Dzięki dotacji zyskamy łatwiejszy dostęp do leków będących we wczesnych fazach badań, czyli takich, co do których są olbrzymie nadzieje, ale nie ma ich dostępnych na rynku i daleko im jeszcze do rejestracji.
Z prof. Sebastianem Giebelem, kierownikiem Kliniki Transplantacji Szpiku i Onkohematologii Narodowego Centrum Onkologii, rozmawia Małgorzata Lichecka.

Agencja Badań Medycznych przeznaczyła 100 mln zł na utworzenie Centrów Wsparcia Badań Klinicznych. Narodowy Instytut Onkologii jest jednym z 10 ośrodków w kraju, które wygrały konkurs i otrzymaja dofinansowanie. Czym będą takie centra i dlaczego są tak ważne?

Wszelkie nowe leki, technologie, sposoby terapii, przed wprowadzeniem do szerokiego stosowania i rejestracją przez odpowiednie europejskie czy amerykańskie urzędy, muszą być przetestowane pod kątem ich skuteczności i bezpieczeństwa. Badań klinicznych nie można po prostu ominąć. Dzielą się one na kilka faz. W pierwszej staramy się określić maksymalną, tolerowaną i bezpieczną dawkę danego leku, w drugiej i kolejnych oceniamy ją u większej populacji chorych,  wreszcie porównujemy skuteczność i bezpieczeństwo wprowadzanej terapii z tą, którą wcześniej uznawano za standard postępowania. 

To oczywiście w największym skrócie, bo procedury są skomplikowane, kosztowne i długotrwałe. Co ważne, badania kliniczne dzieli się na komercyjne i niekomercyjne. W pierwszym przypadku sponsorem jest firma farmaceutyczna czy biotechnologiczna – właściciel danego leku czy technologii. W drugim wykorzystuje się leki, o których wiadomo, że działają w określonych chorobach, lecz stosujemy je albo u nieco innych pacjentów, albo w innych kombinacjach czy dawkach tak, by terapię zoptymalizować i wyznaczyć nowe standardy postępowania. Tutaj sponsorem, czyli podmiotem odpowiedzialnym za przeprowadzenie badania, są uniwersytety, instytuty czy szpitale.

Agencję Badań Medycznych powołano w 2019 roku. To agenda rządowa, odpowiedzialna za wspieranie zwłaszcza niekomercyjnych badań klinicznych. Co dla Narodowego Instytutu Onkologii oznacza bycie w takiej sieci – naukowo, diagnostycznie oraz leczniczo?  

To ważne, gdyż wiąże się zazwyczaj z rozbudowanymi procedurami -  sporządzaniem protokołów, formularzy zgód, precyzyjnym określaniem tego, jakich pacjentów z badania wyłączyć, czy w jaki sposób  mierzymy ich bezpieczeństwo, monitorujemy i raportujemy o postępach. Trudno robić  to własnymi siłami, bez wsparcia finansowego z zewnątrz. Agencja ogłasza różnego rodzaju konkursy grantowe, m.in.  ten dotyczący wsparcia zespołów zajmujących się badaniami klinicznymi oraz zbudowania odpowiednich  infrastruktur w obrębie instytutów bądź szpitali. 

Narodowy Instytut Onkologii znalazł się wśród tegorocznych zwycięzców, otrzymując prawie 10 mln zł. Za te pieniądze rozbudujemy oddział, uwzględniając przestrzeń dla pacjentów leczonych w ramach badań klinicznych, ale też przestrzeń biurową, gdzie będzie możliwa analiza i monitorowanie dokumentacji. Zastrzyk finansowy pozwoli zwiększyć nasz potencjał co najmniej o połowę. To oznacza, że będziemy mieli łatwiejszy dostęp do leków będących we wczesnych fazach badań, czyli takich, co do których są olbrzymie nadzieje, ale nie ma ich dostępnych na rynku i daleko im jeszcze do rejestracji. Dotacja umożliwi również prowadzenie większej liczby badań związanych z naszymi pomysłami na optymalizację terapii – nowych kombinacji leków i ich zastosowań.

Co będą mieli z tego pacjenci? Zyskają szansę na wyleczenie ?

Badania kliniczne bardzo często dotyczą chorych, u których wszelkie metody standardowego leczenia już wyczerpano. Poszukują więc oni ostatniej szansy i udział w takiej terapii czasem ją stwarza. Tym bardziej że badania mogą dotyczyć leków rewolucyjnych, w przyszłości zupełnie zmieniających sposób postępowania w danej  chorobie nowotworowej. Są również inne badania, dalszych faz, gdy porównujemy nowy lek ze standardem. Te z kolei prowadzone są u chorych z nowym rozpoznaniem nowotworu, a ich celem jest wykazanie, że nowa terapia zwiększy szansę na wyleczenie. Oczywiście nie zawsze pacjent odnosi korzyści. Czasem okazuje się, że stosowanie leku powoduje objawy uboczne, których się nie spodziewaliśmy, a ujawniły się dopiero w toku badania. Jeśli jednak się uda, dla pacjentów to olbrzymia wartość, dla lekarzy – nobilitacja.

Klinika pana profesora ma na koncie kilka „hitów” w badaniach klinicznych z  onkohematologii i transplantacji komórek krwiotwórczych.

Czy hitów, to kwestia subiektywnej oceny. Otwarcie możemy mówić jedynie o badaniach zamkniętych, których wyniki zostały już opublikowane. Pierwszy duży  projekt kliniczny, w którym uczestniczyła  kierowana przeze mnie Klinika Transplantacji Szpiku i Onkohematologii, dotyczył leku o nazwie Brentuksymab vedotin. To złożona cząstka zawierająca przeciwciało – białko odpornościowe, w specyficzny sposób rozpoznające cechy nowotworu, a konkretnie antygen CD30, charakterystyczny dla chłoniaka Hodgkina. Do tego przeciwciała dołączona jest toksyna. Lek, w sposób wybiórczy, odnajduje i znakuje komórki nowotworowe chłoniaka, które wchłaniają cząsteczkę toksyny. Kiedy już to się stanie, toksyna uwalnia się i zabija komórki nowotworowe.

To dość wyrafinowana metoda, a lek był stosowany u chorych po autologicznych transplantacjach komórek krwiotwórczych. Po autoprzeszczepie aplikowaliśmy go jako leczenie podtrzymujące: miał utrwalić odpowiedź i zapobiec nawrotowi chłoniaka. Kiedy porównaliśmy wyniki leczenia z grupą kontrolną poddaną obserwacji, okazało się, że ryzyko nawrotu choroby zmniejszyło się o połowę. To bardzo dużo. Ten rezultat  badań klinicznych stał się podstawą do rejestracji leku – właśnie trafił on na listę refundacyjną NFZ.  

Czy badania kliniczne obejmowały także stosowanie nowatorskiej immunoterapii komórkowej. W grudniu 2019 panią Jadwigę, jako pierwszą w Polsce i jedną z pierwszych w Europie Środkowo-Wschodniej pacjentkę, poddano zabiegowi infuzji limfocytów CAR-T cells.

To najbardziej zaawansowana forma immunoterapii komórkowej, czyli wykorzystania komórek naszego własnego układu odpornościowego do walki z nowotworem. Stosuje się ją w dwóch wskazaniach medycznych - u chorych z opornością na chemioterapię z rozpoznanym chłoniakiem (dorośli) oraz u dzieci i dorosłych do 25. roku życia z rozpoznaniem ostrej białaczki limfoblastycznej. Stosowane w terapii leki poddano badaniom klinicznym. Każde obejmowało grupę około 100 pacjentów. Udowodniono, że u ponad połowy chorych uzyskano stan, w którym choroba znika, mimo że leki stosowano w krańcowym stadium, gdy wyczerpano wszystkie inne możliwości. To stanowiło podstawę do rejestracji tych produktów najpierw w USA, potem w Europie. 

W Polsce łącznie było osiem zastosowań tej terapii, w tym cztery w Gliwicach. Mamy ambicję, by rozwijać tego typu badania w oparciu o polską myśl naukową. Agencja Badań Medycznych w lipcu 2020 roku ogłosiła kolejny konkurs poświęcony tym kwestiom.  Biorą w nim udział konsorcja, czyli grupy instytutów, uniwersytetów, szpitali, mające opracować i wprowadzić polskie CAR-T cells do testowania w ramach niekomercyjnych badań klinicznych. Jest na to sześć lat. To wieloetapowy i bardzo trudny proces. Podejmujemy wyzwanie i także będziemy w tym konkursie startowali.               

Sebastian Giebel 


Specjalista chorób wewnętrznych, hematologii i transplantologii klinicznej. Absolwent Wydziału Lekarskiego Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach (1996 r.). W 2013 r. otrzymał tytuł profesora. Zatrudniony w Centrum Onkologii w Gliwicach od 2008, od 2011 r. jest kierownikiem Kliniki Transplantacji Szpiku i Onkohematologii, a od 2015 pełni obowiązki zastępcy dyrektora oddziału ds. klinicznych.

Przewodniczący Polskiej Grupy ds. Leczenia Białaczek u Dorosłych (PALG) i Polskiej Grupy Badawczej Chłoniaków (PLRG), sekretarz Grupy Roboczej Ostrych Białaczek Europejskiego Towarzystwa Przeszczepiania Krwi i Szpiku (EBMT). Autor 120 publikacji naukowych, głównie z zakresu hematologii i transplantacji komórek krwiotwórczych.
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj