Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe bije na alarm. W 2017 może być najgorszy sezon letni. Coraz mniej osób chce pracować w czasie wakacji na plaży. Powód? Niskie zarobki. Sytuację psują dodatkowo niezdrowa konkurencja i brak wsparcia ze strony samorządów. 
- Wina leży po stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji - mówi Bogdan Kozłowski, prezes gliwickiego oddziału WOPR. - W 2012 wprowadzono szereg niezrozumiałych i, w mojej opinii, nieodpowiedzialnych zmian. Umożliwiono np. różnym dziwnym firmom działalność ratowniczą. W Gliwicach jest taki podmiot, który ratownictwem zajmuje się tylko w sezonie i potem zawiesza aktywność. Jak WOPR z kimś takim może konkurować? Cuda dzieją się na przetargach organizowanych przez gestorów kąpielisk i basenów. Ludzie pracują potem na czarno, bez umowy.

- Przecież to nonsens, żeby ratownik posiadający zaledwie dwuletni staż i przygotowanie pedagogiczne mógł być wykładowcą kursu na stopień instruktora ratownictwa wodnego – dodaje Wiktor Zajączkowski, prezes Śląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Takich smaczków jest zresztą więcej. Kiedy MSWiA pozwoliło innym podmiotom organizować podobne szkolenia, to firmy robią je w ciągu jednego weekendu! 129 godzin przewidzianych przez ustawodawcę realizują od piątku do niedzieli. U nas kursy rozłożone są na dziewięć miesięcy. Ktoś, kto w WOPR takich uprawnień nie może zdobyć, bo jest za słaby, idzie do konkurencji. Jak on potem ma strzec bezpieczeństwa kilku tysięcy ludzi na akwenie?

Wakacje tuż, tuż, ale według ratowników WOPR może być taka sytuacja, że nie uda się obstawić wszystkich zaplanowanych na sezon letni miejsc strzeżonych. Z roku na rok spada bowiem liczba osób, które szkolą się na ratowników wodnych. Powodem są pieniądze. 

Ratownicy w Gliwicach zarabiają w sezonie nie mniej niż 2,5 tys. zł, ale pracują po 300 godzin w miesiącu. Wcześniej z własnej kieszeni muszą zapłacić tysiąc złotych za szkolenia. Do tego mieć obowiązkowy kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy, który kosztuje 600-700 zł oraz jedno dodatkowe uprawnienie, np. kurs motorowodny, na który trzeba wydać ok. 500 zł. 

- Lada moment będzie otwierany park wodny w Tychach – mówi Zajączkowski. - Gestor tego obiektu zaproponował godzinną stawkę dla ratownika w wysokości 13 zł brutto. Kto będzie za takie pieniądze pracował i brał odpowiedzialność, skoro baseny i hotele na Mazurach czy nad morzem oferują większe zarobki. Jeszcze więcej zarabia się za granicą. W Anglii nasz ratownik dostaje 16 funtów za godzinę, a w Hiszpanii czy Niemczech 30-40 euro.
 
W gliwickim oddziale WOPR jeszcze kilka lat temu na jednym kursie na młodszego ratownika szkolono 60 osób rocznie. Teraz zaledwie 30. 

(san)
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj