Ten kwartał miał szczęście do radców budowlanych.
 

Pierwsza fotografia przedstawia amazonki podczas pokazu na placu ćwiczebnym, należącym do koszar ułanów i piechoty. Zrobiono ją prawdopodobnie w 1905 roku na placu Pruskim (który po 1945 stał się placem Grunwaldzkim). Eleganckie stroje do konnej jazdy, przepiękne konie. W tle wieża ciśnień w otoczeniu - kilka małych drzewek.

Jest też druga z tego samego miejsca, zrobiona 17 lat później, z 1922 roku, z grupą francuskich wojskowych z kontyngentu plebiscytowego. Część w mundurach, inni w dość swobodnych strojach. Fotografia powstała prawdopodobnie latem, może nawet w lipcu. Okolica placu niewiele się zmieniła. Z wyjątkiem drzew. Urosły, i to znacznie.

Między polem a polem 

Na mapie z 1880 roku widać szczere pole, ledwie zarys ulicy Moltkego (dzisiejszej Korfantego), Kościuszki, która była wtedy jeszcze polną drogą. Sobieskiego nie ma wcale. Dekadę później ten rejon to wciąż jeszcze pole. Feundstrasse (przemianowaną na Schwerinstrasse), czyli dzisiejszą Sobieskiego wytyczono najprawdopodobniej między 1900 a 1901 rokiem. I miało to związek z planowanym rozwojem miasta. Przedmieścia idealnie nadawały się na zabudowę mieszkaniową. Choć rozkwit tego rodzaju budownictwa Gliwice zawdzięczają radcy budowlanemu Karlowi Schabikowi, już w początkach XX wieku przymierzano się do takich urbanistycznych rozwiązań.

16 miesięcy i 335 tysięcy marek 

Pierwszym budynkiem, który w czerwcu 1906 roku wybudowano przy Freundstrasse była Volkschule IX (Szkoła Podstawowa nr 9), jej rówieśnicami są także kamienice usytuowane za szkołą, patrząc w kierunku dzisiejszego skrzyżowania ulic Daszyńskiego i Kozielskiej. Przedsięwzięcie było, jak na owe czasy, imponujące bo szkołę wybudowano w niespełna 16 miesięcy. Projekt opracował radca Wilhelm Kranz, a władze miejskie wyasygnowały na tę inwestycję aż 335 tysięcy marek.

W Volksschule IX działała jedna z pierwszych w mieście świetlic dla dzieci.

Bryła budynku nawiązuje do stylu baroku, elementy dekoracyjne do secesji. Warto zwrócić uwagę na detale na co dzień umykające uwadze: na szczytowych ścianach ryzalitów znajdują się dwa kartusze ze sztucznego kamienia. Jeden, z główką dziewczynki, wieńczył napis „Volksschule IX” (dziś została tylko 9), drugi, z główką chłopca, miał napis „Erbaut 1906/07” (zachowała się jedynie data). Szkolne korytarze wyłożono płytkami ceramicznymi z dekoracjami w geometryczno-kwiatowych kształtach, z których większość przetrwała do dziś. W klasach, na podłogach, ułożono deski z sosny amerykańskiej, a dla wyciszenia hałasu ulicę przed szkołą wyłożono drewnianą kostką. Przez szesnaście lat (od 1907 do 1923) szkoła dzieliła powierzchnię z Oberschlesisches Museum - można było oglądać wystawy na korytarzach i w salach lekcyjnych.
W 1925 roku w budynku działały dwie szkoły, męska i żeńska, po 1945 roku stały się tymi z numerami 9 i 19, od 1950 roku dziewiątka była koedukacyjna, a obie połączono w 1973 roku w SP 9. W 1983 roku, w 300-setną rocznicę odsieczy wiedeńskiej, szkole nadano imię Jana III Sobieskiego. Na pierwszym piętrze wmurowano wówczas tablicę pamiątkową, obok której znalazł się współczesny obraz z portretem króla namalowany przez Mirosława Wszołka, gliwickiego malarza, projektanta, konserwatora dzieł sztuki.

Duch Goduli 

Kwartał wokół Sobieskiego przeznaczono w planach pod zabudowę reprezentacyjną, ostatnie domy przy tej ulicy, podążając w dół do Słowackiego, powstały w latach 30., drugą jej stronę, tę naprzeciwko szkoły, zajęła w latach 40. siedziba Górnośląskiego Związku Górników i Hutników (dziś w tym budynku mieszczą się małe prywatne firmy). Jej ciekawszą częścią było pięć specjalnie zamówionych witraży zdobiących hol. Ich autorem był Ludwik Peter Kowalski, wykonała je zaś berlińska firma Wagner. Wszystkie miały podobną kompozycję - portretowały ojców górnośląskiego przemysłu z ich atrybutami: Weddinga, twórcę gliwickiej huty z jej projektem, ministra von Heinitza z atrybutami władzy, hrabiego Redena w mundurze i z górniczą laską, wreszcie Karola Godulę. Ostatnim śladem po witrażach jest informacja iż w 1940 roku były eksponowane na wystawie we wrocławskim Muzeum Śląskim. Nie wiemy czy wróciły do Gliwic. Szukano ich potem, ale prawdopodobnie zostały zniszczone we Wrocławiu pod koniec wojny.

Ukochany pan profesor 

W pierwszej kamienicy, tuż za szkołą, mieszkał Roman Pisarski, pisarz, nauczyciel, autor książek dla dzieci i młodzieży, któremu największą sławę przyniosło opowiadanie „O psie, który jeździł koleją”, opisujące przygody Lampo, psa podróżnika. Książkę napisał w 1967 roku, po przeczytaniu w prasie informacji o bohaterskim zwierzaku, który żył na stacji Campiglia Marittima.
Pisarski urodził się 23 marca 1912 r. w Stanisławowie (w 2022 roku obchodzimy więc 110. rocznicę urodzin pisarza), studiował filologię polską na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Dość wcześnie podjął pierwsze próby literackie. Debiutował na łamach „Świerszczyka” tekstami dla najmłodszych czytelników, które szybko zdobyły uznanie w oczach krytyki. To zmotywowało go do dalszej pracy i zaczął pisywać do innych dziecięcych gazet (publikował teksty m. in. w „Płomyku”). Był również autorem dwóch podręczników do nauki języka polskiego, tworzył też scenariusze spektakli dla dzieci i młodzieży oraz wiele radiowych słuchowisk.
Do Gliwic przyjechał ze Lwowa, prawdopodobnie w 1945 roku, był polonistą w gliwickim V LO, także w szkołach w Zabrzu. Wielu uczniów pamięta i wspomina pana profesora bardzo dobrze. Od 1952 roku poświęcił się wyłącznie pracy literackiej. Zmarł 10 lipca 1969 roku w Warszawie, w której mieszkał od 1953 roku.

Sygnowano Otto Intze z Aachen

Wnętrze wieży wodnej robi imponujące wrażenie. Kto nie był, musi mi zaufać. Z drugiej strony, nie jestem wcale wyjątkiem, bo jeszcze kilka lat temu zabytek można było zwiedzać bez przeszkód, choć na własne ryzyko. Sama skorzystałam z okazji i zrobiłam sobie prywatne oprowadzanie. Poznałam każdy zakamarek, łącznie z górną kondygnacją. Stres zjadł mnie dopiero wtedy, gdy miałam podejść na samą górę. Dziś żałuję tego żałosnego odwrotu, bo nie zobaczyłam kapitalnej panoramy miasta.
W swoich notatkach znalazłam zapis o nowoczesnej technologii zastosowanej przy budowie wieży ciśnień. Zgodnie z przepisami sprzed wieku budowle miejskie musiały mieć charakter monumentalny, świadczący o dobrobycie miasta. Stąd neogotycki wystrój. W środku wieży – hit technologiczny z początków XX wieku – zbiornik wody o pojemności trzech tysięcy metrów sześciennych, z nitowanych blach stalowych walcowanych o grubości od 6 do 10 milimetrów. To cudo zaprojektował znany niemiecki prof. Otto Intze. Inżynier budownictwa na uniwersytecie w Aachen. Prekursor w dziedzinie budowy zbiorników dla wież wodnych, a także wybitny budowniczy tam – w Niemczech i Austrii do dziś funkcjonuje ich ponad 40.

1901 –  od tej daty zaczyna się rozwój dzielnicy skupionej wokół ulic Sobieskiego i Mickiewicza.

Na czym polegał nowatorski pomysł Intzego? Chodziło o zastosowanie wypukłego dna zbiornika i stożkowatego zwężenia u podstawy, dla wyeliminowania sił działających na konstrukcję go podpierającą. No i jak to u dokładnych i zapobiegliwych Niemców bywało – o oszczędności materiałów budowlanych. Zasady Intzego zastosowano przy budowie około 500 wież ciśnień, w Niemczech i innych krajach europejskich. W Polsce zachowała się prawdopodobnie tylko ta z Gliwic.
Wieża, która w tym roku skończy 118 lat, jest zabytkiem rejestrowym i tylko dzięki temu jeszcze stoi. Historia zmian właścicielskich i zaniedbań, także urzędów, jest bardzo długa i, niestety, nie ma żadnego zakończenia. Zabytek z unikatowym na skalę europejską systemem pozostaje w rękach lokalnego biznesmena, który od lat deklaruje renowację wieży, ale dba o nią tylko pod społeczną presją.

Osiedle w oazie 

25 hektarów powierzchni, pierwsze domy wybudowane w 1922 roku (plac na Wzgórzu oraz ulice na północ od Mickiewicza), kolejne po 1926 roku. W zabudowie jednorodzinnej bliźniaczej jest ich 132, w szeregowej – 100. Hans Sattler, prawa ręka Karla Schabika, wiedział co robi wybierając ten teren na ulokowanie osiedla. Miejsce miało potencjał, było nawet niewielkie wzgórze – idealne by zaprojektować prostokątne wnętrze urbanistyczne, zabudowane od strony północno-zachodniej, z trzema wyprowadzonymi prostopadle ulicami. Wykonawstwo tego zespołu urbanistycznego powierzono Richardowi Kobanowi. Integralnym elementem kompozycji przestrzennej osiedla GAGFAH, jednego z ok. dwudziestu zrealizowanych w tym czasie w Gliwicach osiedli mieszkaniowych, nawiązujących do postulatów idei miasta ogrodu, jest zespół zieleni. Na osiedlu mieszkali nauczyciele, urzędnicy i pracownicy Heimstatten Genossenschaft (GAGFAH).
Spacerując dziś alejkami placu Grunwaldzkiego warto zatrzymać się przy tablicy informacyjnej z historią osiedla. O której dotąd wiedziało nie tak wielu, choć w ciągu ostatnich lat coraz częściej i głośniej o niej mówiono. Tablica jest dowodem na istnienie, podobnie jak budynki i uratowane społeczną ręką lipy oraz inne drzewa.

Historyczna decyzja konserwatora

Nie bez znaczenia dla jej podjęcia były trzy nazwiska: Schabik, Sattler i Koban, bo to urzędnicy z przeszłości zadbali o przyszłość. Zaprojektowane i wybudowane przez nich osiedle jest urbanistyczną perełką, zachowaną od lat 20. w prawie nienaruszonym stanie. Jednak w 2012 roku pojawiło się dla tego miejsca bardzo poważne zagrożenie: ZDM i jego zakusy na wycinki lip w historycznym szpalerze. Mieszkańcy i społecznicy poświęcili na ich obronę dekadę! Ich aktywność dotyczyła wpisania do rejestru kwartału obejmującego aleje: lipową – wzdłuż ulic Mickiewicza, Sowińskiego i Kozłowskiej, klonową – przy ulicach Sobieskiego, od Słowackiego do Kościuszki oraz układ zieleni przy placu Grunwaldzkim i skwerze Keżmarok.

Od lipca 2021 roku zespół zieleni terenu dawnego osiedla GAGFAH wpisany jest do rejestru zabytków.

o śląskiego konserwatora zabytków należało zinwentaryzowanie drzew, a także określenie historycznego znaczenia dzielnicy, co potwierdzają dokumenty zgromadzone m.in. w miejskim archiwum. Aż trzykrotnie urzędnicy skarżyli konserwatorską decyzję o wpisie do rejestru zabytków do ministra kultury. Na szczęście bezskutecznie. I jestem w stanie uwierzyć, że czuwał nad tym wszystkim Schabik właśnie. Dość powiedzieć, a raczej napisać, że 2 lipca 2021 Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków wydał decyzję po raz czwarty. I tym raz ZDM jej nie zaskarżył, więc cenny zespół przyrodniczy od roku jest chroniony prawem.

Małgorzata Lichecka
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj