- Najciekawiej jest u nas przed świętami. Siadamy wszystkie przy stole i robimy. Córki – swoje, ja – swoje, a mama – swoje. Bywa, że przez kilka godzin ze sobą nie rozmawiamy, tak skupione jesteśmy na pracy – mówi Ewa Przybyła z Pniowa w gminie Toszek.

Matka, córka i trzy wnuczki. Pięć utalentowanych plastycznie kobiet. Teresa Cich (66 l.) już od dzieciństwa wykazywała zdolności manualne. Wyszywała makatki, a na poduszkach ze wstążek zarabiała pierwsze pieniądze. - Skąd te umiejętności? Będąc panienką, podglądałam starszych – wspomina pani Teresa. - Zawsze sprawiało mi to przyjemność i pewnie do dzisiaj wyszywałabym, gdyby nie kłopoty ze wzrokiem. Teraz wzięłam się za origami. Ta sztuka przynosi mi mnóstwo satysfakcji. Każdy jesienno-zimowy wieczór mam zajęty.

Na dowód pokazuje swoje prace. Piękne. Koszyczki, łabędzie i oryginalny gorący kubek z... puszką piwa. - Na początku wcale nie było łatwo, ale dzisiaj to już rutyna – opowiada. - Bierze się kawałek papieru, składa go na 10 części i wychodzi z tego taki mały trójkącik. Potem wkłada się jeden do drugiego i wychodzą różne fajne rzeczy. Teraz mamy spotkanie klasowe po latach i postanowiłam przygotować każdemu prezent z origami. Myślę, że koleżanki i koledzy będą zadowoleni. Faceci dostaną gorący kubek, a dziewczyny koszyczek z kwiatami.
Pani Teresa lubi się dzielić swoją pasją z innymi. Prace przekazuje bezpłatnie na kościelny festyn albo szkolny kiermasz.

- W domu miałam od kogo się uczyć: mama, babcia, prababcia... – wspomina pani Ewa Przybyła (47 l). - Od mamy – wyszywania, a od babci i prababci – robienia na drutach. Lubiłam patrzeć, jak one to robią. Tak szybko poruszały tymi drutami. Imponowały mi. Pierwsze druty dostałam, gdy miałam siedem lat. Dziadek mi je zrobił ze szprych rowerowych. Nie podobało mi się jednak dzierganie nimi. Dopiero gdy po śmierci dziadka dostałam prawdziwe, spodobało mi się. I tak do dzisiaj „sztrykuję”. Nie wyobrażam sobie wieczorów bez dziergania. Kiedy nic nie robię, cierpię na syndrom niespokojnych rąk (śmiech). Nosi mnie.
Robótki na drutach nie mają dla pani Ewy tajemnic. Serwetki, obrusy, swetry, czapki, tuniki, narzutki itp.. itd. Śliczne.

-Tylko dla niewtajemniczonych dzierganie to nudne przerabianie oczek – podkreśla pniowianka. -W rzeczywistości jest to robota dla kreatywnych oraz tych, którzy lubią się rozwijać. Tworzenie własnych wzorów jest nie lada wyzwaniem. Wymyślanie, projektowanie i wcielanie w życie. To prawdziwa gimnastyka dla mózgu.

Pani Ewa ma trzy córki: Małgosię, Kasię i Agnieszkę. Wszystkie odziedziczyły talent po mamie i babci. - Małgosia tworzy w papierowej wiklinie, robi też różne rzeczy ze wstążki, Kasia specjalizuje się w „kroszonkach” i robieniu choinek z kawy, a najmłodsza, Agnieszka, robi piękne ozdobne jajka wielkanocne z wełny albo włóczki – wylicza pani Ewa. - Najciekawiej jest u nas przed świętami. Siadamy wszystkie przy stole i robimy. Córki – swoje, ja – swoje, a mama – swoje. Bywa, że przez kilka godzin ze sobą nie rozmawiamy, tak skupione jesteśmy na pracy.
                                                    (san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj