Pszczyńska słynęła onegdaj z lokali, w których studenci po wyczerpujących zajęciach na Politechnice, mogli się odprężyć i zintegrować. Poza „Spiralą”, która działa zwykle w czasie koncertów, właściwie nie zostało ani jedno takie miejsce. 

Może nasi żacy zmienili zwyczaje? A może, poza ugaszeniem pragnienia potrzebują czegoś więcej? Tego nie wiemy, ale warto odnotować, że na mapie Gliwic ponownie otwarte zostały drzwi jednego z dawnych kultowych miejsc. Nad wejściem w przyziemia wisiał kiedyś szyld „u Sąsiada”. Teraz w oczy rzuca się neon z napisem „Hearts Pub”.
Wnętrze nie zmieniło się diametralnie, choć w głównej sali nie ma już kominka, a drewniane krzesła zastąpione zostały wygodniejszymi, pokrytymi tapicerką. Uwagę zwracają także grafiki identyfikujące to miejsce i zamysł właściciela. Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że nie są przypadkowe, a osoba, która nad nimi pracowała, ma talent i zapewne spore doświadczenie. Od Jana Adryańskiego, właściciela „Hearts Pubu” dowiadujemy się, że były nominowane do nagrody projektu roku, konkursu, którego organizatorem jest Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej. Twórcą projektu jest gliwiczanin Michał Markiewicz, a ilustracje stworzyła Katarzyna Olejarczyk.

„Co by się stało, gdyby Space Invaders spotkali Alicję w Krainie Czarów?” – takie pytanie postawili sobie projektanci. W kolejnych zdaniach ich interpretacji, odnaleźć można słowa, które doskonale opisują to miejsce: „To nie jest pub z grami, który wygląda jak tradycyjny pub. To nie jest tradycyjny pub, który wygląda jak pub z grami. To jedno i drugie”.
Tak. To pub z grami, ale nie tylko dla graczy. W jednym z pomieszczeń znajdują się konsole. Przy barze stoi imponujący stos bardziej i mniej popularnych gier, które można za darmo wypożyczyć i rozegrać partyjkę przy stole. Zresztą, niemal przy każdym trwają zażarte rozgrywki. Gracze są w różnym wieku, ba, mówią nie tylko w polskim języku.
O tym, że to pub, którego myślą przewodnią są gry, widać również na jego stronie internetowej, która jest… grą. Jeszcze zanim miejsce to otworzyło się na dobre, odbywały się w nim turnieje. I takie są zresztą plany związane z jego przyszłością.

Wielu dawnych studentów nadal jednak będzie kojarzyć to miejsce z „Sąsiadem”. Czy właściciel znał ten kultowy pub? Czy w nim bywał?
- Nie, to nie moje czasy. W „Garażu” (kolejnym po Sąsiedzie pubie) też nie bywałem – mówi ze śmiechem Adryański. Nie ukrywa jednak, że wciąż wokół siebie słyszy o tym, że ludzie pamiętają dawną nazwę pubu.
- Słyszę to, odkąd kupiłem ten lokal i zacząłem go remontować. Przyszedł kominiarz, rozejrzał się i mówi, że on tu u Sąsiada bywał… Przyszedł elektryk i mówi to samo. Kupowałem farby i znowu słyszę, że Sąsiad i że kojarzą. Pamiętają też, że był Garaż, ale o nim wspominają już nieco mniej – opowiada gospodarz „Hearts Pubu”. – Nie, nie przeszkadza mi to – dodaje. I wyjaśnia - Nawiążę do gier. Kiedyś miałem swoje ulubione, ale gdybym dziś do nich wrócił, nie byłyby tym samym. Grałbym z innymi ludźmi, mając inne zainteresowania i doświadczenia. Zatem pomimo to, że niektórzy mają sentyment do „Sąsiada”, nie przyjdą już do tego miejsca, jak dawniej – z kolegami po wykładach na Politechnice. Natomiast budujemy kolejne wspomnienia dla ludzi, którzy teraz studiują i przyjdą tu po swoich zajęciach – podsumowuje Adryański.

Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj