Są miasta, które nie poprzestają na państwowym monitoringu powietrza i, w obronie przed smogiem, inwestują we własne. W przypadku Gliwic można odnieść wrażenie, że władze nie są zainteresowane utrzymaniem nawet tego, co mamy. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska groził likwidacją stacji pomiarowej przy ul. Mewy, ale przez długi czas ostrzeżenie nie robiło na urzędnikach większego wrażenia.
Powszechnie wiadomo, że Gliwice plasują się w czołówce miast z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem w Europie. Mówią o tym raporty międzynarodowych organizacji zajmujących się stanem środowiska. Ale skąd wiedzę czerpią WHO czy Europejska Agencja Środowiska? Danych dostarcza państwowy monitoring powietrza. Na ich podstawie możemy również sprawdzić jakość atmosfery w swojej okolicy. Źródłem informacji są stacje pomiarowe WIOŚ, urządzenia najbardziej precyzyjne i, jako jedyne, służące oficjalnej ocenie. Na przykład to, które pracuje w Gliwicach przy ul. Mewy 64. Nie wiadomo jednak, jak długo jeszcze.

Pod koniec marca WIOŚ w Katowicach skierował do gliwickiego urzędu pismo w sprawie uporządkowania terenu wokół czujnika. Utrzymane w ultymatywnym tonie, zawierało zalecenie „wycięcia drzew rosnących najbliżej stacji”. W uzasadnieniu wniosku WIOŚ wyjaśnia, że rośliny mogą wpływać na pracę urządzenia, co powoduje, że reprezentatywność pomiarów może być obniżona. I przestrzega, że „dalsze użytkowanie stacji w takim stanie nie może być kontynuowane”. Brak wykonania zalecenia spowoduje przeniesienie odczytów w inne miejsce na terenie Gliwic, a w najgorszym razie – poza granice naszego miasta.

- Problem narastał od kilku lat. Związany jest z bujnym rozwojem roślinności w rejonie stacji. Dotychczas zadowalające były prace pielęgnacyjne, ale obecnie drzewa są zbyt wysokie. Przycięcie gałęzi nie wystarcza do zapewnienia w pełni swobodnego przepływu powietrza wokół punktu – przekazuje Tomasz Sadowski, rzecznik śląskiego WIOŚ.

Marcowe pismo było już drugim w tej sprawie. Pierwsze, które przyszło w lutym, spotkało się z negatywną odpowiedzią. Urząd, dość lekką ręką wydający zgody na wycinkę w błahych sprawach, tym razem stanął na straży przyrody. W opinii pracowników gliwickiego magistratu, nie ma podstaw do usunięcia przedmiotowych drzew – są w dobrym stanie fitosanitarnym, nie zagrażają bezpieczeństwu, mają walory krajobrazowe.

Stacja przy ul. Mewy stanowi ważny element systemu antysmogowego. W Gliwicach działają też inne czujniki powietrza – montowane przez społeczników, np. ze Stowarzyszenia Czyste Gliwice, ale najbardziej miarodajnych pomiarów dostarcza urządzenie zlokalizowane na Sikorniku. WIOŚ zwraca uwagę na optymalne umiejscowienie punktu – w rejonie dużego osiedla mieszkaniowego, sąsiedztwie zabudowy jedno- i wielorodzinnej, z indywidualnym ogrzewaniem pomieszczeń, co jest reprezentatywne dla śląskich miast.

Ewentualne przeniesienie stacji stanowi problem, nie tylko dla monitorowania powietrza w Gliwicach. WIOŚ podkreśla, że, jako jedna z pięciu w całym województwie, dysponuje stanowiskiem manualnym do pomiaru pyłu zawieszonego PM 2,5, wykorzystywanego na potrzeby obliczenia wskaźnika średniego narażenia dla kraju. Przy założeniu wieloletniej, stabilnej lokalizacji, powstało ono w 2009.

Względy przemawiające za pozostawieniem punktu, nawet za cenę kilku drzew, wydają się oczywiste. Czytelne jest też stanowisko WIOŚ – jeżeli miasto nie spełni oczekiwań, musi się liczyć ze stratą stacji. Dlatego, wobec wagi sprawy, musi zaskakiwać lekkość, z jaką traktuje ją gliwicki urząd.  Jednak ostatnie dni przyniosły postęp w sprawie: strony się spotkały i   wstępnie ustalono nową lokalizację. Zaproponowano, by stacja została przesunięta o ok. 30 m, na sąsiednią działkę.  - Aktualnie trwają uzgodnienia dotyczące możliwości przeniesienia obiektu. Dzięki temu rozwiązaniu nie ma niebezpieczeństwa utraty ciągłości pomiarów, a drzewa nie będą musiały być wycięte - wyjaśniają miejscy urzędnicy. 

(pik)    


wstecz

Komentarze (0) Skomentuj