Z Krzysztofem Materną, reżyserem „Przygód Tomka Sawyera”, najnowszej produkcji Teatru Miejskiego w Gliwicach, rozmawia Małgorzata Lichecka. 
Premiera już 19 września na Dużej Scenie. 
Tę najsłynniejszą dziś powieść dla młodzieży Mark Twain napisał w 1876 roku. I od tego czasu niezmiennie fascynuje kolejne pokolenia nastolatków. Z panem też tak było?     

W dzieciństwie była jedną z moich ulubionych lektur. Ale od  tamtego czasu w ogóle do niej nie sięgałem. Do teraz, gdy przeczytałem już nie powieść, lecz jej adaptację przygotowaną przez Jana Jerzego Połońskiego, dyrektora artystycznego Teatru Miejskiego w Gliwicach. Z jednej strony pojawiły się sentymentalne wspomnienia, z drugiej wątpliwości, na ile ta opowieść się zwyczajnie zestarzała. No i książka jest, z dzisiejszego punktu widzenia, niepoprawna politycznie. 

Mamy kary cielesne: bije się dzieci...   

To też, poza tym dwa morderstwa, no i kilkanaście innych kontrowersyjnych wątków, które można oczywiście traktować jak starą bajkę. 

Te wątki zniknęły z adaptacji, zastąpiono je innymi? 

Wykorzystaliśmy je zupełnie inaczej, ale to już zobaczycie, państwo, na scenie. 

Czy przerzucono bohaterów z ich problemami do XXI wieku? Jak pan  to rozegrał?

Wprowadziłem postać narratora, funkcjonującego we współczesności. To on opowiada nam, jak było kiedyś i przenosi do „dziś”. Zaproponowałem także konwencję teatru w teatrze, a całość należy traktować nieco z przymrużeniem oka. 

Zobaczymy Tomka ze smartfonem? 

Nie, absolutnie nie. Spektakl, kostiumowo, osadziliśmy w XIX wieku, natomiast widz wie, że to wszystko odbywa się teraz, stąd, jak już mówiłem – konwencja teatru w teatrze. Pozwala na swobodną interpretację i wyjaśnienie, dlaczego pewne rzeczy  już nie pasują.

Opowieść Twaina jest bardzo rozbudowana, wiem też, że Jerzy Połoński, przygotowując adaptację, wybrał kilka kluczowych zdarzeń. Czy możemy powiedzieć, jakich?      

No byłoby to trochę spoilerowanie, ale odpowiem. To podróż przez wszystkie przygody: kłopoty domowe z ciotką, szukanie skarbu i znalezienie się na wyspie, powrót do miasteczka. Uwzględniłem wszystkie główne wątki, ale to mój reżyserski pomysł na adaptację, który podaję w formie muzycznej.  

Kim mentalnie jest Tomek? Czy brawura przykrywa jego obawy i niepewność? 

Tomek jest oczywiście miłym, inteligentnym zawadiaką, ze wszystkimi atrybutami  nastolatka, niewątpliwie imponuje mu wolnościowiec Huck. Mówi o nim: „takiemu to dobrze, nie musi chodzić do szkoły, malować płotów”, czyli robić tych rzeczy, które on musi. Jedyny dylemat moralny dotyczy sprawy morderstwa: w momencie, kiedy bohaterowie wiedzą o czymś złym, powinni w sądzie powiedzieć prawdę, a nie patrzeć, jak sądzony jest niewinny człowiek. I trzeba to zrobić, mimo składanych  między przyjaciółmi przysiąg. Huck nazywa to dorosłością. Ale my w teatrze nie podchodzimy do bohaterów ze śmiertelną powagą i nie rozstrzygamy dylematów pedagogiczno-psychologicznych. To spektakl familijny, z ducha lekki, z piosenką i żartem. 

Jak się panu pracuje w Gliwicach? 

Fantastycznie. I nie mówię tego kokieteryjnie. Pandemia spowodowała głód pracy, szczególnie w teatrze. Spotykam się z młodymi, bardzo utalentowanymi aktorami, którzy pięknie śpiewają i są świetni ruchowo. Wie pani, jest takie słynne powiedzenie Wiktora Zborowskiego: albo próby, albo obsada, no i zdarzyło się coś, czego od dawna nie doświadczyłem, a w Warszawie to już przez całe lata – na próbach mam wszystkich do dyspozycji. Nad spektaklem pracujemy od miesiąca, bardzo intensywnie, mamy po osiem godzin prób dziennie, cztery rano i cztery wieczorem. No i w luksusach, bo na bardzo dobrze wyposażonej dużej scenie.     

Jarosław Staniek, choreograf,  który słynie z tego, że jest szalenie wymagający, wyciska z zespołu dziesiąte poty?   

Powiedziałbym, że duet choreografów, czyli Jarosław Staniek i Kasia Zielonka, wycisnął nie tylko poty, ale wszystko, co mógł, i może mieć pełną satysfakcję, do której i ja się dołączam, bo młodzi są świetni. Utalentowani i niezmanierowani.   

Dobrze, że pan o tym mówi. To ważne dla prowincjonalnej sceny...

Zaraz na panią spadnie kara, jeśli będzie pani mówiła o Gliwicach „prowincja”.     

Ale często tak jesteśmy postrzegani...

Ja takiego poczucia nie mam. Świat jest tutaj, nie w Krakowie. 

Zatem biję się w piersi i czuję przywołana do porządku. 

Bardzo panią o to proszę.   

Krzysztof Materna 

Konferansjer, satyryk, aktor, reżyser i producent telewizyjny. Studiował na Wydziale Aktorskim PWST w Krakowie, studiów tych jednak nie ukończył. Zajmował się konferansjerką, pracował w Zjednoczonych Przedsiębiorstwach Rozrywkowych, organizował koncerty na festiwalach opolskich. 

W latach 90., wraz z  Wojciechem Mannem, tworzył popularny duet autorski, byli m.in. autorami telewizyjnego programu „MdM”. W ankiecie „Polityki” na najważniejsze osobowości telewizyjne (1999) zajęli 1. miejsce. Od roku 2020 dyrektor artystyczny Teatru Bagatela w Krakowie.    

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj