Roksana Dobrowolska w związku z pracą prowadzi warsztaty profilaktyki i terapii uzależnień. Ale każdy wieczór spędza w barze. I przyznaje się do tego publicznie. Nie robi tajemnicy ze swojego „nałogu”, bo chodzi do pubu nie po to, żeby trunek spożywać, ale go serwować. Ze swoim życiowym partnerem Danielem prowadzi piwiarnię – multitap Dobry Zbeer.
W ramach naszego cyklu w te rejony przedsiębiorczości zaglądamy po raz pierwszy. Lokal w piwniczce przy ul. Górnych Wałów wart jest uwagi przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy to nietuzinkowa geneza pubu. Kolejny – oferta miejsca, unikatowa, jak na Gliwice. Ale po kolei.

Roksana Dobrowolska jest magistrem psychologii. Świadczy wsparcie psychologiczne żołnierzom z gliwickiego garnizonu i ich rodzinom. Kwalifikuje pod kątem predyspozycji psychicznych kandydatów do armii, pomaga radzić sobie ze stresem tym, którzy noszą już mundur, leczy z traum wyniesionych z misji zagranicznych. Należy do grupy „posłańców złych wieści”. To specjalny zespół, złożony z lekarzy i psychologa, powołany do pomocy rodzinom, na które spada wiadomość o śmierci żołnierza – męża, syna, brata. Zajmuje się również terapią pacjentów szpitala psychiatrycznego w Rybniku. A po pracy staje za barem, żeby pomóc swojemu chłopakowi.

Daniel Ciszczonik jest dyplomowanym ekonomistą i absolwentem psychologii. Z Roksansą poznał się na studiach. Parę, obok uczucia, połączyło gustowanie w złocistym trunku. Wspólne upodobanie nie dotyczy jednak byle jakiego jasnego, którym koncerny zalewają sklepowe półki. Oni rozsmakowali się w szlachetnych gatunkach, przykładach prawdziwej sztuki browarniczej. 

- Oczy na przebogaty świat piwa otworzył mi kolega ze studiów. Poczęstował mnie piwem z Belgii, gdzie mieszkała jego siostra. To był wstrząs. Nie dowierzałem, że tak może smakować piwo. Z tym dniem zostałem fanem wyrobów browarników z Flandrii. Znajomość z kolegą z oczywistych względów przerodziła się w zażyłość. Wtedy, 15 lat temu, piwa z górnej półki były praktycznie nie do zdobycia. Gdy tylko nadarzyła się okazja, korzystałem więc z uprzejmości kolegi – wspomina początki swojej przygody z piwem przez duże „P” Daniel Ciszczonik.

Brak na rynku ulubionego trunku obudził w nim ducha przedsiębiorczości. Jak wielu krajowych piwoszy zaczął eksperymentować z warzeniem piwa w domu. Procesu produkcji, od brzeczki po pełne „jasne”, uczył się metodą prób i błędów. Wiedza okazała się bezcenna, gdy dobrych kilkanaście lat później z konsumenta piwa stał również jego sprzedawcą. 

Para prowadzi lokal wspólnie, ale to jego można częściej spotkać za barem. Roksanę od pubu odciągają obowiązki zawodowe i domowe. Daniel, zanim został przedsiębiorcą, imał się różnych zajęć. Aż w końcu ich dla niego zabrakło. Nie mogąc znaleźć ciekawej pracy na rynku, stworzył ją sobie sam. Wybór branży był oczywisty. Magister psychologii zajął się tym, na czym znał się co najmniej równie dobrze, jak tajemnicach ludzkiej duszy.

- Pierwotnie myśleliśmy o sklepie z piwem. Ostatecznie stanęło na barze. Zajęło to trochę czasu ze względu na problem z lokalem. Mieliśmy upatrzone miejsce, jednak na przeszkodzie stanął sprzeciw jednego z lokatorów kamienicy. Ale skoro już zdecydowaliśmy się na takie szaleństwo, jak otwarcie baru, to poszliśmy dalej. I  znaleźliśmy obecny lokal.

Jeżeli ktoś szuka miejsca, w którym można wypić dużo i tanio, nie ma po co zaglądać do piwniczki przy Górnych Wałów. Dobry Zbeer jest za to wymarzonym lokalem dla koneserów, co to potrafią docenić szlachetność trunku, poszukujących nowych, niespotykanych smaków. 

Bar w swojej reklamie nie przesadza. Policzyliśmy. Faktycznie, leją tu piwo z 15 kranów, z każdego w innym gatunku. Niemal pełny wachlarz. Są i lagery, i "ale" oraz ich liczne odmiany – jasne, ciemne i w półtonach, pszeniczne i jęczmienne, karmelowe i palone, jedno- i wielosłodowe. 

Zawartość większości kegów jest produkcji polskiej, ale zawsze w ofercie znajdziemy też piwo z krajów słynących tradycją browarnictwa – niemieckie, czeskie, belgijskie, skandynawskie oraz reprezentację piwnej potęgi zza Atlantyku, w tym klasyczne amerykańskie IPA. A spragnieni królewskich odmian, na przykład długo leżakowanych „blendów”, i ci o zasobnym portfelu, znajdą je na ladzie, w zabutelkowanej postaci.

Niestety, nie zabierzemy ulubionego trunku, nawet tego pod kapslem, ze sobą, żeby uraczyć się nim w domu. Można to zrobić tylko na miejscu. Chociaż, właściwie, nie ma czego żałować. Do tego, żeby zostać na miejscu i spędzić przyjemny wieczór w miłym towarzystwie, przy kufelku wybornego piwa i talerzu zakąsek, zachęcają drewniane ławy, pokoik z hamakami, stylowe, choć surowe, mury. 

Pewnym zaskoczeniem dla piwoszy może być brak Guinnessa, Paulanera, Pilsnera czy innych marek ciemnych i jasnych piw, które uchodzą za flagowe. Wynika to z filozofii właścicieli pubu. 

- Piwa, o których pan wspomniał, to masowa konfekcja. A mamy nie tylko popularne gatunki, np. stout, pils, weissbier, ale też ciekawe połączenia, jak piwa wędzone, lamibic, kwasy, w których często jest więcej owoców niż w niejednym soku. Współpracujemy z małymi warzelniami, wręcz manufakturami. Lejemy na przykład piwo z Browarni Sobótka Górka, najmniejszego w Polsce. Z jednego warzenia uzyskuje się maksymalnie 150 litrów napoju. I taka warka w całości trafia do pubów jak nasz, nastawionych na niszowy, ale wysokogatunkowy towar.

Wśród wielu nietypowych odmian chmielowego trunku klient znajdzie tu również piwo typu Barley Wine. W tłumaczeniu na język polski to wino jęczmienne. Nazwa tego stylu oznacza połączenie klasycznego piwa z mocą alkoholu charakterystyczną dla win, która bierze się z dużej koncentracji ekstraktu początkowego. 

Dobry Zbeer to nie tylko okazja do spędzenia czasu towarzysko w niebanalnym miejscu. Lokal organizuje warsztaty warzenia piwa i wieczory kiperskie. Można się na nich na przykład dowiedzieć, dlaczego warto wydać na butelkę piwa 150 zł. I więcej. 

Choć pub działa stosunkowo niedługo – wystartował w lipcu ubiegłego roku – wpisał się już na dobre w mapę nocnego życia Gliwic. Chętnie odwiedza go młoda klasa średnia – pracownicy firm informatycznych, przedstawiciele wolnych zawodów, ludzie biznesu. A kto wie, może zostanie jedną z wizytówek Gliwic. 

- Ostatnio spotkała nas bardzo miła sytuacja. Przez kilka wieczorów z rzędu gościliśmy klientów z Francji. Załatwiali w Gliwicach interesy. Zdradzili, że tak im się u nas spodobało, że pozostali głusi na alternatywne propozycje spędzenia popołudnia. Pochlebiamy więc sobie, że zachowają nasze miasto we wdzięcznej pamięci również za sprawą Dobrego Zbeera. A może przede wszystkim? – żartują Roksana i Daniel.

(pik)


    

     
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj