Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Sądzie Rejonowym w Gliwicach zbada, czy w gliwickiej straży miejskiej dochodziło do nierównego traktowania pracowników i mobbingu. Takie oskarżenia pod adresem byłego pracodawcy kierują cztery osoby, które złożyły zbiorowy pozew.
O tym, co dzieje się w gliwickiej jednostce, pisaliśmy
kilkakrotnie. Z początku osoby zwracające się do nas o pomoc pracowały
jeszcze w tej formacji i bały się ujawnić swoje personalia. Kiedy
zrzuciły mundur, zaczęły otwarcie oskarżać przełożonych. Marcin
Kuczkowski, Krzysztof Zielonka, Rafał Sędłak i Marta Szampera zarzucają
komendantowi Januszowi Bismorowi m.in. nierówne traktowanie pracowników
(np. przy wynagradzaniu i premiowaniu), czystki, szukanie haków na
niepokornych.
- Nie mamy wątpliwości, że padliśmy ofiarą mobbingu i nierównego traktowania ze strony pracodawcy – mówili nam poszkodowani strażnicy. - Z nieuzasadnionych przyczyn rozpoczęto przeciwko nam kampanię, której celem było poniżanie, umniejszanie zasług oraz zaniżanie samooceny. Zróżnicowano nasze wynagrodzenia dodatkowe, nagrody, awanse, szkolenia i uzależniono je od subiektywnej oceny szefa.
Zanim rozpoczął się proces, strażnicy napisali pismo do komendanta Bismora, domagając się zadośćuczynienia finansowego. Ten odpisał, że o żadnej mediacji nie może być mowy. W obszernej korespondencji na pozew, skierowanej do sądu, odpiera każdy z wysuwanych zarzutów, uważając je za bezzasadne, a na dowód przytacza dokumenty i zeznania świadków. Łącznie szesnastu osób, w zdecydowanej większości aktualnie zatrudnionych funkcjonariuszy.
„Twierdzenia pozwu pozostają nieprawdziwe, manipulują faktami, pozostają nacechowane subiektywnym przekonaniem powodów o słuszności swoich twierdzeń”, czytamy w piśmie do sądu, podpisanym przez Bismora.
- My też dysponujemy materiałem dowodowym w postaci świadków i to nie tylko tych, którzy już nie pracują w gliwickiej straży miejskiej – mówi adwokat Małgorzata Łukasik, reprezentująca byłych funkcjonariuszy. - Oni twierdzą, że mobbing w tej jednostce jest i że go widzą. Oczywiście boją się o tym mówić, bo wiedzą, jakie wiążą się z tym konsekwencje. Dlatego głównie liczymy na tych strażników, którzy z powodu mobbowania odeszli z pracy.
- Nie mamy wątpliwości, że padliśmy ofiarą mobbingu i nierównego traktowania ze strony pracodawcy – mówili nam poszkodowani strażnicy. - Z nieuzasadnionych przyczyn rozpoczęto przeciwko nam kampanię, której celem było poniżanie, umniejszanie zasług oraz zaniżanie samooceny. Zróżnicowano nasze wynagrodzenia dodatkowe, nagrody, awanse, szkolenia i uzależniono je od subiektywnej oceny szefa.
Zanim rozpoczął się proces, strażnicy napisali pismo do komendanta Bismora, domagając się zadośćuczynienia finansowego. Ten odpisał, że o żadnej mediacji nie może być mowy. W obszernej korespondencji na pozew, skierowanej do sądu, odpiera każdy z wysuwanych zarzutów, uważając je za bezzasadne, a na dowód przytacza dokumenty i zeznania świadków. Łącznie szesnastu osób, w zdecydowanej większości aktualnie zatrudnionych funkcjonariuszy.
„Twierdzenia pozwu pozostają nieprawdziwe, manipulują faktami, pozostają nacechowane subiektywnym przekonaniem powodów o słuszności swoich twierdzeń”, czytamy w piśmie do sądu, podpisanym przez Bismora.
- My też dysponujemy materiałem dowodowym w postaci świadków i to nie tylko tych, którzy już nie pracują w gliwickiej straży miejskiej – mówi adwokat Małgorzata Łukasik, reprezentująca byłych funkcjonariuszy. - Oni twierdzą, że mobbing w tej jednostce jest i że go widzą. Oczywiście boją się o tym mówić, bo wiedzą, jakie wiążą się z tym konsekwencje. Dlatego głównie liczymy na tych strażników, którzy z powodu mobbowania odeszli z pracy.
Komentarze (0) Skomentuj