Bywalec europejskich i światowych scen operowych. Tenor, który w 1999 roku śpiewał między innymi dla królowej angielskiej Elżbiety II. Swoje życie dzieli między Bytomiem, gdzie pracuje, a Gliwicami, w których się urodził i najczęściej mieszka. - Moje korzenie są w Gliwicach i jestem z tego szalenie dumny – podkreśla.

Dzieciństwo i wczesną młodość spędził na Zatorzu. - Byliśmy takimi cywilizowanymi dzikusami – wspomina. - Graliśmy w piłkę, wspinaliśmy się na drzewa, a kto wszedł najwyżej był szefem naszej chłopięcej bandy.
Muzyczny talent odziedziczył po przodkach. Babcia - Eugenia Szymulska była pianistką, jej siostra - solistką Opery Wileńskiej. Jego mama z kolei śpiewała i przez 35 lat uczyła gry na akordeonie w szkole muzycznej. - Miała przepiękny głos, który niestety straciła. Była kobietą bardzo zdolną, znała siedem języków – opowiada z dumą.

Jego droga do kariery śpiewaka zaczęła się… w łóżku. - Gdy miałem 4 lata, zachorowałem na koklusz – wraca pamięcią. - W radio jakiś mężczyzna niskim głosem śpiewał „Mariollo ty moja dollo i niedollo!”. A ja zacząłem go przedrzeźniać. Wyszło chyba rewelacyjnie, bo mama, która akurat była w kuchni, mało nie przewróciła się z wrażenia. To był dzień, w którym ujawnił się mój talent (śmiech). Potem prezentowałem go w przedszkolu, w szkołach. Mając dziewięć lat wygrałem międzynarodowy konkurs piosenki dziecięcej.

Był zbyt młody by uczyć się śpiewu, więc mama zapisała go najpierw do szkoły muzycznej do klasy klarnetu, potem wiolonczeli. Ostatecznie skończył szkołę w klasie fortepianu, ale już wtedy wiedział, że jego artystyczna droga pójdzie w innym kierunku. - Byłem zaprogramowany na śpiewanie – przekonuje. - Moim pierwszym nauczycielem był prof. Jan Ballarin, mój mistrz i mentor, który uczył mnie śpiewu w szkole średniej.
Po maturze rozpoczął studia w warszawskiej Akademii Muzycznej. Jego profesorką była m.in. znana diva Opery Śląskiej, zwana „Carmen stulecia” - Krystyna Szczepańska.
Pod koniec lat 80., zaraz po absolutorium, wyjechał na 6 lat za granicę. Śpiewając barytonem dawał recitale w pałacach bogatej arystokracji niemieckiej i austriackiej. Kiedy wrócił z emigracji uzupełnił magisterium w Katowicach u... prof. Jana Ballarina.

W połowie lat 90. wybrał się na przesłuchania do Opery Śląskiej w Bytomiu. Szkopuł w tym, że dla barytonów nie było wtedy wolnych etatów. - Ówczesny dyrektor Tadeusz Serafin powiedział, że śpiewam jakoś wysoko i niewykluczone, że mam inklinacje w kierunku tenora - opowiada. - Proszę ćwiczyć i przyjść za dwa lata – zakomunikował. Po kilku dniach chwyciłem za słuchawkę i mówię do dyrektora: dla mnie te dwa lata już minęły, mogę przyjść na kolejne przesłuchanie? Gdy zaśpiewałem, Serafin nie mógł uwierzyć. Zostałem przyjęty.

Wkrótce potem zasłynął jako znakomity odtwórca wielu pierwszoplanowych tenorowych partii, m.in. Pinkertona w „Madame Butterfly”, Jontka w „Halce”, Cavaradossiego w „Tosce”, Alfreda w „Traviacie”. Ta ostatnia rola była przełomowym momentem. Spektakl reżyserował bowiem Wiesław Ochman. - To on pomógł rozwinąć się wokalnie - podkreśla.
Po kilku latach z powodzeniem zaczął startować w zagranicznych castingach. Europa, USA, Kanada. Dla telewizji polskiej nagrał m.in. „Mszę Kreolską” Ariela Ramireza. Nie boi się niekonwencjonalnych wyzwań. Śpiewał na przykład z Orkiestrą Dętą kopalni „Wieczorek”.

Wolne chwile poświęca swoim kotom, których w pewnym momencie miał aż 14. Lubi też czytać, szczególnie literaturę popularnonaukową i filozoficzną. Poznajcie ulubione miejsca w Gliwicach Juliusza Ursyna-Niemcewicza, znanego w świecie artystę operowego.

Juliusz Ursyn-Niemcewicz. Gliwiczanin. Wywodzi się z rodziny oświeceniowego pisarza Juliana Ursyna-Niemcewicza. Tenor i organizator życia kulturalnego. Studiował na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina na Wydziale Wokalno-Aktorskim w Warszawie. Od 1995 r. związany jest z Operą Śląską w Bytomiu. Stworzył tam wiele znaczących kreacji scenicznych. Występował także na innych scenach w Polsce, Europie USA i Kandzie. W 1999 r. otwierał w Londynie Rok Chopinowski i śpiewał m.in. przed królową angielską Elżbietą II. Był stypendystą uczelni muzycznych w Lozannie i Genewie. Często koncertuje z polskimi orkiestrami filharmonicznymi, przez wiele lat był stałym gościem krynickich Festiwali im. Jana Kiepury. Twórca festiwalu „Muzyka Narodów”. Był doradcą prezydenta Bytomia do spraw kultury.

(s)

Galeria

wstecz

Komentarze (1) Skomentuj

  • Piotr W 2023-07-12 16:27:18

    Julek jest Romem, przecież łatwo zweryfikować, iż matka Julka jest Romką i fakt ten ma kluczową wagę w "pochodzeniu" Julka. Otóż po wojnie niepiśmienni Romowie byli "katalogowani" przez państwo polskie, trzeba ich było jakoś nazwać, nadać im nazwisko. Ponieważ Romowie znali tylko te sławne nazwiska- stąd tak dużo u nich Potockich, Kwiatkowskich, Kalinowskich. I trafił się Ursyn- Niemcewicz. Jeśli prześledzicie Państwo biografię Julka, to zobaczycie, iż podawał się także za Żyda. Taki problem tożsamościowy i wstyd- nie wiedzieć dlaczego- z pochodzenia romskiego. Kompleksy z dzieciństwa? Znam Julka od szkoły podstawowej. Szkoda, bo pochodzenie romskie dodaje Julkowi egzotyki i jest naturalnym elementem Jego życia.