Długa lista specjalistów. Onkologów, chirurgów, psychoonkologów, pielęgniarek i salowych. Szpitalne sale i korytarze. Kiedy już postawiono diagnozę, dla Kasi Rudzińskiej liczył się w leczeniu każdy dzień. Młoda mama, pełna życia i energii, nie chciała czekać, chciała szybkiej terapii i rozpoczęcia leczenia. 
Nie oszczędzał się. Kiedy trzeba było pomagać, organizował, przywoził, zbierał pieniądze. Nie lubi o tym mówić, bo uważa, że tak trzeba. Że inni nie dadzą sobie rady, a on chętnie jest do dyspozycji. Tomek Rudziński, od ponad 9 lat związany z gliwickim stowarzyszeniem Cała Naprzód, choć jest społecznikiem, takie określenie na jego działanie to stanowczo za mało. Dziś znowu jest na pierwszej linii. Innej, ważniejszej i o wiele trudniejszej.      

Nowotwór? Byliśmy w szoku  

- Może warto napisać, żeby badać się regularnie. Wiem, wielu ludzi potraktuje moje słowa jak ględzenie, ale proszę mi wierzyć, badania, profilaktyka mają kolosalne znaczenie. Sam już mam skierowania na kolonoskopię i gastroskopię – Rudziński chętnie zgadza się na spotkanie. W czerwcu  2019 roku jego żona, Kasia, trafiła do szpitala. Wcześniej źle się czuła, miała silne bóle w dole brzucha. Zlecono bardzo szczegółowe badania, kolonoskopię, tomografię, rezonans. Kiedy na początku lipca odebrali wyniki, nie mogli uwierzyć: u Kasi stwierdzono nowotwór jelita grubego z przerzutami do wątroby. - Byliśmy w szoku i rozpaczy. Żona ma 34 lata, nasz synek 2,5 roczku – mówi Tomek.  

Lekarze, lekarze, lekarze

Drugie załamanie przyszło, gdy dowiedzieli się, że konsylium  w gliwickiej  onkologii wyznaczyło rozpoczęcie leczenia dopiero na koniec sierpnia. - Czyli musielibyśmy czekać ponad półtora miesiąca. Bardzo długo! Przekopaliśmy internet. Tak, wiem, co sobie pani może pomyśleć, ale po odsianiu różnych fantastycznych porad i terapii, wielokrotnym sprawdzeniu ośrodków i onkologów udało się znaleźć  optymalne dla żony rozwiązanie - opowiada Tomek. 

Lek kosztowny poza zasięgiem 

Trzeba tylko być zawziętym i wierzyć, że są lekarze, którzy naprawdę chcą choremu pomóc. Justyna, siostra Kasi, Tomek i jego żona byli przekonani, że uda im się takiego znaleźć. 
Zaczęli więc szukać pomocy u onkologów oraz chirurgów w całym kraju. Pojechali na konsultację do Warszawy i Łodzi, do najlepszych lekarzy, specjalistów od jelita grubego oraz wątroby. Najpierw leczenie, zmniejszenie guzów, a potem operacje, tak im powiedzieli. Badania genetyczne wykazały u Kasi mutacje genu KRAS.

- Dodatkowo przebadano ponad 600 genów, a stało się to możliwe dzięki wsparciu Całej Naprzód. Teraz wiemy dokładnie, jakie leki zadziałają na te mutacje, żeby zniszczyć nowotwór w organizmie Kasi. Przed nią jeszcze dwie ciężkie operacje, usunięcie guza pierwotnego w jelicie grubym oraz zmian w wątrobie  - Rudziński jest w stałym kontakcie ze wszystkimi lekarzami.  

Jego żona znajduje się obecnie po czterech chemioterapiach, lecz efekty leczenia nie były wystarczające, dlatego zdecydowano się na wyciągniecie największych „dział”  - immunoterapię, w przypadku Kasi nierefundowaną przez NFZ. Według raportu końcowego Oncompassu, zalecana jest immunoterapia lekiem Nivolumab, a koszt miesięczny to około 12 tys. zł. Dlatego Rudzińscy, poprzez portal charytatywny siepomaga.pl, prowadzą zbiórkę funduszy na lek. - Nie ma innego sposobu, musimy go mieć. To życie mojej żony – mówi Tomek.

Kasiu, jak się dziś masz? 

Lekarz i jego stosunek do chorego. To jest najważniejsze. Może nawet bardziej niż nastawianie pacjenta. Rudzińscy idealnego onkologa znaleźli poza Gliwicami. Prowadzący onkolog kliniczny w zasadzie jest z nimi cały czas. I nigdy nie jest zniecierpliwiony, zawsze w kontakcie.  - Mamy lekarza dla siebie prawie 24 godziny na dobę. Dziś to naprawdę nie problem. Wiele razy rozmawiamy, wymieniamy się informacjami poprzez WhatsAppa. O, dziś, na przykład, pisaliśmy z doktorem po godzinie 23.00. Opowiedział natychmiast – mówi Rudziński.  

Sie pomogło 

Na odzew nie trzeba było długo czekać. Zbiórka była niesamowitą mobilizacją. Dla wielu znajomych wielki szok, niedowierzanie, pytali Tomka: „jak to Kasia, dlaczego ona?”. W zbiórkę włączyli się przyjaciele, znajomi, sąsiedzi, firmy,  ale też całkiem obce osoby. Każdego dnia na koncie przybywa pieniędzy. Z początkiem listopada Kasia rozpoczęła już terapię Nivolumabem. Pierwszy etap leczenia będzie obejmował sześć wlewów co dwa tygodnie, po których zaplanowany jest rezonans i ocena efektów. 

- Z całych sił wierzymy, że zadziała, a rak na zawsze zniknie z naszego życia. Wierzymy, że Kasia wróci do zdrowia, pracy, życia bez raka. Do opłacenia całości terapii trochę brakuje, chcemy włączyć dodatkowe leki wspomagające leczenie. Dzięki wam, ludziom o wielkich i dobrych sercach, mogliśmy rozpocząć. Dziękujemy każdemu za dotychczasowe wsparcie i zachęcamy do udziału w aukcjach  #DLAKASI – Tomek wierzy w powodzenie leczenia.   

Małgorzata Lichecka 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj