Panią Barbarę policja, rodzina, różne stowarzyszenia zajmujące się osobami zaginionymi oraz gliwiczanie ochotnicy szukali 12 dni. Kobieta odnalazła się dziś po godzinie 14.00. Była tylko zziębnięta. 
44-letnia mieszkanka osiedla Baildona wyszła z domu  w czwartek, 20 grudnia w godzinach przedpołudniowych. Nie wróciła na święta, nawet nie skontaktowała się z rodziną. 

W piątek, 21 grudnia dorosły syn gliwiczanki zgłosił policji zaginięcie. Mężczyzna widział matkę ostatni raz w czwartek około godziny 7.00, kiedy wychodził do pracy. Gdy wrócił i zorientował się, że mamy nie ma w domu, został za to jej telefon i dokumenty, zaczął, na własną rękę, poszukiwania. Bez powodzenia. 

Policja - wbrew temu, co pisał jeden z gliwickich portali informacyjnych - zaczęła działać od razu po zgłoszeniu. Wszczęto wszelkie procedury przewidziane prawem. O działaniach nie od razu informowano jednak media, bowiem tak robi się wyłącznie wtedy, gdy mamy do czynienia z zaginięciem dziecka, osoby starszej (z demencją), poważnie chorej lub grożącej samobójstwem.  

44 -latkę zarejestrowaną natomiast jako zaginioną, jej fotografię umieszczono w specjalnej  ogólnokrajowej bazie danych. Policyjni poszukiwacze penetrowali miejsca ostatniego pobytu kobiety, przeczesywali okolice jej zamieszkania oraz brzegi Kłodnicy, a do poszukiwań użyli drona. Sprawdzili szpitale i noclegownie, jednak w żadnej z tych instytucji nikt nic o zaginionej nie wiedział. Policjanci rozpytali też osoby mające jako ostatnie kontakt z gliwiczanką - jedna widziała ją w czwartek ok. godz. 11.00. 

Jakiś trop dało przejrzenie zapisów monitoringu. Otóż jedna z kamer zarejestrowała panią Barbarę idącą w okolicy ulic Franciszkańskiej oraz Błogosławionego Czesława. Niestety, tu ślad się urwał.  W końcu śledczy postanowili opublikować komunikat z danymi i zdjęciem zaginionej. 

Rodzina i przyjaciele poprosili też o pomoc gliwiczan. Wtedy w poszukiwania włączyli się ochotnicy, którzy przeczesywali miejsca możliwego pobytu kobiety. Akcję tę koordynowała Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza „Szukamy i Ratujemy” - ona również używała drona. Badano rzekę, stawy i ich okolice. Pomagały media, nie tylko lokalne, zamieszczając odpowiednie komunikaty. Bez skutku. 

Przełom przyszedł dopiero dziś, w trzynastym dniu poszukiwań. Pod numer policji zadzwonił świadek, który twierdził, że odpowiadającą rysopisowi kobietę zauważył w okolicach ogródków działkowych przy ul. Królewskiej Tamy, niedaleko drogowej trasy średnicowej. Na miejsce przyjechała policja i pogotowie ratunkowe, wezwano syna 44-latki - ten potwierdził, że znaleziona kobieta jest jego matką. 

Gdzie pani Barbara przebywała przez kilkanaście zimowych dni? Na to pytanie na razie odpowiedzi nie ma. Biorąc pod uwagę miejsce, w jakim ją odnaleziono, można jedynie przypuszczać, że schroniła się w jakiejś altance na działkach (teren ten był przeszukiwany, więc jeśli przebywała właśnie tam, musiała ukrywać się przed poszukiwaczami). 

Co spowodowało, że kobieta opuściła dom, rodzinę i nie dawała znaków życia? Na ten temat policja milczy. Z komentarzy, jakie pojawiły się na różnych forach internetowych, wynika jednak, że chodziło o sprawy rodzinne. Jakie dokładnie, nie wnikamy. 

Na szczęście akcja zakończyła się pomyślnie, pani Barbara żyje i jest zdrowa. Była tylko bardzo zziębnięta. Jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.    

- Poszukiwania zaginionej gliwiczanki są dowodem na prawidłowe reakcje oraz mechanizmy typowe dla rozwiniętego społeczeństwa obywatelskiego. W akcję, prócz służb, włączyli się bowiem ochotnicy (mieszkańcy Gliwic) oraz różne stowarzyszenia. Wszystkim im dziękujemy za zaangażowanie - mówi podinsp. Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji. 







wstecz

Komentarze (0) Skomentuj