Kończy się asfaltowa droga i zaczyna dość strome zejście do czegoś w rodzaju niewielkiego jaru. W zaroślach widać wydeptaną ścieżkę. - Tędy, tędy - prowadzi  Radosław Zdaniewicz. Kiedy docieramy do ukrytej wśród drzew i krzaków polany, pojawia się kilka wykopów. A w nich sensacja historyczna: kościół w kościele.    
Kryptonim „Georgious"

W Czechowicach przy Borówkowej archeolodzy pracują  już trzeci sezon. Społecznej akcji i projektowi badawczemu nadano nazwę „Georgious" (z łaciny: Jerzy), od patrona poszukiwanej świątyni. 

Zaczęło się od geoportalu. Specjaliści skanują fragmenty terenu Polski, tworzą  mapy, na których ujawniają się anomalia. Borówkowa wyglądała tam jak idealny okrąg z kilkoma wzniesieniami, więc społecznicy z Czechowic i badacze doszli do wniosku, że coś tam jest. 
Do wykopalisk przygotowywano się dość długo, a ich inicjatorami byli aktywiści ze Stowarzyszenia Rozwoju Czechowic: jego szef Andrzej Szelka, Anna Szynkiewicz, Jerzy Gałąska. Kierownikiem został Radosław Zdaniewicz, prezes górnośląskiego oddziału Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich. Pojawili się wolontariusze, studenci, specjaliści ze sprzętem do wykrywania metali. Wszyscy pracowali społecznie, wierząc, że badania przyniosą tak oczekiwane odkrycie. 

Na dzikiej łące   

- Najpierw chcieliśmy ustalić lokalizację, następnie odsłonić i przebadać ewentualne relikty wzmiankowanego w źródłach pisanych, kartograficznych oraz ikonograficznych kościoła św. Jerzego w Czechowicach. Kwerenda archiwalna oraz pomoc mieszkańców pozwoliły na wyznaczenie miejsca, w którym, w przeszłości, mogła istnieć budowla sakralna. Typowano ją przy dzisiejszej ul. Borówkowej, na południe od linii kolejowej Pyskowice - Bytom, w obrębie jednego z istniejących tu rozległych pagórków, górujących nad doliną strumienia - rzeczowo objaśnia Zdaniewicz. 

Kiedy zjawili się na poletku, a w zasadzie - zarośniętej łące, najpierw zabrali się za koszenie trawy, usuwanie chwastów, samosiejek czy dzikich drzewek. Oczywiście z umiarem i poszanowaniem dla natury, która nie lubi takich niespodziewanych ingerencji. W 2017 roku wytyczono jedynie niewielki fragment z wykopem  sondażowym. Okazał się na tyle obiecujący, że zwiększono obszar badań.  - Były one  możliwe dzięki uprzejmości miasta i MZUK - dodaje  archeolog. 

Ruina znacząca wielce
W  wykopach przy Borówkowej nie było przypadku, wynikały bowiem z historycznego kontekstu m.in. zachowanych map z początku XIX wieku, na których widać zarys kościoła i dopisek "w ruinie" . 

To on wzmógł ciekawość i wyzwolił chęć poznania tajemnicy. Można się było przekonać, czy te pozostałości tam są  czy to jedynie legenda i ktoś, robiąc dopisek, zwyczajnie się pomylił albo poniosła go fantazja. 
Inspirujące okazały się również spisy wizytacyjne z końca XVII wieku. Na przykład ten z 1679 r. Wiadomo było, że w tym czasie kościółek znajdował się pod jurysdykcją właściciela majątku, luteranina Adama Zernberga (von Czornberg), stanowiąc filię parafii w pobliskich Łabędach. Szlachcic nie dbał o świątynię,  nabożeństwa odbywały się niezwykle rzadko. 

- W protokole wizytacyjnym  wyczytaliśmy nieco o samym kościele: „(…) Zbudowany z drewna na małym wzniesieniu, 27 łokci długi i 15 łokci szeroki, którego rocznicę konsekracji celebruje się w drugą niedzielę po święcie św. Michała. Wewnątrz nie ma żadnych ozdób i ornamentów, lecz cała świątynia jest opustoszała. (…) Zachrystia jest drewniana. Wieża kościelna także drewniana, w której dzwonią dwa dzwony. (...) Jest jeden ołtarz, rzeźbiony artystycznie i malowany" -  taki opis przytacza ze starych dokumentów Zdaniewicz.  

Dominium Welczków upomina się 

W 1682 r. dominium czechowickie zakupił baron Jerzy Bernard von Welczek i trwale połączył tutejszą parafię z kościołem pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łabędach, wspierał ją i rozbudowywał.  
- Jednak czechowicki kościół dalej służył wiernym, o czym świadczy wpis z protokołu wizytacyjnego archidiakona opolskiego, Marcina Teofila Stephetiusa, z 1687 r. W protokole podano też, że świątynia posiadała trzy ołtarze z murowanymi mensami oraz mocny dach - wylicza archeolog.  

Coś kamiennego - to pewnie kościół  

Podczas badań w 2017 r. natrafiono na dziwny, bardzo masywny fundament, którego się w tym miejscu nie spodziewano. To relikty z przynajmniej dwóch faz budowy czy przebudowy fary. Dzięki wykopom i badaniom nieinwazyjnym, przeprowadzonym przez członków Dolnośląskiego Towarzystwa Historycznego: Marka Michalskiego, Rafała Reutera oraz Jacka Zająca, a także dra Mirosława Furmanka z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego, udało się wstępnie określić część wymiarów oraz usytuowanie świątyni. Odkryto też groby związane z istnieniem cmentarza przykościelnego, pochówki i krypty w obrębie wnętrza świątyni oraz wiele zabytków, stanowiących świadectwo kilkusetletniej historii tego miejsca. To był sukces, ale nie upragniony, wciąż bowiem szukano kościółka drewnianego.  

Tydzień cudów 

Co nie udało się w 2017 i 2018, spełniło się w lipcu 2019 roku. Szli jak burza i w ciągu tygodnia odkryto kamienny fundament, na którym stał XVII-wieczny drewniany kościół. Ustalono, że wyglądał jak ten w Szałszy i prawdopodobnie spłonął na początku wieku XVIII. Kolejne wykopy przyniosły dalsze rewelacje: pozostałości barokowego założenia. To te ruiny są widoczne na mapie, nad którą w archiwach pochylali się badacze. - Szukaliśmy drewnianego, znaleźliśmy barkowy. To odkrycie potwierdza dotychczasowe historyczne spekulacje - cieszą się archeolodzy, społecznicy i wolontariusze.

A było zapewne tak: kiedy spalił się drewniany kościółek, Welczkowie postanowili w swoim czechowickim dominium wybudować trwalszą, murowaną farę w barokowym stylu. - Może nie chcieli robić przykrości mieszkańcom majątku i dlatego zapadła taka decyzja... - zastanawia się Zdanowicz.Budowy jednak nie dokończono i dziś trudno ustalić powody.  Na otarcie łez Welczkowie wznieśli dla wiernych  przydrożną kaplicę - archeolodzy odkryli jej pozostałości w wyrwie z kawałkami muru.  

W wykopie widać piękne wnęki jednonawowego barokowego kościoła oraz wejście.  Jest i ślad po zaplanowanej wieżyczce.  Potem fundament urywa się. Archeolodzy kopią również na drugim wzgórzu. - Wiemy już na pewno, że istniała tu siedziba rycerska. Właśnie okryliśmy średniowieczne monety, fragmenty ceramiki, kafli - relacjonuje Zdanowicz. 

Obole zmarłych 

Najciekawszym zestawem zabytków są drobne monety obiegowe, pochodzące z różnych okresów, od drugiej połowy XIV po wiek XVIII. Z ziemi wydobyto 31 numizmatów o różnym stopniu zachowania, często uszkodzonych oraz nieczytelnych ze względu na korozję. Konserwację przeprowadzono w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego, jednak na identyfikację wszystkich okazów trzeba poczekać. Analiza numizmatyczna ujawniła m.in. monety śląskie, polskie, łużyckie, saksońskie oraz czeskie i węgierskie. 

Czechowice już są sławne  

Badania zakończono, relikty zostaną zasypane, a miasto i muzeum dofinansują   
tzw. badania gabinetowe, czyli konserwację, geodetę, badania antropologiczne. Jest także pomysł na zagospodarowania tego terenu: nie będzie już dziką łąką, a znaczącym  dla historii miasta i Czechowic miejscem. O czym zaświadczą pamiątkowe tablice.  

Małgorzata Lichecka 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj