Z Katarzyną Szotą -Eksner, feministką, joginką, Liderką Równości z województwa Śląskiego - finalistką pierwszej edycji plebiscytu organizowanego przez Kongres Kobiet Polskich oraz Ambasadę Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, rozmawia Małgorzata Lichecka. 
 

Liderka równości widzi więcej i może więcej, zarówno w działaniach lokalnych , jak i ponadlokalnych. Wie, co jest istotne dla równości, potrafi to dobrze wytłumaczyć i uświadamiać. 

Nagroda w plebiscycie, choć jest bardzo ważna, nic nie zmienia, ale jeszcze bardziej uświadomiła mi jak wiele jest do zrobienia. Cały czas uczę się nowych rzeczy, a ponieważ żyjemy w społeczeństwie, w którym kluczowy element społeczeństwa obywatelskiego - równość kobiet i mężczyzn, czyli zasada, że wszystkie osoby, niezależnie od płci, powinny być traktowane jednakowo oraz mieć takie same prawa oraz możliwości, został zaburzony. Zresztą, jeśli chodzi o Polskę mam wątpliwości czy ta równość, obywatelskość, kiedykolwiek istniała. Nie uważam się też za osobę, która bezwzględnie wie. Dla mnie to, co robię jest drogą, procesem, zaś moje działanie mocno powiązane jest z siostrzeństwem. Dziś w Polsce mamy zupełnie inną sytuację niż rok, dwa, a nawet trzy lata temu. Problemy pozostały te same, lecz odbiór rzeczywistości zupełnie inny i trzeba się w niej odnaleźć. Moją mentorką, siostrą, przyjaciółką jest Małgorzata Tkacz -Janik. Nie byłabym tą osobą, którą dziś jestem, gdyby nie ona. Jest dla mnie autorytetem, przyjaźnimy się, to jedna z trzech najważniejszych kobiet w moim życiu. Ona uczy mnie budowania równościowych relacji. 

Od czego powinniśmy zacząć, by tę równość rzeczywiście respektować? Wystarczy się rozejrzeć, by zauważyć zachowania w stosunku do kobiet, dzieci, osób innej religii, orientacji. 

Do tego katalogu dodam jeszcze podwójne standardy na granicach: jedni uchodźcy są przyjmowani z otwartymi rękami, inni błąkają się po lasach i często tracą tam życie. Dla osoby zajmującej się kwestiami równościowymi to porażający przykład. Wszyscy w tym uczestniczymy, całe społeczeństwo. Na co dzień pracuję z kobietami, prowadzę zajęcia jogi: trochę feministycznej, bo dużo o tych sprawach rozmawiamy, trochę terapeutycznej, z racji tego, że jestem na stażu terapeutycznym, uczę się jak zostać psychoterapeutką. Wszystkie moje inicjatywy – Poznam Panią z Pyskowic, Kino Kobiet z Pyskowic czy mój najnowszy siostrzany kinowy projekt w Toszku – prowadzę w małych miejscowościach a tam mówienie o feminizmie, równości, budzi wiele emocji. Zaczynam rozmowę, a potem kobiety opowiadają o przykładach ze swojego życia: o tym, że nie mogą podjąć pracy, bo zajmują się dziećmi i to jest zupełnie niedoceniane, mówią o przemocy, która je dotyka, o nierównościach finansowych, o przemocy seksualnej, o molestowaniu, gwałtach. Po tych rozmowach mam wrażenie, że przez te lata nic się nie zmieniło. Siostrzeństwo, działanie w grupie Nic o nas bez nas Ruch kobiecy Gliwice, Pyskowice, którego jestem wspózałożycielką, uzmysłowiło mi, że praca oddolna jest tym, w czym ja się doskonale odnajduję i w co bardzo wierzę. To początki, które zmieniają, ale dopiero wyjście na ulice jest rodzajem uzewnętrznienia poglądów. Kiedy pierwszy raz dostałam „szczekaczkę”, a było to w czasie Strajku Kobiet, było mi ciężko, bo trzeba mieć w sobie dużo odwagi. Ja się jej nauczyłam w siostrzeństwie, i już podczas drugiej gliwickiej Manify szłam przez miasto z tą szczekaczką, głośno krzycząc, aż ochrypłam. Mocny kobiecy głos, nawet krzyk, jest istotny, kiedy idzie o kwestie fundamentalne dla naszego życia, ale zdaję sobie sprawę, że nie każda kobieta to potrafi. Zacznijmy więc od małych kroczków. Sama tak robiłam.

Poruszyła pani dość istotną kwestię: odwagi i determinacji. Dwa działania, które w pracy równościowej są kluczowe. Po to, żeby mówić głośno o tym, że na przykład kobiety są gwałcone przez mężów, uzależnia się je ekonomicznie, gnębi psychicznie strasząc odebraniem dzieci. 

Odwaga jest zaraźliwa, można się jej nauczyć. Nikogo nie namawiam na wychodzenie poza swoje granice bez przygotowania i wsparcia, bo wtedy jest jeszcze trudniej. Ale jeżeli za tobą stoją osoby wspierające, wówczas łatwiej walczyć o siebie. Jestem odważna, i tak o sobie myślę, nie znaczy to, że się nie potykam, nie mam chwil zwątpienia, nie jest mi ciężko, kiedy czasem budzę się w nocy i czuję, że się boję. Bardzo nie lubię określenia dzielna kobieta. Bo przetrwa przemocową sytuację w domu? Molestującego szefa? Nie będzie się odzywać tylko zaciśnie zęby? To nie jest odwaga. Odwaga jest aktywnością, działaniem, i, jak już powiedziałam, na pewno pomaga wsparcie. Po seansach i dyskusjach Kina Kobiet w Pyskowicach wiele razy proszono mnie o rozmowę. Takie teoretyczne rozważenie sytuacji z filmu czy książki powodują, że ludzie zaczynają się otwierać, mówię tu o kobietach, i opowiadać o swoim życiu. 

Grupa Nic o nas bez nas obchodzi w 2022 roku dwulecie istnienia. To grupa o silnym działaniu obywatelskim, a te dwa lata dały wzmocnienie - ludzie wiedzą kim jesteście i co robicie.

Jeśli coś się dzieje wychodzimy na ulicę, nawet spontanicznie. Z drugiej strony, mocny nacisk kładziemy, i będziemy to robić jeszcze intensywniej, na działalność edukacyjną. Wznawiamy SUL, Strajkowy Uniwersytet Ludowy i planujemy wrócić do tej formy edukacji na stałe. 

Kino Kobiet jest już w Pyskowicach i Toszku, Poznam Panią z Pyskowic, czyli spisywanie lokalnych herstorii, miało dwie edycje. Czy ten projekt będzie pani rozwijać w innych miejscowościach i będziemy miały/ mieli Poznam Panią z Toszka? 

Nad Toszkiem właśnie pracuję. To niezwykle ważny projekt, gdyż na takich oddolnych działaniach buduje się w lokalnej społeczności świadomość, jak ważną rolę odgrywały, i odgrywają, w nich kobiety. Mieszkańcy, mieszkanki bardzo się angażują, szczególnie było tak podczas drugiej edycji w Pyskowicach, kiedy, dosłownie, zostałam zarzucona zdjęciami, opowieściami, szalenie ciekawymi, Gdybym miała więcej czasu, zajęłabym się nimi wszystkimi. To było niepojęte... zapraszały mnie do domu starsze kobiety, wyciągały z przepastnych szuflad zdjęcia, żeby opowiedzieć o swoich matkach, przyjaciółkach, które aktywnie działały. 

Na sytuacje nierównościowe nakłada się dziś dodatkowo kwestia uchodźczyń wojennych, bo to głównie kobiety, z Ukrainy. Widzę duży problem, który już się dzieje, kiedy posłucha się coraz głośniejszych dyskryminacyjnych wypowiedzi. Zaprosiliśmy tych ludzi do siebie, są z nami, co powinniśmy robić, jak się zachowywać?

Nie mam żadnej cudownej recepty, poza tym, że trzeba rozmawiać i słuchać. Utrzymuję kontakt i z uchodźczyniami, i z kobietami, które pomagają. Do nas trafiły głównie kobiety z kraju, w którym aborcja jest dozwolona do 12 tygodnia. One się za chwilę zderzą z polskimi standardami najbardziej w Europie opresyjnymi wobec kobiet. Z drugiej strony, trochę przewrotnie sobie myślę, że może te kobiety pomogą nam, Polkom, znowu zawalczyć. Jesteśmy też przecież w kryzysie pomocowym widać, że w wielu przypadkach sytuacja nas przerosła, jesteśmy skrajnie obciążeni psychicznie i fizycznie. Ważne jest, żebyśmy w tym wszystkim utrzymali kontakt z samym sobą i co jakiś czas pytali siebie: w jakiej sprawie to robię, jak się z tym czuję? Nie wchodzili w działanie bez kontaktu ze sobą. To jest trudny czas ale tylko rozmowa i relacje, w moim przypadku te siostrzane też, pomogą nam go godnie przetrwać. Taką mam nadzieję. 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj