online przygotowywane są też materiały w formie tradycyjnej, które można odbierać w szkołach lub otrzymywać pocztą.

Wydział edukacji przypomina jednak nauczycielom, że zdalna nauka to nie tylko lekcje online, nie oceny, zadania i polecenia czy nawet obecność w tym samym czasie na platformie internetowej lub komunikatorze. Najważniejsze są budujące więzi relacje, bo to one wpływają na umiejętności oraz chęć nauki. 

(sława)

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj