W Gliwicach dawno nie było sprawcy tak wysoko postawionego w przestępczej hierarchii. Jego ujęcie to sukces kryminalnych z komendy miejskiej. Cóż z tego, skoro człowiek podejrzany o kradzież grubej gotówki uniknął aresztu, bo wpłacił... 10 tys. zł. Decyzja gliwickiej prokuratury podcina skrzydła śledczym. Po co łapać oszustów, skoro od razu wychodzą na wolność? 
Oszuści działający metodą „na policjanta” lub „na oficera CBŚ” są groźni szczególnie. Podszywając się pod zawód zaufania publicznego, łatwo manipulują ludźmi starszymi, do stróżów prawa odnoszącymi się z estymą. Jak to wygląda, pisaliśmy wielokrotnie – na potrzeby tego artykułu przypominamy. 

Oszust wybiera numer w książce telefonicznej. Skąd wie, że abonentem jest człowiek w podeszłym wieku? Głównie tacy mają jeszcze telefony stacjonarne, poza tym seniora zdradza imię, typowe dla starszego pokolenia. Oto hipotetyczna rozmowa oszusta z ofiarą. 


Halo, halo, tutaj komisarz (pada zmyślone nazwisko) z Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach. Czy to pani Leokadia?
Tak, słucham. Kto mówi?
Jeszcze raz powtarzam. Policja, komisarz z Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach. Proszę pani, czy ma pani oszczędności w banku?
Tak, tak, proszę pana...
No właśnie, proszę pani. Prowadzimy tajną operację. Pani pieniądze, wszystkie pani pieniądze, są zagrożone. Musi pani natychmiast z nami współpracować! Pracownicy banku chcą panią okraść, rozumie pani?
Tak, tak, co ja mam teraz zrobić?
Proszę wykonywać nasze polecenia.


A polecenie to: natychmiast udać się do banku, z nikim nie rozmawiać, wypłacić wszystkie pieniądze i przekazać oficerowi, który się po nie zgłosi. Często przekazanie następuje nie konkretnej osobie – poszkodowany musi spakowaną gotówkę zostawić w umówionym miejscu. I tak mieszkańcy naszego miasta czy powiatu wkładali torby z banknotami do kosza na śmieci, a nawet wyrzucali przez okno. Bywa, że oszust ze słuchawki nie każe seniorowi iść do banku, ale prosi o jego dane do konta, login i hasło, po czym sam przelewa pieniądze.

Do tego typu przestępstw dochodzi w naszym rejonie często, mimo szeroko zakrojonych akcji policji i zatrzymań sprawców. Za każdym razem o zdarzeniach informuje na swojej stronie komenda miejska, komunikaty pojawiają się w mediach, płyną z kościelnych ambon, wiszą w formie plakatów na klatkach schodowych. Dzielnicowi spotykają się z mieszkańcami, a w okolicach targowisk i po osiedlach jeżdżą radiowozy, z których przez megafony wygłaszane są ostrzeżenia. W akcję włączyli się pracownicy banków, interweniujący, gdy starszy wiekiem klient nagle wypłaca podejrzanie dużą gotówkę. 

Profilaktyka to jedna strona medalu. Druga – dochodzenie i ściganie przestępców. Tu gliwiccy kryminalni mogą pochwalić się sukcesami. Problem w tym, że na miejsce złapanych sprawców pojawiają się nowi, bo seniorzy wciąż im wierzą. Ale nie tylko dlatego: sprawcy mogą czuć się bezkarni, co pokazuje przykład z naszego miasta. 


Wpadł „przedsiębiorca”, czyli poziom trzeci

W czerwcu kryminalni z komendy miejskiej, po żmudnym śledztwie, złapali jednego z organizatorów oszustw metodą „na policjanta”. Sukces mieli podwójny, bo zatrzymany, młody człowiek pochodzenia romskiego, był już wysoko postawiony w przestępczej hierarchii. Tego typu oszuści, tylko w naszym mieście i tylko w tym roku, wyłudzili od seniorów w sumie około półtora miliona złotych.

– To tak zwany organizator, trzeci poziom. W Gliwicach dawno takiego nie było – mówi „Nowinom” jeden z anonimowych informatorów.

Nasi rozmówcy z policji tłumaczą, na czym polega złodziejska hierarchia. Występują tu najczęściej cztery poziomy. Na pierwszym działają „odbieraki”. Nie mają pojęcia, dla kogo pracują. Wiedzą tylko, że mają oszukać, odebrać pieniądze, przekazać je i nie dać się złapać.

– Idą „na poświęcenie”. Zatrzymani, nie zagrażają nikomu – wyjaśnia jeden z policjantów. – Nie wiedzą bowiem, jak wygląda ich szef, nie są wtajemniczani w cały proceder.

Poziom drugi to „werbownicy”. Ich zadanie polega na werbowaniu „odbieraków”. Siedzą też przy telefonach, opowiadając ofiarom zmyślone historie. Wiedzą już nieco więcej – na przykład, komu konkretnie przekazują gotówkę. Trzeci poziom to „przedsiębiorcy”. Organizują proceder na danym terenie i zarabiają duże pieniądze. 

Na trzecim poziome działał właśnie dwudziestokilkulatek zatrzymany przez gliwickich kryminalnych z wydziału do walki z przestępczością przeciwko mieniu. Był poszukiwany do co najmniej dwóch spraw z rejonu Gliwic, ale również innych śląskich miast. Złapano go w Krakowie.

– Od momentu zatrzymania śledczy intensywnie pracowali nad przygotowaniem materiału dowodowego. Przedstawili podejrzanemu pięć zarzutów przestępstw, popełnionych w Gliwicach, Bytomiu i stolicy Małopolski. Mężczyzna werbował współwykonawców i, jak wynika z policyjnych materiałów, zajmował wysoką pozycję w strukturze oszustów. To do niego, jako jednego z pośredników, trafiały pieniądze wyłudzane emerytom. Ostatnio, tylko na terenie Gliwic, on i jego kompani ukradli ponad 70 tys. zł. Dużą część tej gotówki odzyskano i zwrócono prawowitemu właścicielowi – komentuje podinsp. Marek Słomski, oficer prasowy KMP Gliwice.


Poszukiwany, złapany, wypuszczony

Jest jeszcze poziom czwarty, a na nim szef, pomysłodawca, działający już w całym regionie. By nieco przybliżyć taką postać, przywołajmy słynnego w Polsce Hossa. To pseudonim króla mafii wnuczkowej, twórcy metody „na wnuczka” („na policjanta” jest jej modyfikacją). Zarzucano mu wyłudzenie lub próbę wyłudzenia kilku milionów oraz kosztowności od seniorów w Niemczech, Szwajcarii i Luksemburgu. Hoss miał się też podawać za funkcjonariusza policji. Po wielu miesiącach zatrzymano go w mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu. W poszukiwania zaangażowani byli śledczy z innych krajów. 

Opinię publiczną zaszokowała decyzja sądu, który zwolnił sprawcę z aresztu, obejmując jedynie policyjnym dozorem oraz zakazując opuszczania Polski. Tak jakby przestępcy tego typu przejmowali się zakazami. Sprawą zainteresował się wówczas minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. I oto bliźniaczą sytuację mamy w Gliwicach. Z tą różnicą, że kontrowersyjną decyzję podjęła prokurator. 

Kiedy zgromadzone w sprawie dwudziestokilkulatka materiały śledczy skierowali do Prokuratury Rejonowej Gliwice-Zachód, ta zadecydowała o zastosowaniu wobec podejrzanego dozoru policji cztery razy w tygodniu oraz poręczenia majątkowego. Kwota poręczenia: 10 tys. zł.

– Dla organizatora procederu to kieszonkowe – mówi były policjant. – Taki przestępca śmieje się z organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Szybko zjawia się świetny, sprawny adwokat, sprawca wychodzi i wraca do swojego „biznesu”. Co z tego, że cztery razy w tygodniu stawi się w komisariacie? Czy to przeszkodzi mu w organizacji oszustw? Człowiek tak wysoko postawiony w grupie przestępczej powinien trafić za kraty, inaczej dalej będzie kradł, a w najgorszym wypadku ucieknie za granicę i tyle go widzieli. Wie pani, jak to podcina skrzydła śledczym? Mówię jako były gliniarz z dużym doświadczeniem. Tym chłopakom już nie będzie się chciało ścigać fałszywych wnuczków czy funkcjonariuszy. Działanie prokuratury jest więc deprymujące i szkodliwe. 


Chcesz wyjść – syp

– Moim zdaniem, w tym przypadku pojawiły się co najmniej dwie przesłanki do aresztowania, a nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że surowe traktowanie podejrzanych na zasadzie aresztu wydobywczego pozwala stosować zasadę „chcesz wyjść, syp” – kończy były śledczy.

To rolą pani prokurator prowadzącej sprawę było wnioskować do sądu o areszt tymczasowy. Dlaczego tego nie zrobiła lub przynajmniej nie zawnioskowała o większe poręczenie majątkowe, zapytaliśmy szefa Prokuratury Rejonowej Gliwice-Zachód, Pawła Sikorę.

– Pani redaktor, pani ma swoje informacje, szanuję je, lecz sam takowych nie posiadam. Prokuratura opiera się na dostępnym materiale dowodowym i dostosowuje wysokość poręczenia majątkowego do możliwości płatniczych podejrzanego. W tym przypadku uznano, że 10 tysięcy złotych to środek wystarczający. Nie możemy zawsze zarządzać miliona, bo 99 procent zatrzymanych takich pieniędzy nie zapłaci i żaden sąd nie powie, że robimy słusznie – komentuje prokurator Sikora. – A poręczenia sprawca nie może przecież złożyć z tego, co ukradł – dodaje. 

Pytanie, dlaczego nie zastosowano aresztu. Sikora znów tłumaczy: każdy sąd by go podważył, bowiem podejrzany, dowiedziawszy się, że szukają go także policjanci z Krakowa, podobno sam się do nich zgłosił. Nie ma więc obawy, że teraz wymiarowi sprawiedliwości ucieknie, choć, jak sam szef prokuratury przyznaje, przewidzieć tego nie można. 

– Proszę pamiętać, areszt tymczasowy nie jest formą kary i obłożony został surowymi warunkami. By go zastosować, muszą być spełnione pewne przesłanki, a tu ich nie było. 

To przypomnijmy: by zastosować areszt tymczasowy, wystarczy jedna z trzech przesłanek. Tutaj pojawiły się dwie: obawa matactwa oraz przestępstwo zagrożone wysoką karą więzienia. 

Podejrzany jest więc na wolności. Prowadząca sprawę prokurator nie zapewni, że w tym czasie nie oszuka kolejnych osób. Jej szef tłumaczy jednak: gdy teraz mężczyzna wpadnie, pojawi się przesłanka, by go posadzić za kratami. 

Szkoda tylko, że przy okazji jakiś senior może stracić oszczędności życia. 

– Musimy się poruszać w granicach przepisów prawa – kończy prokurator Sikora. 

Pozostaje zadać pytanie ministrowi sprawiedliwości, Zbigniewowi Ziobrze: czy tych szkodzących zwykłym ludziom przepisów nie należałoby zmienić. Bo kolejni starsi wiekiem gliwiczanie pieniądze już tracą. Jedno z ostatnich zdarzeń: 78-latek oddał fałszywemu funkcjonariuszowi 60 tys. zł.

Na koniec: w tym roku gliwiccy śledczy zatrzymali już sześciu trefnych policjantów. 

Marysia Sławańska

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj