- Był taki okres w moim życiu, że pracowałem na kopalni i malowałem obrazy dla dyrektora. Obdarowywał nimi różnych oficjeli. Miałem swoją małą pracownię, a prowadzony byłem, jak górnik dołowy – mówi Zbigniew Marek Parzniewski, 58-letni mieszkaniec Pilchowic. Człowiek, który kocha sztukę.
   
Urodził się w Świętokrzyskiem, ale dzieciństwo i młodość spędził w Pyskowicach. Od dzieciństwa lubił rysować i malować. Podglądał swoją kuzynkę, która szkicowała amatorsko. Kiedy inni chłopcy uganiali się za piłką, on jeździł z mamą na zajęcia plastyczne do Gliwic. Po skończeniu podstawówki rodzice posłali go do pięcioletniego liceum plastycznego w Opolu, które ukończył z tytułem… technika pamiątkarstwa. Zaraz po szkole pracował w Operetce Śląskiej. - Byłem rzemieślnikiem teatralnym. Malowałem farbami anilinowymi kurtyny, dekoracje – wspomina. – To było fajne doświadczenie. Pracowałem z ludźmi innej duszy, innej proweniencji. Dobrze się tam czułem.

Trzykrotnie startował na studia do krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i za każdym razem niewiele brakowało, by się dostał. W międzyczasie upomniała się o niego armia. W pułku saperów był pomocnikiem kierownika klubu oficerskiego. Nawet tam obcował ze sztuką. Przez dwa lata malował chusty dla rezerwistów, tzw. metry.
Ciągle jednak marzył o ASP.  Za czwartym razem w końcu się udało. Zdał egzamin i został studentem krakowskiej uczelni, którą ukończył z wyróżnieniem. Dostał stypendium ministerialne dla młodych twórców. – Nie były to duże pieniądze, a trzeba było jakoś żyć. Tym bardziej, że miałem już żonę i dziecko. Pomógł mi teść, który pracował na kopalni Knurów. Pogadał z dyrektorem, a ten odpowiedział, że skoro ma u siebie górników-piłkarzy czy górników-rajdowców, to może mieć i górnika-malarza. Malowałem więc obrazy dla dyrektora.  Obdarowywał nimi różnych oficjeli. Miałem swoją małą pracownię, a prowadzony byłem, jak górnik dołowy.
W tej roli przetrwał do upadku komuny. Kopalnia zaczęła pozbywać się balastu. Zwolniono piłkarzy, bokserów i górnika-malarza. – Musiałem się przebranżowić, skończyć technikum górnicze. Rysowałem kopalniane mapy kartograficzne, a teraz zajmuję się projektami technicznymi. Bardzo poważny dział.

Mimo że praca zawodowa zajmuje sporą część życia, Parzniewski w wolnych chwilach maluje. Głównie akwarele, ale też obrazy olejne, pastele, szkicuje portrety. –To we mnie głęboko tkwi – mówi. – Oczywiście nie da się z tego wyżyć, więc traktuję to wyłącznie jako hobby. Wyczekuję już emerytury, bo wtedy będę mógł się oddać sztuce całym sobą.

Inspiracje pan Zbigniew czerpie z własnych doświadczeń, podróży, tęsknoty za dobrymi czasami. Na podłodze leżą jego liczne prace. – Próbuję sztuką zatrzymać czas. Morskie Oko, krakowski Barbakan,  kieleckie pole uprawne, Toskania, chorwacka uliczka, most Karola w Pradze – wylicza.
Piękne obrazy…

Zbigniew Parzniewski brał udział w wielu wystawach zbiorowych i indywidualnych. Zadebiutował akwarelami w konkursie „Moje Miasto – Gliwice”, zdobywając II nagrodę prezesa Technoparku.
(san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj