Prof. Marek Gzik: Zwróciło się do mnie, ze wsparciem, bardzo wiele środowisk, także biznesowych. Niestety, wcześniejsze ustalenia spowodowały, że Koalicja Obywatelska dała pierwszeństwo do wskazania kandydata Zygmuntowi Frankiewiczowi. Lecz to nie jest dla mnie kluczowe. Ważny jest cel.
Z profesorem Markiem Gzikiem, pracownikiem naukowym Politechniki Śląskiej, dziekanem wydziału inżynierii biomedycznej, kierownikiem katedry biomechatroniki i radnym sejmiku śląskiego, rozmawia Małgorzata Lichecka.  

Jest pan ostatnio tematem numer jeden w różnego rodzaju spekulacjach dotyczących kandydowania na prezydenta Gliwic. 

Moim priorytetem jest realizacja istotnych zadań, zmierzających do polepszenia życia mieszkańców. Zaraz wytłumaczę to bardziej szczegółowo. Otóż reprezentuję środowisko akademickie, pracuję na Politechnice Śląskiej, mam kontakt z pracownikami naukowymi, młodą kadrą, studentami. Na co dzień.  Znam więc bardzo dobrze ich potrzeby. Mam też dzieci, 22-letniego syna oraz 17- letnią córkę. I widzę dość wyraźne deficyty, dotyczące właśnie młodych. Gliwice nie są w stanie ich zatrzymać, miasto wyludnia się, co jest niebezpieczne nie tylko dla przestrzeni, ale przede wszystkim gospodarki. Znika bowiem siła napędowa, kreatywna i twórcza.

Zatrzymać? W jaki sposób? Po zmroku Gliwice pustoszeją, nie ma życia, takie wymarłe miasto. 

No właśnie, wymarłe. A przecież jesteśmy ważnym ośrodkiem akademickim. Proszę porównać nas do Wrocławia, Krakowa, Opola, nie mówiąc o Warszawie czy Gdańsku. Chciałbym zaproponować program, o którym intensywnie rozmawiałem zarówno z Grzegorzem Schetyną, przewodniczącym PO, jak i senatorem Zygmuntem Frankiewiczem. Program nazwałem „Studiuj, mieszkaj i pracuj w Gliwicach" i jest to otwarcie miasta na młodych i dla młodych. Chciałbym go realizować wspólnie z Adamem Neumannem. O tym rozmawiamy i dlatego nie podjąłem jeszcze decyzji, dotyczącej kandydowania. 

Chcę przekonać Adama Neumanna, że warto zmieniać miasto w duchu mojego programu. Sam dobrze oceniam Gliwice pod względem tzw. twardej gospodarki, brakuje mi jednak działań władz miejskich w kwestiach dialogu z mieszkańcami, począwszy od spraw najbardziej prozaicznych, na kluczowych inwestycjach skończywszy. Warto na przykład pomyśleć o karcie mieszkańca - to szalenie popularny element aktywizacji kulturalnej, sportowej i społecznej, w Gliwicach niewykorzystany i praktycznie nieobecny. Chciałbym też, żeby moi studenci powiedzieli kiedyś, że dzięki mojemu zaangażowaniu w lokalne sprawy przyjeżdżają do nich koledzy z innych miast i zazdroszczą Gliwicom nie tylko infrastruktury, ale i przestrzeni do spędzania wolnego czasu.      

Wszyscy kandydaci mówią o dialogu. Jego brak to najpoważniejsza scheda po Zygmuncie Frankiewiczu. Ale jak przejść od słów do czynów?

To tak: z racji mojej pracy naukowej i dydaktycznej spotykam się i rozmawiam z ludźmi różnych pokoleń – z młodymi i seniorami, nie są to kontakty sporadyczne, a codzienne. Sam, jako gliwiczanin, wiem, czego mi brakuje. Zbudowałem więc program w oparciu o wiele istotnych informacji od mieszkańców.  

Pana pojawienie się w konkretnym momencie politycznym wywołało burzę: Platforma Obywatelska, w związku z paktem senackim, ma zobowiązania wobec kandydata Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza.  Ale ma też szansę na to, by przedstawić własną koncepcję na miasto, skoro ma tę politykę firmować przez następne cztery lata.  Czy jest więc pan takim pomostem między Koalicją a PO? 

Dwadzieścia sześć lat rządów Zygmunta Frankiewicza oceniam pozytywnie, mam do byłego prezydenta, teraz senatora, wielki szacunek. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że realizował on swój pomysł na Gliwice, ale jako mieszkaniec, profesor Politechniki Śląskiej, a od pięciu lat samorządowiec na poziomie województwa, dostrzegam potrzebę, by na bazie tych osiągnięć, zasadzających się na dobrze zbudowanej gospodarce zasobami miejskimi, spróbować bardziej otworzyć się na potrzeby mieszkańców, słuchać ich i zainwestować w coś, co nazwałbym uatrakcyjnieniem miasta. 

Mówi się, że Gliwice są bogate, ale porównajmy inwestycje w sferę kultury, przemysłów kreatywnych w innych miastach Polski i Europy. Mamy tu wyraźne deficyty. To ważne, bo jesteśmy w okresie istotnych zmian demograficznych - chodzi o problemy wyludnienia. Gliwice, po wielu latach dobrego rządzenia, mają zasobność, ośrodek akademicki - Politechnikę Śląską, która w ostatniej ewaluacji uczelni została sklasyfikowana na ósmym miejscu spośród wszystkich szkół wyższych w Polsce. To niesamowity potencjał!

I pan chciałby zbliżyć ten miejski z uczelnianym? 

Te relacje są bardzo istotne, nie można żyć obok siebie, trzeba współpracować i wspólnie zmieniać miasto. I ważne jest aktywne zaangażowanie obu stron. Trochę mi tego zaangażowania miasta w ostatnich latach brakowało.  

Czyli nie kandyduje pan?

A tego nie powiedziałem... Jeśli nie osiągnę moich celów w negocjacjach, w rozmowach z kandydatem Adamem Neumannem, jeśli nie uda mi się go przekonać, żeby wspólnie zmienić miasto, nie wykluczam startu. Wówczas sam będę za te zmiany odpowiadał - jeżeli oczywiście uzyskam mandat zaufania mieszkańców Gliwic. 

Zatem negocjacje z kandydatem Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza są dla pana ważne w podjęciu decyzji?

Tak. Zwróciło się do mnie, ze wsparciem, bardzo wiele środowisk, także biznesowych. Niestety, wcześniejsze ustalenia spowodowały, że Koalicja Obywatelska dała pierwszeństwo do wskazania kandydata Zygmuntowi Frankiewiczowi. Ważny jest cel -  miasto atrakcyjne dla mieszkańców.   

Załóżmy, że Adam Neumann chce działać wspólnie i akceptuje pana program. Co się dzieje dalej? 

Jeśli tak się stanie, nie wystarczy dżentelmeńska umowa, potrzebne będą rozwiązania instytucjonalne. Być może stworzenie jednostki, przy prezydencie miasta, zajmującej się na przykład współpracą ze strefą ekonomiczną oraz uczelnią. Muszę mieć też pewność, że będzie realizowany dialog z mieszkańcami. To wszystko po to, by Gliwice stały się atrakcyjnym miejscem do studiowania, mieszkania i pracy.

Dostał pan propozycję objęcia funkcji wiceprezydenta, oczywiście po wygranych przez kandydata KdG wyborach.

Uprzejmie za tę funkcję podziękowałem. Mam wizję i jeśli przyszłe władze zdecydują, że mój program ma sens i będziemy go wspólnie wprowadzać w życie, jestem do dyspozycji, niezależnie od tego kto zasiądzie na fotelu prezydenta. Choć zakładam, że będzie to osoba ze środowiska KdG i PO. 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj