Back lever, front lever, jumping jacks, planche, muscle up, superman... Te obcobrzmiące nazwy to nic innego, jak rodzaje ćwiczeń kalistenicznych, czyli znane nam wszystkim pompki, podciągania, przysiady, brzuszki. No, może w bardziej skomplikowanej formie. Bo nie każdy potrafi zrobić dynamiczną pompkę z wyskokiem, wybijając przy tym nogi i ręce w górę, albo oderwać nogi od ziemi w pozycji pompki i utrzymać je w powietrzu. Trudne?     
- Nieprawda, da się to zrobić - mówi Piotr Wodka, gliwicki zawodnik street workout, jeden z najlepszych w naszym kraju.

Powiedzieć, że jest umięśniony, to nic nie powiedzieć. Kiedy patrzy się na jego sylwetkę, nie widać grama tłuszczu. Góra, no, może górka (Piotr ma 170 cm wzrostu i 65 kg wagi), pięknie wyrzeźbionych mięśni. Nie zawsze jednak tak było. 

- Jako dziecko byłem małym chudzielcem, który uwielbiał sport. Wtedy jeszcze komputer nie był tak powszechny. Działałem też w harcerstwie, a na zbiórki naszej drużyny, 16 GDH „Orzeł”, chodziłem pieszo z Ligoty Zabrskiej, gdzie mieszkałem, aż na ulicę Okrzei. Pamiętam naszego drużynowego, nazywaliśmy go Szaman Per. Fajny czas... Potem gimnazjum i ciągłe spędzanie czasu z deskorolką. Niestety, mając 15 lat i robiąc na desce click flipa, niefortunnie uderzyłem lędźwiami o kant schodów. Okazało się, że mam pęknięte trzy kręgi. Na test gimnazjalny pojechałem karetką - opowiada. 

Lekarz zakazał mu jakiejkolwiek aktywności. Piotr przyjął to do wiadomości i po siedmiu miesiącach... chodził. Nie mógł jednak bawić się sportem, więc zaczął jeździć nad morze, do pracy w gastronomii. Po maturze też pracował w tej branży. To nie było jednak to... Ojciec górnik, brat górnik, więc kiedy ogłoszono nabór do pracy pod ziemią, postanowił spróbować. W KWK Sośnica pracuje od siedmiu lat. 

- W swojej śmiesznej wadze piórkowej, mając 52 kg, trafiłem do działu likwidacyjno-zbrojeniowego. Trudnej i niebezpiecznej roboty, w której trzeba przerzucić tony żelastwa. Na początku, kiedy wracałem po pracy do domu, nawet nie potrafiłem dopić kawy. Od razu zasypiałem. Na domiar złego doskwierał mi ból kręgosłupa.

Pewnego dnia znalazł w internecie informacje na temat ćwiczeń kalistenicznych. Poczytał, pokręcił głową z zachwytu i tyle. Minęło kilka miesięcy i spotkał kolegę z dzielnicy - Juana Zumetę. Już wcześniej widział na Facebooku, że "Miki" zajmuje się street workoutem i ćwiczeniami kalistenicznymi. Pogadali i "Miki" zaprosił Piotra na zajęcia. 

- Zanim poszedłem, wyczytałem, że ten rodzaj aktywności fizycznej może być zbawienny dla mojej przypadłości, bo wzmocnienie korpusu odciąży chory odcinek lędźwiowy. Zacząłem ćwiczyć. Był grudzień 2012 roku. Po pierwszym treningu koledzy w pracy pomagali mi ściągnąć koszulkę. Tak mnie wszystko bolało – mówi ze śmiechem. 

Trening jednak czyni mistrza, zaś Piotr był na tyle pojętnym uczniem, że już po kilku miesiącach, razem z "Mikim", zaczął szkolić innych. 

- Zawsze, gdy się za coś biorę, robię to na maksa - tłumaczy. - Jestem typem człowieka, który wyznacza sobie cele i po kolei je realizuje. Marzenia się spełniają, tylko trzeba im trochę pomóc.

Piotr ćwiczył w każdej wolnej chwili. Po pracy przychodził do domu, przygotowywał obiad i od razu jechał na zajęcia z podopiecznymi. Potem robił jeszcze swój trening. Wracał późnym wieczorem, na pięć godzin snu, i znów ruszał do pracy. 

Na pierwsze zawody pojechał do Łodzi. Wrócił z trzecim miejscem w kategorii najbardziej wszechstronnego zawodnika sezonu 2015/2016. 

Potem były kolejne sukcesy. Wygrana na zawodach No Gravity w Kołobrzegu, drugie miejsce w trzebnickich This is Workout, trzecie w This is Workout w Oławie i taka sama lokata w Workout Session w Bystrzycy. W tym roku wygrał Bitwę o Miedziową Rudę w Głogowie, Workout Competition na Słowacji i Silesian Bar War Racibórz. 

Najważniejszym tegorocznym osiągnięciem było zakwalifikowanie się do zawodów o Puchar Świata Kalistenice & Street Workout federacji WSWCG w Kairze. (Już wiemy, że w Kairze Piotrowi nie udało się stanąć na podium - red.) 

- Dla mnie to megasprawa, bo jestem najstarszym zawodnikiem freestyle street workout w Polsce - mówi. - Dzisiaj na zawodach startują ludzie w przedziale wiekowym od 14 do 23 lat. Pokazuję, że mając trzydziestkę, też można bawić się tym sportem.

Gliwiczanin ma za sobą również występy telewizyjne. Razem z grupą kolegów tworzących formację Dynasty Workout dotarł do półfinału programu Mam Talent.

Oglądam zdjęcia z występów Piotra. Kiwam głową ze zdumieniem. Jakby jego ciało nie podlegało grawitacji. 

- To jest na przykład back lever – tłumaczy mi uwiecznioną na fotce figurę. - Trzymając się drążka, zmieniam pozycję tułowia do poziomej, twarz mając skierowaną do ziemi. A to jest moja ulubiona - planche. Jedna z trudniejszych i zarazem najbardziej zachwycających pozycji w street workoucie. Wykonuję pompkę, unosząc swój ciężar ciała tylko i wyłącznie ku górze, podpierając się jedynie na rękach. 

Andrzej Sługocki


                                

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj