4. edycja rankingu „Rower w mieście”, przygotowywanego co dwa lata przez magazyn „Rowertour”, przyniosła Gliwicom wstyd: miasto wypadło z klasyfikacji, a zawdzięczamy to rzecznikowi prezydenta.     


„Rowertour” jest prestiżowym i opiniotwórczym magazynem zajmującym się szeroko pojętą tematyką rowerową: od turystyki po profesjonalne i rzetelne analizy, raporty, zestawienia i rankingi. Rowerzyści z całej Polski cenią te opracowania, urzędnicy liczą się z raportami i analizami, bo magazyn od 2010 roku przygotowuje takie, które dotyczą polityki i infrastruktury rowerowej. To trudne i pracochłonne zadanie wymagające specjalistycznej wiedzy, pasji i zaangażowania. Raporty nie są wymierzone przeciwko miastom, stanowią natomiast próbę dialogu z władzą, która o polityce rowerowej decyduje i na infrastrukturę wydaje niemałe pieniądze z publicznych zasobów.     

„Od 2010 roku zmieniło się bardzo dużo. Wtedy postawiliśmy tezę o rowerowej Polsce dwóch prędkości. Z jednej strony były Gdańsk, Kraków i Wrocław, które wprowadzały prorowerową politykę, popartą przemyślanymi inwestycjami na drogach, a z drugiej – Rzeszów i Lublin, tkwiące w cyklomarazmie i nieśmiało rozpoczynające dopiero działania oczekiwane przez rowerzystów. Dziś mamy Polskę wielu prędkości, stojącą na rozdrożu i często niemogącą zdecydować się, w którą stronę pójść. Z jednej strony rosnące oczekiwania rowerzystów, z drugiej – coraz głośniej artykułowane potrzeby pieszych, z trzeciej – samochodowa przeszłość miast z ich śródmiejskimi autostradami i wpływowymi kierowcami domagającymi się poszerzania ulic i budowania kolejnych obwodnic, a następnie obwodnic obwodnic. Dopóki więc nowe drogi rowerowe powstają, nie naruszając niczyjej przestrzeni, póty mają niemal samych przyjaciół", czytamy we wstępie do tegorocznego raportu. 

Miasta oceniano aż w 19 kategoriach, a podstawą była ankieta rozsyłana do urzędów lub jednostek zajmujących się miejskimi inwestycjami. Wiele odpowiadało szybko i na temat, inne zwlekały do samego końca, były też takie, które ankietę zignorowały, wysyłając wprawdzie pisma, w których kwieciście ujęto „wspaniałe" dokonania, jednak nie dały się one sklasyfikować w żadnej kategorii. W tej grupie znalazły się Gliwice.    

Aktywiści z Gliwickiej Rady Rowerowej uważają, że otwarcie odmawiając udzielenia odpowiedzi, skompromitowaliśmy się. Może wzięło się to z obawy przed ostatnim miejscem w tabeli, a może z urzędniczej pewności siebie? 
Andrzej Parecki, szef GRR podkreśla, że śląskie miasta wprawdzie podskoczyły w rankingu, ale nadal pozostają w ogonie. Jednak ogonem ogona są Gliwice. 

 - I nie zmieni tego faktu kilka stacji napraw, parę nowych stojaków czy 1,5 km drogi dla rowerów w kierunku Sośnicy, gdy przez Zwycięstwa będziemy prowadzić rower, bo nie przewidziano przejazdu ze względu na „priorytet ruchu samochodowego" – tak Parecki podsumowuje  „przyjazne" działania  miasta. 

„Nowiny" chciały poznać stanowisko urzędu w kwestii skandalu z ankietą, przesłaliśmy nawet  pytania do Marka Jarzębowskiego, rzecznika prezydenta Gliwic. Niestety, nie odpowiedział.  

O raporcie „Rowerturu” rozmawiamy z  Andrzejem Pareckim i Ewą Lutogniewską  z Gliwickiej Rady Rowerowej.   

Dlaczego ten raport jest ważny dla miast i rowerzystów?

Ewa Lutogniewska: Ponieważ stanowi najbardziej kompleksową ocenę polskich miast pod kątem infrastruktury i polityki rowerowej. Te, którym zależy na wysokiej pozycji, przykładają do niego dużą wagę i rzetelnie podchodzą do wypełnienia ankiety. Również słabsze, jak np. Bytom, potraktowały go poważnie. Dziś ten raport stanowi najlepsze źródło oceny infrastruktury rowerowej w polskich miastach, a kolejność na rankingowej liście nie jest przypadkowa.

Andrzej Parecki: Co ważne, raport nie skupia się tylko na długości dróg dla rowerów (DDR), gdzie 1 km z kostki brukowej, już od wielu lat ocenianej negatywnie jako budulec, traktowany jest jak 500 m ogólnej długości dróg dla rowerów w mieście. Ocenie podlegała  m.in. współpraca miasta z organizacjami rowerowymi, wprowadzenie kontra ruchu, itp.

Jedne miasta wypadają bardzo dobrze, inne słabiej, ale z ankiet i udziału w rankingu widać, że najbardziej zainteresowane są te, które mają sukcesy. 

Andrzej Parecki: To prawda, ale warto dodać, że wspomniany Bytom do ankiety podszedł bardzo rzetelnie, choć znajduje się na końcu listy. Można uznać, że miastom raczej zależy, by się w nim znaleźć. Nie unikają oceny, choć jak widać, nie wszędzie. Warto w tym miejscu zauważyć, że pozycja niektórych znacznie zmieniła się od ostatniej edycji rankingu – sąsiednie Zabrze jest o 10 miejsc wyżej niż w 2014 roku (awans z miejsca 38. na 28.). Taki skok może być dla nich powodem do dumy.

Gliwicka Rada Rowerowa od dwóch lat intensywnie zajmuje się objaśnianiem dobrych praktyk rowerowych, zarówno mieszkańcom, jak i zarządzającym miastem. Jak wygląda dialog z urzędnikami i na jakie bariery państwo napotykają?

Ewa Lutogniewska: Inicjatywa wychodzi od nas - przygotowujemy audyty tras rowerowych i wskazujemy, co należy naprawić. Oczywiście – z własnej woli i w czasie, którym dysponujemy. Niestety, na audyty z lat ubiegłych często nawet nie otrzymywaliśmy odpowiedzi. Dopiero w tym roku ZDM ustosunkował się do naszego pisma wskazującego usterki trasy na osiedlu Sikornik oraz w Bojkowie i zapewnił, że część postulatów zrealizuje. Szkoda, że trwało to tak długo. 

Gliwice odmówiły udziału w tegorocznym raporcie. Czy podano argumenty? I czy to rzecznik powinien decydować o tych kwestiach? 

Andrzej Parecki: Zgodnie ze słowami Marka Rokity, autora raportu, rzecznikowi nie przypadły do gustu kryteria oceny. Marek Jarzębowski powołał się w rozmowie na jakiś inny ranking, w którym Gliwice słabo wypadły, bo rzekomo w tamtym kryteria nie oddawały tego, czy miasto jest przyjazne mieszkańcom. Rzecznik, zamiast odpowiedzi na ankietę, napisał mail, w którym opisowo przedstawił, jak Gliwice kompleksowo podchodzą do spraw rowerowych oraz konsultują się z rowerzystami. Niestety, to nieprawda, przynajmniej nie w ostatnich dwóch latach. Informacje zawarte w odpowiedzi mailowej od rzecznika do autora raportu nie dały się skwantyfikować –  to nie dane, które można przeliczyć i, na ich podstawie, sklasyfikować miasto w rankingu. Zamiast, zgodnie z instrukcją, wypełnić bardzo szczegółową ankietę, przedstawiciel urzędu miejskiego przesłał zdania w żaden sposób niedające się przenieść na grunt rankingu. 
Przede wszystkim powinna to być decyzja podjęta wspólnie – kwestiami rowerowymi zajmuje się kilka wydziałów urzędu oraz inne jednostki (np. ZDM), więc sprawa jest złożona. Gliwice powinny brać udział w takim rankingu, ponieważ jest to rzetelna ocena działań, do tego dająca się porównać z sytuacją w innych miastach. W ten sposób urzędnicy i władze mogą wyciągać wnioski, czerpać pomysły i poprawiać sytuację tak, aby poprzez swoje działania tworzyć przestrzeń  bardziej przyjazną rowerzystom. Wówczas bez obaw można brać udział w kolejnych rankingach.

Jak, państwa zdaniem, wypadają Gliwice i nasz „Rower w mieście”?

Ewa Lutogniewska: Bardzo źle – na jednym z posiedzeń komisji rozwoju miasta i inwestycji podkreślaliśmy, że w rankingu „Rowertour” Gliwice zajmują 37. miejsce na 41 klasyfikowanych miast i prawdopodobnie w kolejnym rankingu będzie jeszcze gorzej. Naszym zdaniem w tym roku zajęlibyśmy ostatnie miejsce, co skutkowałoby kompromitacją wizerunkową.

To źle, że gliwiccy butni urzędnicy wiedzą lepiej, jak rozwijać sieć rowerów? A może nie są tym zainteresowani? Bo rowerzysta to dla nich fanaberia na drodze.

Andrzej Parecki: Nie wiedzą, bo – w większości – nie jeżdżą. Niestety, osoby decyzyjne mają swoją wizję i mieliśmy okazję się jej przyglądać, np. przy okazji przebudowy ul. Jana Śliwki. Przed oddaniem drogi do użytku ktoś powinien się nią przejechać, bo mamy kolejny fatalny odcinek z kostki, z 90-stopniowymi zakrętami, po którym jazda jest katorgą i występuje ryzyko kolizji z innymi rowerzystami i przeszkodami w postaci słupów.

Gdyby państwo mieli wypełnić ankietę, jak by to wyglądało w przypadku Gliwic?

Ewa Lutogniewska: Do jej wypełnienia musielibyśmy mieć twarde dane, przykładowo dotyczące długości dróg dla rowerów czy liczby stojaków. Mają je z pewnością urzędnicy. Gliwice na pewno nie wypadłyby dobrze, chociażby z powodu użytych do budowy dróg rowerowych materiałów – króluje kostka brukowa. Współpracę miasta ze środowiskiem rowerowym (w skali od 0  do 3 pkt) na pewno ocenilibyśmy na zero. Zresztą autorzy rankingu wzbogacili go w tym roku dodatkowo o pytania skierowane do lokalnych środowisk rowerowych. My odpowiedzi udzieliliśmy, ale to jedyne kryterium, w którym Gliwice byłyby klasyfikowane.


Rozmawiała Małgorzata Lichecka  

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj