Knurowianka ma 10 lat, a talentów całą furę. Jeździ konno, pływa, boksuje, maluje. Ale najlepiej idzie jej tworzenie rysunków z dymkami. Ostatnim z sukcesów jest wygrana w konkursie Bazgroł za komiks „Kajko i Kokosz. Chrzest”.
- Historyjka, w której przedstawiłam własną wersję początków Polski, powstała jako praca do szkoły. Jest to mój pierwszy całkowicie samodzielnie wymyślony komiks. Przekalkowałam obrazki z odcinka „Szkoła latania” i dodałam własny scenariusz. Szczególnie uradowała mnie nagroda specjalna Fundacji Kreska, która dba o pamięć Janusza Christy, twórcy postaci kasztelana Mirmiła oraz smoka Milusia – mówi z dumą Julia.

Główna nagroda w konkursie Bazgroł nie jest pierwszym osiągnięciem dziewczynki.  Jako sześciolatka napisała bajkę „O Fenku, który nie wiedział, kim jest” i zapewniła sobie pierwsze miejsce w ogólnopolskim konkursie. Ma też na koncie wcześniejszą wygraną w Bazgrole, za ilustracje do książki „Awantura o małpkę Fiki-Miki” oraz zwycięstwo w ogólnopolskim konkursie na komiks „Podróże Koziołka Matołka – Hiszpania”.

Poznajcie Julię Powiecką, uczennicę IV klasy Miejskiej Szkoły Podstawowej im. M. Konopnickiej w Knurowie.

Na początku był obraz 
Jak wszystkim wiadomo, na początku było słowo. Ale nie w przypadku Julki. W świecie jej wyobraźni rządzą kształty, kolory, kreski i barwy. - Słowo tylko uzupełnia, stawia kropkę nad „i”. Na pierwszym miejscu jest ilustracja. Czasem jedynie streszcza historię, czasem każe się więcej domyślać, niż odsłania – tłumaczy nadzwyczaj poważnie jak na swój wiek mała artystka. 

Julka uwielbia wymyślać historie. Gdy nie znała jeszcze alfabetu, mogła je przelać na papier, rysując. A i teraz łatwiej jej „pisać” pędzlem niż piórem. Z pędzlami, kredkami, farbkami i innymi narzędziami plastycznymi jest Julka za pan brat od zawsze.

Chwytając za ołówek i kredkę dziewczynka łatwo zapomina o bożym świecie. Rysuje  na czym i kiedy tylko się da. Zapełnia kreskami kartki, serwetki, każdy skrawek wolnego papieru, niech to będą nawet ścinki, bilet, paragon. W pewnym momencie w świecie rysunków odbijających rzeczywistość pojawiły się postaci pochodzące z wyobraźni autorki. 

- Pierwsze były Dziwolągi, stwory przypominające nieco ludzi, a nieco zwierzęta, na przykład żyrafę, lwa, małpkę. Najdziwniejsze było w nich jednak to, że czegoś miały w nadmiarze, dla przykładu trzecią rękę lub nogę, albo czegoś im brakowało, jak oka – przypomina sobie Julcia.

Dalekim następcą Dziwolągów jest Zdzich-Patyczak, główny bohater komiksu. I to komiksu w odcinkach. - Historia rozwija się z rysunku na rysunek. Dzieje się tak: namaluję jakąś przygodę Patyczaka i wsuwam kartkę do pokoju Ali. Jeżeli  roześmieje się albo odkrzyknie „OK”, powstaje następny obrazek – opowiada dziewczynka. Ala jest starszą siostrą Julii i osóbką, która ma również coś do powiedzenia w tej historii. 

Mama i Ala   
Kredki, farbki i kartki nie pojawiły się w życiu Julii znikąd. Podsunęli je rodzice,  którzy bardzo wcześnie dostrzegli talent córeczki. Przydała się matczyna wiedza pedagoga. Nie na darmo poszły też godziny spędzone na opowiadaniu i czytaniu. Żywiła się nimi wyobraźnia dziewczynki, co owocuje teraz na wielu polach.   

- Ale z biegiem czasu zwiększał się wpływ Ali na to, czym zajmuje się Julka. Wzoruje się na starszej siostrze i coraz częściej staje dla niej partnerem. Znakomicie się uzupełniają. Ala posiada uzdolnienia literackie. Napisała scenariusz do komiksu o przygodach Małpki Fiki-Miki. W tandemie stworzyły pracę, która zdobyła główną nagrodę w konkursie literacko-plastycznym Bazgroł - mówi pani Olga, matka dziewczynki. 

Współpraca sióstr układa się wzorcowo również w miejscu, które często jest areną walki nawet w rodzinie.  Czwarto- i szóstoklasistkę połączył szkolny projekt, w którym badały czystość wód Odry pod kątem… przywrócenia na terenie Polski populacji perłorodnych małż słodkowodnych. Mieszkanie przez jakiś czas przypominało laboratorium wypełnione menzurkami, próbówkami i mikroskopami. Siostry doskonale bawiły się w naukowców, ich praca przyniosła konkretne wyniki, choć na  publikację muszą jeszcze poczekać. 

Utalentowana panna Julcia 
Julia nie cierpi nudy. Ma dziesięć lat, a zainteresowaniami mogłaby obdzielić pół miasta. A Ala jej w tym niewiele ustępuje. Obie dziewczynki pływają  jak ryby, trzymają się w siodle niczym kowbojki, stawiają pierwsze kroku w kickboxingu. Z myślą o dalekich podróżach, zainspirowanej programem „Boso przez świat”, zaczęły poznawać język hiszpański. Ale dla Julii na pierwszym miejscu wśród zajęć są  warsztaty plastyczne w gliwickim UFFO, a najbardziej cieszy się z nagród związanych z obrazami.

Jak na razie największym sukcesem małej artystki jest wygrana w tegorocznej edycji ogólnopolskiego konkursu organizowanego przez Europejskie Centrum Bajki w Pacanowie. Praca spotkała się z ogromnym uznaniem jury, a jedną z nagród było otrzymanie jej drukowanej wersji. Tym samym Julia ma na półce swoją pierwszą wydaną książkę.

Wakacje, znów będą wakacje
Za Julią pracowity rok, zakończony, a jakże, sukcesem: średnią ocen niemal na sześć. Teraz czas na wypoczynek. Prymuska wybiera się na obóz windsurfingowy  do Czaplinka na Pojezierzu Drawskim.

To najbliższe plany. A czy już wie, co chciałaby robić w dalszej przyszłości? Odpowiedź przychodzi natychmiast – projektować. Choć nie wie jeszcze dokładnie, co: może meble, może ubrania, a może nawet domy. 

– Generalnie stwarzać coś, co sprawi, że świat będzie lepszy, a przynajmniej bardziej ładny – wyjaśnia Julka. 

Te marzenia mają swoje podstawy. Dziewczynka, choć nie skończyła jeszcze dziesięciu lat, ma już za sobą pierwsze próby w sztuce projektowania. I pierwsze sukcesy. Stoliczek łazienkowy, rodzaj podpórki, na której można rozłożyć książkę, siedząc na... sedesie, wymyśliła, gdy miała sześć lat. Rzecz wygrała konkurs „Meblotworzenie” i doczekała się nawet udziału w wystawie w Dobrodzieniu oraz na zamku w Cieszynie. 

Z kolei „Turlak” – trochę mebel, a trochę plac zabaw, czyli rura wyściełana wykładziną ze sztucznej trawy, w której można się  turlać w domu, gdy nie ma ładnej pogody - dał jej pierwsze miejsce w konkursie „Mebel dziecięcych marzeń”. 

- To pewnie odzywają się geny – śmieje się pani Olga. – Mąż, Marek, jest architektem. Czułby się nadzwyczajnie szczęśliwy, gdyby któraś z dziewczynek poszła w jego ślady.

Mając na względzie  osiągnięcia sióstr, szeroki zakres ich talentów oraz determinację, można mieć pewność, że, jeżeli tylko będą chcieć, spełnią marzenia taty bez problemu.  

Adam Pikul

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj