- Zaczęło się w podstawówce – wspomina Norbert Kozioł z Pyskowic. - Byłem dobry z matematyki i fizyki, więc robiłem kolegom zadania. A oni za to musieli mi przynosić różne starocie, jak medale czy monety. Jeden przytaszczył mundur swojego dziadka. O, ten zielony – pan Norbert wskazuje na stojący pod ścianą uniform. - Chodzili w nim husarzy raciborscy, którzy stacjonowali na Śląsku przed I wojną światową. Z początku nie wiedziałem, jaką ma wartość. Ale tak rozbudził moje zainteresowanie żołnierskimi ubiorami, że zbieram je do dzisiaj.
 
Kozioł (lat 61) to pyskowiczanin z dziada pradziada. Jego przodkowie pojawili się nad Dramą w 1880 r. Przeprowadzili się z terenu dzisiejszego Bojkowa, gdzie zaczynało brakować ziemi. W Pyskowicach, razem z innymi „szejnwaldzianami” (jak na nich mówili), zasiedlili całą ulicę, na której do dzisiaj mieszka pan Norbert.

Od dzieciństwa interesował się historią i archeologią. Lubił starocie, a w ich poszukiwaniu eksplorował dziadkowy strych w Kamieńcu. Wiele tych skarbów ma do dzisiaj. Są wśród nich m.in. stare poniemieckie książki. To w nich szukał pierwszych informacji o mundurach, które zaczął zbierać. Wybrał konkretną specjalizację, kolekcjonuje uniformy czterdziestu regimentów pruskich stacjonujących na Śląsku przed I wojną światową. Prawdopodobnie jest jedynym, który posiada taki zbiór. Brakuje mu tylko ubioru strzelców konnych z Tarnowskich Gór.

- Te stare mundury są po prostu szykowne – przekonuje. - Proszę popatrzeć, jakie barwne. Wtedy jeszcze nie dbano tak o kamuflaż, dlatego są one kolorowe, obszywane złotymi nićmi, inkrustowane różnymi zdobieniami. A te pikielhauby! (nakrycie głowy pruskiej piechoty - red.). W czasie I wojny światowej okazało się, że nie sprawdzają się w nowych warunkach prowadzenia bitew: błyszczące elementy utrudniały maskowanie, wystający szpikulec albo kula były niepraktyczne i przeszkadzały w walce. Ponadto sam hełm nie zapewniał ochrony przed pociskami i odłamkami.

Kozioł ma w swojej kolekcji pełne umundurowanie 40 regimentów pruskich wraz ze wszystkimi atrybutami tych uniformów: pagonami, epoletami, oznakami i odznaczeniami, medalami. Ponadto: pasy, sznury, akselbanty, elementy oporządzenia i uzbrojenie – broń białą oraz palną. Tego wszystkiego jest tak dużo, że zajęty został jeden z pokojów.

Pan Norbert pruskie uniformy kupował dawniej na targach staroci. Dzisiaj robi to przez internet. Kolekcjonowanie żołnierskich ubiorów nie jest jednak tanim hobby. Najcenniejsze kosztują nawet kilka tysięcy złotych. - Najtańsze są te, które należały do piechoty, bo ich było stosunkowo dużo. Najdroższe pochodzą od oficerskiej kawalerii - informuje.

Najwartościowszym mundurem w zbiorach jest generalski. Kozioł zdobył go ponad 20 lat temu w krakowskim teatrze. Ma oryginalny, pięknie wyszywany kołnierz, mankiety. Na przodzie nawet kilka odznaczeń, które pyskowicki kolekcjoner specjalnie dokupił, przeglądając stare generalskie fotografie. - Na rynku zdarzają się repliki, ale ja łatwo odróżnię oryginał od podróbki – twierdzi. - Kiedyś szyto mundury z zupełnie innych materiałów. Gęsto tkanych, teraz takich się nie stosuje.
W domu pyskowickiego kolekcjonera dominują przede wszystkim mundury, ale jest tam też wiele innych historycznych eksponatów. Ściany zdobią obrazy cesarzy pruskich oficerów, a na komodach popiersia dowódców. Wśród nich m.in. rzeźba Wilhelma I.  

Pan Norbert swoją kolekcję pokazuje innym. W tym roku w Willi Caro eksponował ją podczas wystawy „Z Bogiem za króla i ojczyznę. Kultura militarna prowincji śląskiej od wojen zjednoczeniowych do Wielkiej Wojny (1864 – 1914)”.        

Wspólnie z kolegami założył też grupę rekonstrukcyjną – jej członkowie prezentują się w pruskich mundurach podczas okolicznościowych imprez na Śląsku.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj