Po trzech miesiącach polski Forrest Gump, czyli Tomasz Sobania zakończył swój życiowy bieg do Grecji i z powrotem - pokonując 3 628 km, co przekłada się na 84 maratony i jeden 100-kilometrowy odcinek, który przebiegł w ostatnim dniu wyprawy.

- Czuję ulgę na myśl, że po raz pierwszy od wielu lat będę miał wolne wakacje – uśmiecha się Sobania, biegacz ekstremalny, który w ubiegłym tygodniu zameldował się na Stadionie Śląskim w Chorzowie. To zasłużony odpoczynek po ostatnich biegowych miesiącach, gdzie mierzył się ze swoimi słabościami, trudnościami, czy obawą o życie swoje i towarzyszących mu pomocników w osobie fizjoterapeuty Bartka oraz Agnieszki, która zajmowała się zapleczem i logistyką. - Problemów przez ostatnie trzy miesiące było sporo, ale najważniejsze jest dla mnie to, że tym razem nie było momentów, w których mój bieg mógłby zostać definitywnie przerwany. Choć nie było niebezpiecznych sytuacji, to kilka razy bałem się o bezpieczeństwo swoje i mojej załogi. Zdarzyło się tak, że nocą w Serbii śpiąc w kamperze, słyszałem, jak ktoś szarpie za klamkę. Spaliśmy przez trzy miesiące w różnych krajach, jak Serbia, czy Macedonia Północna, a to nie są narody, gdzie można się czuć naprawdę bezpiecznie – wspomina sportowiec. To kolejna szaleńcza eskapada Tomka, który zbiera pieniądze dla podopiecznych z Fundacji Qlavi. Za uzbierane środki chce zakupić niezbędne urządzenia do rehabilitacji w domu.

Trzy miesiące biegu, wylanego potu, zdartych ran na stopach, zużytych siedmiu par butów oraz kontuzji łydki przełożyło się na rozczarowanie sportowca, który chciał uzbierać 100 000 złotych, by zakupić sprzęt rehabilitacyjny dla piątki osób, jednak zerkając na zrzutkę, okazuje się, że została zebrana zaledwie połowa środków. – Jak widać, łatwiej jest przebiec ponad 3 600 km, niż zebrać ludzi dobrej woli, którzy pomogą bliźniemu w potrzebie. Jestem tym trochę zawiedziony, ale nie składam broni. Wierzę, że to jeszcze może się udać, w tym roku musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby te 53 000 złotych uzbierać, co nie było łatwe – zauważa Tomek. Zbiórka internetowa będzie otwarta jeszcze przez kilka dni, dlatego każdy może dorzucić swoją cegiełkę i wesprzeć zbiórkę - https://zrzutka.pl/dpf3hs . Wisienką na torcie i spełnieniem marzenia miało być wbiegnięcie na stadion ze zniczem olimpijskim przez Tomka, jednakże i to zostało w ostatniej chwili odwołane – Drugim celem stały się drużynowe Mistrzostwa Europy w Lekkoatletyce, na które miałem przybiec. Ceremonia otwarcia, na którą czekałem przez trzy miesiące, kiedy byłem przygotowany w tunelu, wówczas w ostatniej chwili została odwołana przez marszałka województwa śląskiego – mówi Tomek. Biegacz szuka także dobrej strony finalnego biegu, a ma się czym pochwalić, we wtorek zrealizował swoje marzenie i spotkał się z Robertem Makłowiczem.
(c)
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj