„Ja, Velonauta, przyrzekam pedałować w każdą pogodę, nie jojczyć, nie marudzić, ściśle stosować się do wskazań ruchu drogowego. Deszcz jest moim przyjacielem, ból moją kochanką. Przyrzekam: zawsze będę mieć dobry humor!”. 
Tylko ci, którzy złożyli powyższą przysięgę, mogli siąść na rower z innymi Velonautami i trasą Blue Velo ruszyć na Pomorze Zachodnie, ku wakacyjnej przygodzie. 
Czytelnikom, którym umknęły nasze poprzednie informacje, tłumaczymy, kim jest Velonauta. Nie, nie ma takiego rzeczownika w oficjalnym słowniku. To neologizm stworzony przez grupę gliwiczan i mieszkańców powiatu, a w zasadzie jednego członka grupy, który, jak mówią o nim pozostali, zafiksowany jest na punkcie historii. Kiedy uczestnicy wyprawy rowerowej na Pomorze Zachodnie zastanawiali się, jak nazwać swoją ekipę, przypomniał sobie mitologiczną wyprawę po złote runo, w której bohaterów mianowano Argonautami. A ponieważ wyprawa naszych cyklistów odbywała się drogą Blue Velo, stąd nazwa – Velonauci.

Tu należy się jeszcze jedno wyjaśnienie. Nie wszyscy wiedzą bowiem (a szczególnie w wakacje wiedzieć warto), że mamy w Polsce dwa rowerowe hity, szlaki dla cyklistów, prowadzące przez kilka województw. Pierwszy, wschodni, zwany Green Velo, wiedzie przez świętokrzyskie, podkarpackie, lubelskie, podlaskie i warmińsko-mazurskie. Drugi, na zachodzie, to Blue Velo, trasa biegnąca wzdłuż Odry, obejmująca śląskie, opolskie, dolnośląskie, lubuskie i zachodniopomorskie. I właśnie Blue Velo, a dokładnie z Nieborowic do Świnoujścia, wybrali się rowerzyści z Gliwic i powiatu. 

Trochę liczb: wyruszyli 4 lipca, do celu dotarli 14 lipca, zrobili w siodełku około 850 kilometrów, codziennie po 70, czasem 80 km, a uczestników było 11 – rodzice i ich nastoletnie dzieci: Robert Polak, Jagoda Polak, Dorota Polak, Mateusz Bywalec, Mateusz Burda, Karolina Dubec, Zuzanna Wysocka, Zuzanna Banaś, Weronika Banaś, Wacław Banaś oraz Małgorzata Buczek-Banaś. Wszyscy w specjalnych niebieskich koszulkach ze swoimi imionami oraz najważniejszymi miastami na szlaku: Gliwicami, Wrocławiem, Zieloną Górą, Kostrzynem i Świnoujściem. Są mieszkańcami gliwickiej dzielnicy Trynek oraz powiatu – Nieborowic i Żernicy. I jeszcze ciekawostka. Załapali się na ważenie na wadze samochodowej. Okazało się, że rower jednego z rodziców, wraz z sakwami, ważył około 40 kilogramów.

– Pomysł na wakacje narodził się z potrzeby chwili, bo koronawirus zmienił większość naszych tegorocznych planów. Postanowiliśmy pokonać szlak Blue Velo, czyli zachodnią trasę rowerową śladem Odry – Robert Polak, organizator wyprawy, zdał nam z niej relację zaraz po dotarciu do Świnoujścia. Zamieszczamy ją, zachęcając czytelników do turystyki rowerowej. Jest ona w naszym kraju coraz bardziej atrakcyjna. 

W drogę. Relacja z wyprawy Nieborowice – Świnoujście

Dzień 1
Przejechaliśmy z Gliwic do stajni koni wyścigowych w Skorogoszczy. Po drodze minęliśmy górę świętej Anny, obserwując piękne opolskie krajobrazy. 

Dzień 2
Cel – Wrocław. Po dotarciu do hostelu szybka pizza, kąpiel i rozmowy do późna. 

Dzień 3 
Znaleźliśmy się w Lubiążu, gdzie zwiedziliśmy monumentalne opactwo cystersów, największe na świecie, jeden z największych zabytków tej klasy w Europie. W drodze na nocleg zatrzymaliśmy się w knajpce w Brzegu Dolnym, mieście położonym na prawym brzegu Odry – była niepozorna, ale jedzenie... palce lizać! Wieczorem czas spędziliśmy przy ognisku i akompaniamencie guitalele oraz ukulele (tak, wieźliśmy te instrumenty ze sobą). 

Dzień 4
Zmierzaliśmy w stronę Głogowa. Po drodze zdarzały się różne trudności i wyzwania, jak spotkania z drzewem, błotem, wzniesieniami, piachem czy, w naszej opinii, największą zmorą rowerzysty: „kocimi łbami”. Jazda po takiej kostce powoduje drobne wstrząśnienia mózgu, osłabia ręce i morale. Spowodowała nawet wypadek – koziołkowanie przez kierownicę. Poza bardzo, bardzo bolesnym stłuczeniem nic się jednak nie stało i kolega mógł kontynuować jazdę. 

W dolinie Odry prawdziwym koszmarem były zaś komary – na szczęście przepiękne widoki wynagrodziły cierpienie. Pisząc o trudnościach, nie można nie wspomnieć o czymś równie uciążliwym jak „kocie łby”. To tak zwany wmordewind, czyli wiatr wiejący prosto w twarz. Jadąc na zachód, mieliśmy go zawsze z niewłaściwej strony – z przodu...

Dzień 5
Głogów, znany z historycznej obrony w 1109 roku przed niemieckiem królem Henrykiem V, zaskoczył nas piękną starówką i nadodrzańską promenadą. Podczas drugiej wojny światowej stare miasto zostało całkowicie zniszczone i dopiero niedawno odnowione. Wygląda... „megaśnie”. 

Dzień 6
Ruszyliśmy w stronę Zielonej Góry, do Drzonkowa, gdzie spaliśmy w świetnie przygotowanym ośrodku sportowym. Dzień był jednak pechowy, ponieważ w ciągu godziny złapaliśmy aż trzy „kapcie”, a ich naprawa zajęła sporo czasu.
Ciekawostka – nazwa miasta Drzonków pochodzi od staropolskiego słowa drzeń, oznaczającego drewno. Jednym z tutejszych zabytków jest dwór z przełomu XVIII i XIX wieku. 

Dzień 7
Droga i pogoda nie były łaskawe. Trasę do Cybinki w lubuskim, zaplanowaną na sto kilometrów, zapamiętamy długo. Po pierwsze, była urozmaicona rejsem galerą po Odrze oraz śniadaniem na wodzie, znów przy dźwiękach guitalele i ukulele (niespodzianka, o której młodzież do końca nic nie wiedziała). Po drugie, piaszczysta droga w lesie, na mapie zaznaczona jako rowerowa, mocno dała w kość. Przez pięć kilometrów musieliśmy pchać ciężkie jednoślady po piaszczystym, rozmokniętym podłożu (nieźle nas wtedy zmoczyło). 

Po drodze wjechaliśmy na lody do Bytomia Odrzańskiego, jednego z najpiękniejszych miast województwa lubuskiego. Jego atrakcją jest m.in. stojąca na rynku rzeźba czarnego kota w butach. Zgodnie z legendą, dzięki niemu w Bytomiu Odrzańskim można bawić się do białego rana, bo nawet jeśli człowiek będzie miał dobrze w czubie, kot odprowadzi go bezpiecznie do domu. 

Napis na rzeźbie głosi:
„Miły gościu, zdaj się na czarnego kocura, który przez cztery wieki nie skąpił nikomu opieki, a teraz pomoże i tobie, gdy podochocony nie będziesz wiedział, w które zmierzać strony.” Kot pomógł i nastąpił dzień kolejny.

Dzień 8
Pogoda była łaskawsza, więc szybko dojechaliśmy do Kostrzyna nad Odrą, słynącego z organizacji festiwalu Woodstock. Trafiliśmy tam do urokliwego hostelu, prowadzonego przez sympatyczne małżeństwo. Z zewnątrz był niepozorny, ale po wjeździe na posesję mile zaskoczył. 

Dzień 9
Z Kostrzyna pojechaliśmy do położonego nad jeziorem Morzycko Morynia – urokliwego miasteczka otoczonego zachowanymi w całości średniowiecznymi murami obronnymi. Szczyci się ono Geoparkiem, czyli polodowcową krainą nad Odrą, z wystawą prehistorycznych zwierzaków. Cała gmina Moryń leży zaś w otulinie Cedyńskiego Parku Krajobrazowego.

Ruszyliśmy na nocleg w Starym Młynie nad Tywą. Pogoda była wspaniała, a lubuskie lasy zapierały dech w piersiach. Właśnie wtedy zobaczyliśmy na naszych licznikach przełomowe 500 kilometrów. Wstąpiły w nas siły na następne dni jazdy. (Dodam, że wspomniany Stary Młyn wart jest noclegu.)

Dzień 10
Na szczęście bez urazów, popijając izotoniki, dotarliśmy do portu Marina Lubczyna, wcześniej kilka razy przejeżdżając przez Szczecin, co uświadomiło nam, że cel – Świnoujście – jest coraz bliżej. Po drodze mieliśmy awarię bagażnika, który zwyczajnie urwał się naszemu koledze. Z pomocą trytytek problem szybko jednak opanowaliśmy. 

Na ostatni dzień pedałowania przygotowywaliśmy się nad jeziorem, w którego chłodnej wodzie rozluźnialiśmy się po wielu kilometrach podróży. 

Dzień 11
Wreszcie wjechaliśmy do Świnoujścia. Czy było warto? Tak, po stokroć tak! Przeżyliśmy przygodę, poznaliśmy ciekawych, pełnych pasji ludzi, jak chociażby spotykani na trasie inni rowerzyści (jeden miał 70 lat!), zżyliśmy się też ze sobą jeszcze bardziej, a młodzież na własnej skórze doświadczyła czegoś bezcennego: w życiu należy stawiać sobie duże cele, które można osiągnąć tylko dobrym planowaniem i dochodzeniem do nich etapami. Bo przecież przejechanie z Gliwic do Świnoujścia w jeden dzień – prawie niewykonalne, ale podzielenie drogi na jedenaście 70-kilometrowych odcinków sprawia, że cel jest do osiągnięcia. Trzeba oczywiście włożyć w to jeszcze sporo wysiłku, w tym wypadku – fizycznego. 

Pozdrawiamy ze Świnoujścia!
Velonauci

Trasę, jaką pokonali, możecie zobaczyć TU


(sława)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj