Na słodkościach, pączkach, ciastach, tortach zna się jak mało kto. Wie o nich wszystko. Trudno się jednak dziwić, skoro od ponad pół wieku je produkuje. Właścicielka Wisienki, jednej z najstarszych cukierni w naszym mieście, jest prawdziwą artystką w swojej profesji. W 2003 r. dostała zresztą złotą odznakę mistrza cukierniczego. Co roku spod jej skrzydeł wychodzą kolejne pokolenia czeladników. 
Urodziła się pod Krakowem, ale już po roku zamieszkała z rodzicami w Chorzowie. Dzieciństwa i młodości nie miała usłanych różami. Wcześnie straciła ojca, a wychowywaniem czworga dzieci zajmowała się matka. - Byłam najstarsza i na mnie spadło gros obowiązków – wspomina. - Mama pracowała, więc musiałam pomagać w domu: sprzątać, gotować, zajmować się rodzeństwem.

Po podstawówce poszła do technikum gastronomicznego, bo, jak mówi, chciała być kelnerką. Kelnerką ostatecznie nie została, ale może i dobrze, bo środowisko cukiernicze nie miałoby tak świetnego fachowca. 

Już po ślubie przeprowadziła się do Knurowa, a w 1969 roku zaczęła pracować w gliwickiej Wisience jako ekonomistka (wtedy była to jeszcze firma państwowa, należąca do PSS Społem). Rychło zaczęła awansować, by w 1978 zostać kierownikiem cukierni, która wówczas była połączona pod jednym szyldem z wytwórnią pączków i lodów. – Byliśmy prawdziwym potentatem – opowiada. – Produkowaliśmy dziennie tonę lodów i kilka tysięcy pączków.

Na fali zmian ustrojowo-gospodarczych w 1992 roku ówczesny prezes gliwickiego Społem - Jan Larysz - zaproponował jej przejęcie Wisienki. – Musiałam tylko spłacić sprzęt i inne rzeczy należące do Społem. Ile nocy nie przespałam, dojrzewając do tej decyzji, tylko ja wiem najlepiej. W końcu się zdecydowałam – uśmiecha się. – Od tamtej pory minęło 28 lat. Nie żałuję ani jednego dnia.

Dzisiaj cukiernia przy ul. Zwycięstwa 53 produkuje dziennie ok. 300 sztuk pączków (w tłusty czwartek kilka tysięcy więcej), 300 ciastek i 20 tortów i jest jednym z najbardziej ulubionych przez gliwiczan punktów na słodkiej mapie Gliwic. Wprawdzie, z uwagi na pandemię, klientów jest ostatnio nieco mniej, ale Wisienka wciąż ma swoich wiernych łasuchów, którzy przychodzą po pyszne co nieco. Kiedy pytam o receptę na sukces w branży, słyszę: serce do pracy i uczciwość wobec klientów. 

Dzisiaj Wisienka to firma rodzinna. Seniorka może liczyć na wsparcie córki, syna (na pierwszym zdjęciu) i synowej. Rodzina zresztą ma dla niej fundamentalne znaczenie. Uwielbia swoje wnuczęta (ma ich dziewięcioro) i prawnuczęta (pięcioro). Poza pracą najbardziej lubi wypoczynek w ogrodzie.

Otwórz galerię zdjęć i poznaj ulubione miejsca w Gliwicach Zofii Ptok, właścicielki cukierni Wisienka. 

Zofia Ptok
Ma 75 lat. Mistrzyni cukiernictwa, właścicielka Wisienki, jednej z najstarszych w Gliwicach cukierni. Choć z urodzenia krakuska, to całe życie związana ze Śląskiem. Dorastała w Chorzowie, potem mieszkała w Knurowie, a od ćwierćwiecza żyje w Brzezince. Nieprzerwanie pracuje w Wisience, od 51 lat, a od 28 prowadzi ją jako własną firmę. Odznaczona złotym medalem im. Jana Kilińskiego za Zasługi dla Rzemiosła Polskiego. Najważniejsza jest dla niej rodzina, a najlepiej odpoczywa w przydomowym ogrodzie.


SPACEROWAŁ ANDRZEJ SŁUGOCKI,
FOTOGRAFOWAŁ MICHAŁ BUKSA

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj