- Mijają już czasy, kiedy taniec na drążku kojarzony był wyłącznie z erotycznymi występami w klubach nocnych – mówi Aleksandra Bednarz, gliwiczanka, brązowa medalistka mistrzostw świata w pole sport, czyli… tańcu na rurze. - Coraz więcej siłowni i klubów fitness w Polsce oferuje takie zajęcia jako niezwykle inspirujące i kreatywne ćwiczenia całego ciała. A pole dance i pole sport ciągle ewoluują. Pojawiają się nowe figury, staramy się je katalogować. Chcemy, by w nieodległej przyszłości pole dance/sport zostało dyscypliną olimpijską.


Nie mają jeszcze trzydziestki. Młode, ładne, wysportowane. Ola jest księgową, matką dwojga dzieci, Agnieszka skończyła ekonomię i pracuje na stacji paliw, Sandra jest technikiem weterynarii i zajmuje się szkoleniem psów. Ich instruktorka, niewiele starsza od swoich podopiecznych Ola Bednarz, to kobieta pracująca. Po studiach była nauczycielką WF, potem stewardesą, animatorką, dietetyczką, przy tym instruktorką fitnessu, pilatesu, trenerką personalną, a obecnie również instruktorką w pole dance. Drobna, szczupła brunetka z krótko przystrzyżonymi włosami. Jej ciało jest nadzwyczajnie wysportowane. Kiedy napręża je w ćwiczeniach, widać niemal każdy fragment mięśni.

Niewielka salka na obrzeżach Bojkowa. Jasne, przytulne pomieszczenie, kilka drążków zamocowanych do podłogi i sufitu, przy ścianach materace. Rozpoczyna się trening pole dance. Ola Bednarz dba, by jej podopieczne, zanim rozpoczną ćwiczenia, były odpowiednio rozgrzane. Przez kilkanaście minut intensywnie je „katuje”, ale też umiejętnie motywuje. Dziewczyny w rytm muzyki intensywnie się rozciągają. Wreszcie koniec. Każda bierze do ręki szmatkę, psika na nią jakimś płynem (alkoholem, jak mi wyjaśniono) i starannie wyciera rurkę, przy której będzie za chwilę ćwiczyła. Ściągają z siebie legginsy, zostają w krótkich spodenkach i sportowych stanikach.
- Przed lekcją nie można smarować ciała oliwkami, kremami i tym podobnymi specyfikami, bo to przeszkadza – tłumaczy Bednarz. A strój? - Nogi muszą być odkryte. Ciało osłonięte spodniami bądź rajstopami nie będzie trzymało się rurki, dlatego najlepiej trenuje się w krótkich spodenkach – dodaje.

Ola rozpoczyna prezentację. Na początek prosty obrót. Wcześniej kluczem popuściła śrubę, by drążek stał się ruchomy i obracał wokół własnej osi.
 - Na zawodach ćwiczy się na dwóch rurkach: statycznej i obrotowej – wyjaśnia. 
W ślad za instruktorką idą jej podopieczne. Figury stają się coraz trudniejsze. Nie wszystkie dziewczyny jeszcze je opanowały. Najlepiej radzi sobie Sandra, ona z całej trójki najdłużej ćwiczy pole dance – niecały rok. 
- Większość osób już po dwóch, trzech zajęciach jest w stanie skutecznie wykonać kilka ruchów i figur – tłumaczy Bednarz.
- Czy to trening dla każdego? – pytam. 
- Przychodzą różne osoby, ale nie wszystkie zostają – konstatuje gliwicka mistrzyni. - Kiedy już zdecydujemy się na lekcje, musimy liczyć się z tym, że po pierwszej, oprócz satysfakcji, czekają na nas pamiątki w postaci siniaków i zakwasów. Dziewczyny narzekają czasem na otarcia, mają przemęczone ręce.
   
Dodaje, że taniec na rurze to nie tylko zmysłowość, ale przede wszystkim akrobatyka – dyscyplina wymagająca ogromnej siły, elastyczności i wielkiej pracy. Jedna z najbardziej wszechstronnych aktywności angażujących do pracy wszystkie mięśnie. Ciało jest napięte jak struna. 

Szybko się jednak okazuje, że praca z ciężarem własnego ciała wcale nie jest łatwa. Daje za to mnóstwo satysfakcji. W czasie treningu równocześnie spala się kalorie, buduje siłę i elastyczność mięśni oraz poprawia kondycję.
   
Ola wykonuje kolejne ewolucje. Aż trudno uwierzyć, że ciało człowieka zdolne jest do takich cudów. Niektóre elementy wyglądają tak lekko, że sprawiają wrażenie unoszenia się w powietrzu. Każda z figur ma swoją nazwę, ale wiele szkół pole dance stosuje w tym względzie własną nomenklaturę. Wszystko liczy się w setkach. Każdy wymyśla coś nowego, innego od konkurencji. Ola pokazuje „siedzonko” (zakłada nogę na nogę i tak utrzymuje się na rurze bez pomocy rąk), „krucyfiks”, w którym tułów znajduje się bardzo blisko drążka, nogi są oplecione wokół niego, a ramiona szeroko rozłożone, „klin” oraz znacznie trudniejsze: „motyla” „korkociąg”, „flagę” oraz "iron X” (na wyprostowanych rękach tworzy się kąt prosty między ciałem a pionową rurką).

- Pewnego dnia kolega podesłał mi filmik z pole dance i byłam zachwycona, ale wówczas w Polsce pole dance jeszcze nie istniał - Ola wspomina swoje początki. – Pierwszy raz spróbowałam zajęć na rurce, pracując w Londynie, ale zaczęłam trenować niespełna trzy lata temu. Szukałam nowych informacji w internecie, miałam kilka lekcji i tak mnie to wciągnęło, że zaczęłam ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Efekty w końcu przyszły, pod koniec roku zdobyłam brązowy medal na mistrzostwach świata, które odbyły się w Pradze. Mam też swoją szkołę Fit Wizja.
 
Zapytałem dziewczyny o pojawiające się skojarzenia pole dance z klubami go-go. Sprowokowane, wyraźnie się ożywiły.
- W Polsce pokutują dziwaczne stereotypy – mówi Sandra. – Tak, czasem spotykam się z uśmieszkami, ale ignoruję je. Robię swoje. Wiem, jak ciężką wykonuję pracę i jaką daje mi to satysfakcję. Myślę, że ludzie inaczej patrzyliby na ten sport, gdyby stał się dyscypliną olimpijską albo był częściej pokazywany w telewizji.

- Mimo że pole dance jest w naszym kraju już od kilku lat, wciąż jeszcze w niektórych środowiskach to temat tabu – dopowiada Ola Bednarz. – Trochę pomagają nam to zmienić media, np. ostatnia edycja programu „Mam talent” w TVN, gdzie wielki podziw wzbudzali ćwiczący pole dance. Wykonujemy wszyscy tytaniczną pracę, aby przekonać ludzi, że to, co robimy, to forma fitness, a nie kręcenie pupą w night clubie. Zresztą z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej, przychodzą nastolatki, na zajęciach pojawiają się też mężczyźni. Pole dance skutecznie zastępuje im siłownię. Panowie już na starcie mają przewagę siłową, więc i efekty widać u nich szybciej. Na zajęcia bardzo chętnie przychodzą też dzieci, którym rura kojarzy się z karuzelą, zabawą, wspinaczką...              

Andrzej Sługocki 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj