Barbara i Wojciech Skarkowie, nauczyciele akademiccy Politechniki Śląskiej, są przykładem, że na pasje i realizacje marzeń nigdy nie jest za późno. Wojciech, profesor Politechniki Śląskiej, jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym na wydziale mechanicznym technologicznym i zajmuje się konstrukcjami lekkimi oraz elektromobilnością. Barbara uczy studentów angielskiego w studium języków obcych.
  
Oboje są po pięćdziesiątce, a mimo to pięć lat temu postanowili, że zostaną tancerzami. Początki były trudne, ale każdy następny krok i przychodzące sukcesy utwierdzały ich w przekonaniu, że wybrali właściwą drogę. 

Prawie nikt z ich sąsiadów w Rachowicach (gmina Sośnicowice) nie wie, że u boku mają prawdziwych mistrzów tańca towarzyskiego i to – co jest rzadkością – w dwóch stylach: latynoamerykańskim i standardowym. 

W ubiegłym roku, startując w holenderskim Assen, w turnieju Dutch Open Championships, zdobyli tytuł drugiego międzynarodowego wicemistrza tego kraju w tańcach latynoamerykańskich. W tym samym roku, podczas Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w Karpaczu, wywalczyli tytuł drugiego wicemistrza kraju w „łacinie”. W „standardzie” uplasowali się na czwartej pozycji. Swoją klasę potwierdzają również na zawodach rangi krajowej. Za te osiągnięcia zostali w tym roku nominowani do kadry narodowej w tańcach latynoamerykańskich w kategorii senior 3.

- Nasza przygoda z tańcem zaczęła się przypadkowo – opowiada Barbara. – Owszem, lubiliśmy tańczyć, ale aktywność w tym względzie ograniczała się jedynie do wesel, domówek czy zabaw sylwestrowo-karnawałowych. Zmieniło się to w chwili, kiedy nasz młodszy syn zaczął tańczyć w klubie u Igora Gutowskiego. Zawoziliśmy go na zajęcia i czekaliśmy, aż się skończą. W końcu uznaliśmy, że to bez sensu - siedzieć i nudzić się. Zauważyliśmy, że równolegle swoje zajęcia miała grupa seniorów, takich jak my (śmiech). Dołączyliśmy.

- Na początku tańczyliśmy tylko raz w tygodniu – wspomina Wojciech. - Ale dla nas było to mało. No bo człowiek uczy się dziesięciu tańców i jak zaczyna ćwiczyć ten ostatni, nie pamięta, jakie kroki i figury były w pierwszym. Za namową Igora dołączyliśmy do młodzieżowej grupy sportowej, która miała zajęcia dwa razy w tygodniu. Wtedy nawet nie przypuszczaliśmy, że za kilka lat  wystąpimy na Blackpool Dance Festival – najstarszym, największym i najbardziej prestiżowym konkursie tańca towarzyskiego na świecie. Odbywa się w Empress Ballroom na terenie ogrodów zimowych w angielskim Blackpool.

Trenowali uparcie dwa lata, zanim pojechali na pierwszy turniej taneczny. Wystąpili w podpoznańskim Kórniku, w swojej grupie wiekowej w amatorskiej kategorii start, i od razu wygrali. Potem przyszły kolejne sukcesy i zmiana klubu. Teraz reprezentują gliwicki Master Dance, są pod opieką młodych mistrzów tej dyscypliny sportu - Ewy Malik i Romana Malkova. To oni zachęcili ich do startu w zagranicznych turniejach.

Aby dobrze tańczyć, trzeba się rozwijać – cały czas szkolić się i ciężko pracować, co najmniej 3-4 razy w tygodniu. Moi rozmówcy podkreślają, że taniec towarzyski jest piękny, ale i niezwykle kosztowny. Lekcje pod okiem mistrzów nie należą do najtańszych. Do tego wyjazdy, hotele, stroje. Sukienka do standardu kosztuje od kilkuset do kilku tysięcy złotych, jeśli jest nowa i na topie. Nieco mniej płaci się za sukienki do tańców latynoamerykańskich. Do tego buty treningowe i turniejowe, dodatki, kosmetyki, przejazdy. Skarkowie jednak nie narzekają.

- Taniec to forma ruchu mająca wiele korzyści dla naszego zdrowia – podkreślają. - Wspaniałe antidotum na stres. Nawet jak się zmęczysz, wcale nie masz ochoty przestać. Cieszysz się muzyką, odczuwasz fantastyczne emocje. Nie bez kozery mówi się, że taniec jest ukrytym językiem duszy.

Andrzej Sługocki 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj