W Centrum Wystawienniczym MOKiS Pyskowice otwarto ekspozycję traktującą o Tragedii Górnośląskiej oraz wywózkach Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku. A wszystko działo się w przeddzień pierwszego transportu na Wschód, który wyruszył z Pyskowic 75 lat temu, 5 marca. 
Miejscem przechowywania dokumentów osób internowanych oraz badania i spisywania ich losów jest Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku w Radzionkowie – mówił podczas wykładu Zbigniew Gołasz, historyk Muzeum w Gliwicach (niegdyś IPN Katowice). – Ale na lokalizację takiej instytucji dużo bardziej nadawałyby się Gliwice, Bytom czy właśnie Pyskowice. W tym pierwszym mieście ulokowano najwięcej zatrzymanych w tzw. obozach przejściowych. Bytom to z kolei miasto, z którego wywieziono największą liczbę mieszkańców. Natomiast ze stacji Pyskowice odchodziło najwięcej pociągów na Wschód, gdyż tutaj pociągnięte były szerokie rosyjskie tory.

Zgromadzeni na wernisażu dowiedzieli się, jak przebiegała podróż internowanych. 

– Ludzie byli ściśnięci w bydlęcych wagonach. Zdarzało się, że kilka dni nie otrzymywali jedzenia i wody albo dostawali słone śledzie, ale nic do picia. To tylko potęgowało cierpienia…  – opowiadał Gołasz.

Wywiezieni, przeważnie mężczyźni między 17. a 50. rokiem życia, po przybyciu na miejsce (Donbas, rejony Mińska, Kaukaz) zatrudniani byli do ciężkiej pracy w kopalniach, hutach czy przy wydobyciu torfu. 

– Nie wiemy, ile osób dokładnie wróciło z wywózek. Wiele zmarło z wyczerpania, głodu, chorób. Część została skierowana na tereny późniejszego NRD. Ostrożne szacunki mówią, że na Śląsk powróciło około 30 procent z ogółu internowanych – podkreślał Gołasz.

Na otwarciu ekspozycji, wypożyczonej z katowickiego oddziału IPN, pojawiły się rodziny, których członków dotknęła Tragedia Górnośląska. Iwona Szumińska z Gliwic opowiedziała o losach swojego dziadka, Wilhelma Hollmanna, zmuszonego do wykopywania torfu. 

– W 1945 roku dziadek miał 49 lat. Sąsiedzi namawiali go: ukryj się, poczekaj te kilka miesięcy, potem nikt cię nie weźmie. Ale on był honorowy: jak kolegów biorą, on nie będzie tchórzył. Wyjechał na Wschód i już stamtąd nie wrócił. 
Szacuje się, że z Pyskowic wywieziono około 300 osób. Wśród nich był Stefan Polifke, rolnik. Jego losy przybliżył wnuk, Norbert Kozioł. 

– Dziadek został deportowany w Wielkanoc 1945 roku. Najpierw osadzili go w budynku sądu w Pyskowicach, potem, pieszo, zagnali do Gliwic. Stamtąd ruszył do Donbasu. Podczas transportu chorował na różyczkę, więc zaraz po przyjeździe trafił do szpitala. W obozie odpowiadał za rozdzielanie zupy. Dzięki temu uratował wiele osób, dając więcej jedzenia tym najbardziej wyczerpanym. Miał szczęście, bo wrócił. Jakiś czas przetrzymywano go w Saksonii, a w Pyskowicach pojawił się w listopadzie 1946. Po powrocie ważył 50 kilogramów...

Błażej Kupski
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj