Szpital będzie musiał zamknąć internę i izbę przyjąć, jeśli nie otrzyma na nie kontraktu. Na razie śląski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia mówi „nie”. Prezes spółki, lekarze i pielęgniarki są zbulwersowani taką postawą, poważnie obawiają się też o przyszłość szpitala. Dlatego zwrócili się do prezydenta miasta o pomoc w negocjacjach, licząc, że zdecydowana postawa władz pozwoli go ocalić. 
W 2017 roku Vito-Med znalazł się poza siecią. W tamtym czasie pojawiła się też propozycja przejęcia udziałów spółki przez gminę, ale pracownicy szpitala jej nie przyjęli. Jak podkreśliła dr Małgorzata Dziedzic, dyrektor ds. klinicznych Vito- Med, zdobycie akredytacji kosztowało lata wytężonej pracy. - Nie chcieliśmy jej zaprzepaścić. Poza tym NFZ wciąż robił nam nadzieje na kontraktowe finansowanie. Dziś wiemy, że to było złudne i czujemy się przez fundusz oszukani - mówiła podczas konferencji prasowej w urzędzie miejskim. O środki na internę, izbę przyjęć i neurologię szpital stara się w konkursach organizowanych przez NFZ. Konkurencja jest bardzo duża, a pieniędzy do podziału mało.  

Jego dramatyczna sytuacja wynika przede wszystkim z tego, że fundusz nie podpisał kontraktu na internę. - Pieniądze mamy zapewnione tylko do końca marca 2018 roku. Jeszcze w styczniu złożyłam wniosek o wskazanie finansowania oddziału po 31 marca. Czekałam miesiąc. Niestety, nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Więc przesłaliśmy kolejną prośbę o ustosunkowanie się do ważnego dla nas problemu, powodującego niepewność finansową nie tylko oddziału, ale także szpitala. Dowiedzieliśmy się tyle, że NFZ nie zaplanował działalności oddziału, ale zobowiązał się do dodatkowej analizy. Już dziś wiemy, że dla Radiowej konkursu nie będzie, a nowy kontrakt dopiero od lipca tego roku. Co oznacza, że przez trzy miesiące interna pozostaje bez pieniędzy. Utrzymanie oddziału będzie praktycznie niemożliwe, a to z kolei grozi katastrofą dla placówki - tłumaczyła sytuację spółki Joanna Krukowska, od stycznia 2018 nowy prezes.

Jeśli chodzi o neurologię i udary, konkurs rozstrzygnięto - umowa ma obowiązywać do czerwca 2021 roku, a szpital będzie dostawał dwa miliony złotych na kwartał. Ale w sytuacji, gdy nie będzie interny i izby przyjęć, funkcjonowanie tylko jednego oddziału nie ma sensu, liczy się bowiem ścisła współpraca między nimi.  - Brak finansowania, do tego wydatki związane z likwidacją jednego z oddziałów, pokrycie kosztów wypowiedzeń pracowników, to wszystko może doprowadzić do upadłości. Pacjenci stracą wtedy dostęp do świadczeń na udarowym i neurologicznym, a także w zakładzie opiekuńczo-leczniczym - wyjaśnia prezes Krukowska. I zapewnia, że wciąż czekają na dobre wieści z NFZ.

W Vito-Med już zwalniają się pielęgniarki z interny. Prezes Krukowska wprawdzie  nie wręczyła żadnych wypowiedzeń, ale niepewna przyszłość szpitala daje o sobie znać dość brutalnie. - Nasi lekarze nie rzucili jeszcze papierami, ale musimy rozważać różne scenariusze, łącznie z tym najgorszym - dodaje Krukowska. Na Radiowej leczyło się w 2017 r. prawie 1800 pacjentów, z czego na internie około 790. - Nie wiemy, czy inne szpitale są w stanie zająć się tymi chorymi. Dowiadywaliśmy się w szpitalu nr 4 i tam raczej nie ma dla nich miejsca, bo oddziały są obłożone - powiedział Marek Więckowski, ordynator interny spółki Vito Med.

Z powodu braku kontraktu zakończą się również całodobowe dyżury na izbie przyjęć dla pacjentów internistycznych i neurologicznych. Prowadzone będą tylko przyjęcia na oddział neurologii i udarów, a w pozostałych przypadkach za udzielone porady pacjenci muszą płacić lub zostaną poinformowani o możliwości skorzystania z bezpłatnych usług w innych placówkach.    

Na konferencji prasowej pytano prezes szpitala, czego oczekuje od prezydenta. - Jest gospodarzem miasta, od którego wiele zależy - mówiła Krukowska. Zygmunt Frankiewicz wyjaśnił, że już wcześniej sprawą Vito-Med się interesował i rozmawiał z ministrem zdrowia oraz szefem NFZ. Jak więc zamierza pomóc szpitalowi? - Trzeba tę sprawę nagłośnić, bo jest niebywała, stąd konferencja prasowa. Mimo obietnicy nie ma kontraktu, ale miasto nie zastąpi funduszu w finansowaniu szpitali - dodał prezydent.

O sytuacji spółki Vito-Med Frankiewicz dyskutował także z radnymi i parlamentarzystami. Na spotkanie zaproszono przedstawiciela NFZ, ale się nie pojawił. Radni uznali, że sytuacja jest dla Gliwic bardzo niebezpieczna, bo już trzy szpitale mają poważne kłopoty i jedynym wyjściem jest mediacja z funduszem. Czas nagli, na jakiekolwiek działania pozostały dwa tygodnie.  Dlatego najprawdopodobniej 14 lub 15 marca radni wszystkich ugrupowań, łącznie z prezydentem, pojadą do dyrektora śląskiego oddziału i otworzą negocjacje. 

Małgorzata Doros, rzeczniczka śląskiego oddziału NFZ, wyjaśnia, że opieka dla pacjentów z oddziału chorób wewnętrznych Vito-Med jest zapewniona w ramach zakwalifikowanego do sieci Szpitala Miejskiego nr 4 w Gliwicach. I to jest oficjalne stanowisko funduszu. Niestety, nie udało nam się dowiedzieć, czy możliwy jest jeszcze dodatkowy konkurs i czy urzędnicy NFZ zdają sobie sprawę, że ich decyzje przyczynią się do likwidacji oddziału, a w przyszłości szpitala.

- Nie dopuszczamy myśli, że może dojść do takiej sytuacji. Walczymy do końca  i się  nie poddajemy. Napisaliśmy już odwołanie od decyzji NFZ i czekamy na reakcję. Bardzo chętnie spotkamy się z przedstawicielami funduszu. Rozpoczęliśmy także rozmowy z miastem, być może będzie mogło w jakiś sposób wspomóc  szpital finansowo. Ale tę kwestię konsultują prawnicy urzędu - podsumowuje dr Dziedzic.

Jeśli jednak okaże się, że NFZ będzie nieugięty, w niedalekiej perspektywie Gliwice będą miały bardzo poważny problem z polityką zdrowotną. Ze szpitalnej mapy zniknie ważny ośrodek specjalizujący się w neurologii i udarach.  

Małgorzata Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj