Źle się dzieje z wieżą ciśnień przy Sobieskiego. Dlatego społecznicy i mieszkańcy przygotowują petycję do wojewódzkiego konserwatora zabytków. 7 marca o godz. 11.00 przy ul. Sobieskiego 20 odbędzie się protestacyjna akcja społeczna związana z ratowaniem wieży i dopingowaniem do działań zarówno właściciela, jak i śląskiego konserwatora zabytków.    

Zabytek ma pecha do właścicieli. Ostatni, ósmy z kolei, czyli pyskowicka firma Komsta, od maja 2018 r. wykonuje ruchy pozorowane: niby wieżę zabezpiecza, niby przygotowuje koncepcje zagospodarowania terenu. Biuro Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków ma stosowną dokumentację, przeprowadziło też, w listopadzie 2019 roku, wizje w terenie. I orzekło, że stan wieży jest fatalny. 

Poprzedni właściciel, Cyprian Krzysztof Lutoborski, biznesmen spod Warszawy,  który kupił ją w 2013 roku, zamocował na dachu czerwoną folię, w okiennicach uzupełnił płyty paździerzowe, wyciął rosnące na elewacji samosiejki, głównie brzozy. Zdemontował stare zadaszenie, wstawił bardzo solidne drzwi. I taką samą bramę wjazdową. Splantował ziemię, usuwając krzaki i pomniejsze drzewka. Wywieziono także walający się wszędzie gruz. Przez pięć lat plandeka zdążyła się podrzeć, a chwasty i samosiejki odrodzić. Lutoborski w 2016 roku wystawił teren z wieżą na sprzedaż. Kupiec znalazł się wiosną 2018. 

Majowa jutrzenka z Komstą w tle     

Okazała się nim lokalna firma z dobrym portfolio i zapleczem inwestycyjnym. Ale tak naprawdę w maju 2018 Komsta przyszła na gotowe, dokonując jedynie kosmetycznych zabezpieczeń - położyła nową plandekę i usunęła chwasty. Choć deklaracje właściciela dawały nadzieję, że zabytek wreszcie zostanie zrewitalizowany, okazały się płonne. Folię z dachu regularnie szarpał i niszczył wiatr,  a teren wokół zabytku przypominał plan filmowy z horroru.

Piszę do ciebie, Komsto 

Moja bogata korespondencja mailowa z tą firmą nie przyniosła żadnych konkretnych informacji, choć regularnie dopytywałam o stan wieży i plany. Właściciel unikał deklaracji, wspominając jedynie o podpisanej umowie z biurem projektowym, nie chciał jednak rozpowszechniać informacji do czasu zamknięcia sprawy. Kiedy o ten czas dopytywałam, dowiedziałam się tyle, że jest bliżej nieokreślony. 
Tak sobie wymienialiśmy maile, aż do lipca 2019 roku, kiedy nastąpiło w naszej korespondencji pewne ożywienie: Komsta uaktywniła się, jeśli chodzi o projekt budowlany. Pojawiło się jednak pewne „ale”: właściciel nic nie zdradzi do chwili złożenia dokumentów. Od tego czasu minęło sześć miesięcy.   

Schabik oglądał ją wiele razy 

Wieżę wzniesiono w początkach XX wieku na niezagospodarowanych peryferiach miasta. A konkretnie na terenach rozciągających się między Daszyńskiego a Kościuszki. Budowlę uroczyście oddano do użytku 9 lipca 1904 roku i była zwiastunem późniejszej urbanizacji opisywanego obszaru. Czyli realizacji planu radcy budowlanego Karla Schabika i jego współpracowników. W latach 1922-1936 w okolicach wieży rozlokowało się osiedle domków jednorodzinnych towarzystwa GAGFAH, zaś w 1927 wybudowano kościół pw. św. Antoniego. Razem z wieżą stały się nie tylko landmarkami Gliwic, ale też istotnymi elementami koncepcji miasta – ogrodu, wprowadzanej skrupulatnie w życie przez Schabika. Świadczy o tym rekreacyjna funkcja terenów z dużą ilością zieleni, jak i wybudowane nieopodal korty Gliwickiego Klubu Tenisowego Gelb – Weis (działające jeszcze w okresie powojennym). 

Sygnowano Otto Intze  

Zgodnie z przepisami sprzed wieku, budowle miejskie musiały mieć charakter monumentalny, świadczący o dobrobycie miasta. Stąd neogotycki wystrój wieży. W środku – hit technologiczny z początków XX wieku: zbiornik wody o pojemności trzech tysięcy metrów sześciennych, z nitowanych blach stalowych walcowanych, grubości od 6 do 10 milimetrów. To cudo zaprojektował znany niemiecki prof. Otto Intze. Inżynier budownictwa z uniwersytetu w Aachen. Prekursor w dziedzinie budowy zbiorników dla wież wodnych, a także wybitny budowniczy tam – w Niemczech i Austrii do dziś funkcjonuje ich ponad 40. 

Na czym polegał nowatorski pomysł Intzego? Chodziło o zastosowanie wypukłego dna zbiornika i stożkowatego zwężenia u podstawy dla wyeliminowania sił działających na konstrukcję go podpierającą. Zasady Intzego zastosowano przy budowie około 500 wież ciśnień w Niemczech i innych krajach europejskich. W Polsce zachowała się prawdopodobnie tylko ta z Gliwic. 

Cud – mechanizm Intzego działał przez 70 lat, do 1984 r. Wieżę wyłączono z eksploatacji w roku 1985 – zbiornik przeciekał i obawiano się katastrofy. Wówczas jej właścicielem były miejskie wodociągi. Specjaliści wykonali pomiary stalowego płaszcza, stwierdzając, że remont nie wchodzi w grę. Płaszcz należało wymienić. 

W 1986 zlecono ekspertyzę techniczną konstrukcji i inwentaryzację architektoniczno-budowlaną. Wypadły dobrze, wykonano więc projekt nowego zbiornika, uwzględniający techniczne szczegóły montażu. Zlecono także prace przy elewacji, dachu (przeciekał), zaplanowano wykorzystanie dwóch żelbetowych wieńców, ściągających budynek. 

Najwyższe świadectwo sztuki inżynierskiej 

Zleceń nigdy jednak nie wykonano. Zbiornik i budynek zamknięto. I przez dwadzieścia lat nie interesowano się jego stanem. Dopiero dzięki działaniom Bożeny Fedas-Frączek, w grudniu 1998 roku, wieżę wpisano do rejestru zabytków. 
Przytoczę uzasadnienie, gdyż jest ważne: „(…) wieża jest cennym przykładem monumentalnej architektury przemysłowej z początków XX wieku, stanowiąc świadectwo rozwoju sztuki budowlanej i inżynierskiej. A poprzez usytuowanie w najwyższym punkcie jest istotnym elementem krajobrazowym sylwety miasta”. Fedas-Frączek uratowała wieżę, bo gdyby nie została zabytkiem rejestrowym, pewnie dzisiaj niewiele by po niej zostało. 

Stop zaniedbaniom. Czekamy na kary dla właściciela 

Historia zatoczyła koło i w 2020 roku znowu o wieżę upomina się czynnik społeczny, tym razem Stowarzyszenie Miasto - ogród Gliwice. Jakub Słupski, jego współzałożyciel, jest zły. Obserwuje wieżę od lat, podobnie jak wielu innych mieszkańców.  

- Trzeba powiedzieć: dość zaniedbaniom. Wobec bezczynności właściciela, który od wielu miesięcy nie uważa nawet za stosowne naprawić dach zabytku, aby nie niszczyła go dostająca się do środka woda, i który, jak dotąd, nie podjął żadnych działań w celu przywrócenia wieży do stanu dobrego zachowania, do  czego zobowiązuje go ustawa - wylicza Słupski.

W tej sytuacji stowarzyszenie zdecydowało się zawiadomić wojewódzkiego konserwatora zabytków. Społecznicy chcą kontroli zabytku i ustalenia jego aktualnego stan oraz stopnia  uchybień właściciela. Istotne będą zalecenia pokontrolne, zobowiązujące go do pilnego przeprowadzenia konkretnych, realnych działań,  powstrzymujących proces  degradacji.

Jest i bat, bo społecznicy sugerują wojewódzkiemu konserwatorowi, by w razie niewykonania zaleceń pokontrolnych nałożyć karę finansową - najpierw najniższą, czyli 50 tys. zł, a jeśli nie poskutkuje, to nawet pół miliona. Chcieliby także, żeby zweryfikowano, czy wskutek niedopełnienia przez Komstę obowiązku opieki nad zabytkiem nie doszło do popełnienia przestępstwa uszkodzenia lub zniszczenia oraz rozważono, czy wobec wieży nie zachodzą przesłanki jej zabezpieczenia przez starostę poprzez ustanowienie tymczasowego zajęcia. 

- Nasze działania są konieczne w sytuacji, kiedy od kilku lat właściciel pozwala na powolną, lecz nieubłaganą dewastację wieży, współtworzącej tożsamość okolicy, podobnie jak aleja lipowa z ul. Mickiewicza czy pl. Grunwaldzki. Takie działanie przynosi szkodę nie tylko naszej lokalnej społeczności, Gliwicom, ale także śląskiemu dziedzictwu poprzemysłowemu. Stanowi jednak przede wszystkim kpinę z prawa. 

Liczymy, że WKZ podejmie stanowcze działania, których do tej pory, niestety, brakowało. Oby w ich wyniku właściciel opamiętał się i nie tylko zabezpieczył wieżę, lecz zobowiązał się do podjęcia konkretnych prac restauratorskich i zrealizował je w terminie, tym samym unikając zapłaty bardzo wysokich kar czy innych konsekwencji. Liczymy, że ten przypadek stanie się przestrogą dla innych właścicieli gliwickich zabytków, którzy ignorują swoje ustawowe obowiązki - tłumaczy Słupski. 

Wojewódzki konserwator widzi to tak

Łukasz Konarzewski, śląski wojewódzki konserwator zabytków, wskazuje na dwie sprawy. Po pierwsze, projekt budowlany i pozwolenie konserwatorskie. Ten pierwszy już przygotowano i zdaniem Konarzewskiego, wygląda dość dobrze: teren wokół wieży zajmie mieszkaniówka, biura i usługi, zlokalizowane prawdopodobnie w apartamentowcach o  niższej niż wieża zabudowie. Druga sprawa to zabytek i z nim jest więcej zachodu. 

- Początkowo  właściciel chciał tę wieżę zupełnie przebudować, lokując mieszkania typu loft, ale przekonałem go, by zachował oryginalny betonowy kielich, ozdobę tej budowli - mówi wojewódzki konserwator. Zaznacza też, że w związku ze społeczną interwencją, najprawdopodobniej już w początkach marca,  zaplanowano kontrolę działań właściciela i wydanie zaleceń.
- Jeśli nie zostaną spełnione, wówczas użyjemy bardziej restrykcyjnych narzędzi - wskazuje Konarzewski, podkreślając, że bardzo zależy mu na ocaleniu, a przede wszystkim renowacji tego cennego zabytku.            

Wieża osobiście 

Od dekady śledzę losy zabytku, zaś „Nowiny Gliwickie” były inicjatorem wielu pism oraz protestów. Lista uchybień i przekrętów jest bardzo długa: urzędy rozkładają ręce, kolejni właściciele zabytku je zacierają. Wieża jest bowiem przeszkodą na drodze do atrakcyjnej działki. Na szczęście niemiecka robota ma się dobrze i budowla nie chce się zawalić. Owszem, lata zaniedbań dają się we znaki, ale zabytek wciąż się trzyma. 

Nowy właściciel, człowiek stąd, zdawał się być gwarantem solidnego podejścia, lecz... od ponad dwóch lat niewiele dowiedzieliśmy się o jego działaniach. Połatał byle jak dach i w mailach wciąż zapewnia, że już, już, lada moment, będzie projekt. 
Już mu nie wierzę. Podobnie jak inni społecznicy. 


Uporządkowanie faktów związanych z najnowszą historią obiektu zajęło wiele godzin żmudnej pracy. Oto najnowsza historia wieży, w której jak na dłoni widać, kto i gdzie zawiódł:      

2004 r. Do tego roku wieża pozostawała własnością Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji; nie wiadomo, na jakich zasadach sprzedano ją prywatnej firmie, nieznana jest także data sprzedaży; 

2004 – 2006 r. W 2004 gliwicka firma Remistal kupiła wieżę od wodociągów i służyła ona za skład maszyn budowlanych; 

2006 r. Zabytek stał się obiektem zainteresowania architekta i fotografa Wojciecha Eksnera; to on zachęcił Tomasza Gudzowatego, słynnego fotografa i właściciela warszawskiej spółki Yours Gallery, do kupna zabytku - tak narodziła się „Plantacja sztuki”; 

2006 – 2008. Właścicielem wieży pozostaje spółka Yours Gallery (Gudzowaty), ale opiekowali się nią ludzie z „Plantacji sztuki” (partner spółki); mieli mnóstwo pomysłów na zagospodarowanie obiektu (restauracja, galerie sztuki, pracownie, artystyczny squot), zdobyli potrzebne zezwolenia, zamówili też, w pracowni Medusa Group, projekt architektoniczny, imponujący - zachwycali się plantatorzy i media; wstępny koszt renowacji oszacowano na 15 mln zł; 

2007 r. Stan prawny nie uległ zmianie. Fundacja „Plantacja sztuki” dbała o wieżę (zabezpieczała główne wejście, regularnie porządkowała teren); 

sierpień 2008 r. Pożar wieży, spłonął dach, policja wszczęła postępowanie; w toku śledztwa nie potwierdzono wersji o celowym podpaleniu, więc w 2009 sprawę umorzono; Gudzowaty wciąż pozostawał właścicielem wieży, ale powoli wycofywał się z kontaktów z fundacją, która od nowego zarządu spółki dowiedziała się, że nie jest zainteresowany inwestycją, ponieważ przestała być rentowna; warto zwrócić uwagę na fakt, że spółka Gudzowatego nie zabezpieczyła należycie wieży po pożarze; 

styczeń 2009 r. Spółka Yours Gallery zmieniła zapis w KRS, dodając do niego ustęp o handlu nieruchomościami, a w marcu rozpoczęła rozmowy ze szwajcarską firmą Insel Holding; 

marzec 2009 r. Insel Holding kupił wieżę (kwota transakcji pozostaje nieznana, ale nieoficjalnie mówiło się o 4 mln zł); ustanowił też spółkę Water Tower, z siedzibą w Gliwicach przy ul. Sobieskiego 20, co zakrawało na żart – to adres wieży, nie było tam żadnych biur; rzeczywiste mieściło się w Katowicach, tam pracowała prezeska Water Tower; dawcą pieniędzy dla spółki był prawdopodobnie szwajcarski Insel Holding; 

maj 2009 r. Prezes zarządu Water Tower, Anna Grabowska-Kostka, zorganizowała spotkanie z mieszkańcami, na którym opowiadała o wizji przyszłego obiektu; gliwiczanie dowiedzieli się, że będą tam: galeria, restauracja i biurowiec pod wynajem powierzchni; 

maj 2010 r. Spółka Water Tower wystąpiła o nowe pozwolenia budowlane i konserwatorskie; przedstawiła drugi projekt (ponownie przygotowany przez pracownię Medusa Group); w posiadaniu spółki były wówczas dwa projekty; 

lipiec 2010 r. Water Tower zabezpieczyła dach folią, wycięła krzaki i zamontowała zamknięcie drzwi, przedstawiła wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków program działania; nieoficjalnie podawano, że renowacja wieży i nowy biurowiec to dla spółki wydatek ok. 30 mln zł; 

maj 2011 r. Po pismach redakcji „Nowin Gliwickich”, apelach gliwiczan i nacisku ze strony miejskiego konserwatora zabytków wojewódzki nadzór konserwatorski zafundował właścicielowi dwie, szybko po sobie następujące, wizje lokalne; zapytaliśmy wówczas Magdalenę Lachowską, wojewódzkiego konserwatora zabytków, jak ukarano Water Tower za niedotrzymanie zobowiązań i uporczywe uchylanie się od działań - usłyszeliśmy: nowy właściciel, nowy kredyt zaufania; 

maj 2011 r. Spółka ponownie starała się o pozwolenie konserwatorskie, ale z trzecim (sic!) projektem - zakładającym budowę biurowca i renowację zabytku bez lokowania tam jakiejkolwiek działalności; pod publiczkę wycięto trochę krzaków, ale dalej nie prowadzono żadnych prac, choć się do tego zobowiązano; terminu, wyznaczonego przez WKZ na czerwiec 2011 r., też nie dotrzymano; zapowiadane na grudzień 

2012 r. zakończenie inwestycji było fikcją; 

styczeń 2012 r. Pojawił się nowy szef Water Tower - Zdzisław Policht, ciekawa persona, zawodowy prezes, obstawiający fotele w sześciu spółkach, m.in. Jupiterze (Warszawa) i Prorybie (Rumia); nigdy nie udało mi się skontaktować z prezesem Polichtem, zazwyczaj docierałam tylko do jego sekretarki; 

marzec – kwiecień 2012 r. Udało się ustalić dane dotyczące Insel Holdingu, szwajcarskiego podmiotu, będącego partnerem Skarbu Państwa (chodziło o transakcję sprzedaży firmy Neptun, Insel kupił ją za symboliczne 14 tysięcy zł); wyśledzenie spółki było dziecinnie proste - okazała się typowym krzakiem, posiadała jedynie adres internetowy (bez telefonu, maila i polskiego przedstawicielstwa lub pełnomocnika), a zarejestrowana była na niemiecką prawniczkę; 

maj – grudzień 2012 r. Wokół wieży nic się nie działo, urząd miejski i konserwatorski były regularnie powiadamiane przez „Nowiny Gliwickie” o sytuacji; słyszeliśmy, że konserwator jest w kontakcie z prezesem Polichtem i rozmawiają o wieży; 

październik 2012 r. Miasto zmieniło kwalifikację działki i jej cena automatycznie wzrosła; 

grudzień 2012 r. Zmienił się właściciel wieży, nie wiadomo, w jaki sposób zbyto nieruchomość z zabytkiem (przez kupno, darowiznę, dzierżawę, rozliczenie?); nowym właścicielem został Stefan Franaszczyk i Zakład Badawczo-Rozwojowy Mostostal Warszawa; 

grudzień 2012 – luty 2013 r. Mimo monitów WKZ  nadal nikt niczego przy wieży nie zabezpieczył, jednak w styczniu 2013 roku straciło ważność pozwolenie konserwatorskie, bez którego nie można rozpocząć żadnych prac; 

luty 2013 r. WKZ postawił ultimatum: dopóki Franaszczyk nie zabezpieczy zabytku, nie dostanie pozwolenia, a prowadzący sprawę Adam Szewczyk, historyk z biura śląskiego konserwatora zabytków, ustalił datę wizji na 7 lutego; właściciel zignorował zaproszenie; 

22 lutego 2013 r. „Nowiny Gliwickie” zorganizowały akcję obywatelską przy wieży; chcieliśmy pokazać, że wieloletnie zaniedbania zabytku są katastrofalne w skutkach, a taka sytuacja powinna zdopingować WKZ do radykalniejszych działań; Franaszczyk przed kamerami telewizyjnymi deklarował poprawę i wykonanie zaleceń, po czym słowa nie dotrzymał, na dodatek kłamał w raportach sporządzonych dla WKZ; kolejna wizja potwierdziła kłamstwa Franaszczyka; 

marzec 2013 r. W sprawę włączyła się radna sejmiku śląskiego Małgorzata Tkacz-Janik, zorganizowała grupę obywatelską, wysłano także pismo do wojewody śląskiego Piotra Spyry z prośbą o interwencję i spotkanie; zabytkiem zainteresował się Kongres Ochrony Zabytków, chcąc wciągnąć go na trasę turystyczną;

czerwiec 2013 r. Zmienił się właściciel wieży; Franaszczyk ulotnił się, pojawił za to    Cyprian Krzysztof Lutoborski, prywatny przedsiębiorca spod Warszawy; 

czerwiec 2013 r. Magdalena Lachowska wniosła do prokuratury sprawę przeciwko Franaszczykowi; chciała go pociągnąć do odpowiedzialności za niezabezpieczenie wieży; 

sierpień 2013 r. Prokuratura umorzyła postępowanie; powód: WKZ powinien był wystąpić jako oskarżyciel publiczny; jednak WKZ nie miał prawnika, który by się sprawy podjął - powędrowała na półkę; 

wrzesień 2013 r. WKZ monitował Lutoborskiego o działania przy wieży, wskazując, jakie prace musi wykonać, żeby uzyskać pozwolenie konserwatorskie (że jego wydanie wstrzymano w styczniu 2013 r.); 

listopad 2013 r. Lutoborski słowa dotrzymał – dach zakrył folią, ogrodził teren, splantował ziemię, zamontował bramę wjazdową i drzwi wejściowe; 

luty 2015 r. Co miesiąc przeprowadzam inspekcję wieży, monitoruję też działania; 

listopad 2016 r. Przez rok nic się nie wydarzyło, krzaki rosły, dykta w oknach  rozpadała się, aż w październiku ponownie splantowano teren; okazuje się, że to pod sprzedaż działki, którą zgłoszono na ogólnopolskiej stronie zajmującej się handlem nieruchomościami; 

maj 2018 r. Wieżę kupuje pyskowicka firma Komsta - to jej ósmy właściciel. 

Małgorzata Lichecka 











Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj