We wtorek, 27 czerwca po godzinie 7.00, do dzielnicowego z Bojkowa zadzwonił 33-letni mieszkaniec tej dzielnicy i poinformował, że gdy dwie godziny wcześniej stał na przystanku, czekając na autobus, napadło go dwóch młodych Ukraińców z bronią w ręku. Napastnicy nastraszyli gliwiczanina i zmusili do oddania pieniędzy oraz wartościowej papierośnicy (nie zainteresował ich jednak jego telefon komórkowy). Potem Ukraińcy ukryli się za pobliskim transformatorem, zaś ich ofiara wróciła do domu.
Podczas osobistego spotkania z dzielnicowym poszkodowany raz jeszcze wszystko opowiedział, podał nawet dokładne rysopisy sprawców.
Do akcji wkroczyli: przewodnik z policyjnym psem tropiącym (sprowadzono go z Katowic), kryminalni, dochodzeniowcy, technicy kryminalistyki. Po zabezpieczeniu wszystkich śladów i rozpytaniu osób, które przebywały w pobliskich sklepach, śledczym nasunęło się jednak kilka wątpliwości...
33-latka przewieziono do komendy miejskiej, gdzie ponownie go rozpytano. I tu niespodzianka: mężczyzna wyznał, że nikt go nie napadł, że wszystko zmyślił. Chciał po prostu zobaczyć, jak pracuje policja, poza tym, uwaga, nie chciało mu się iść do pracy (napad był ponoć dobrą wymówką dla żony).
Nieodpowiedzialny gliwiczanin będzie miał teraz kłopoty. Odpowie przed sądem za wywołanie niepotrzebnej czynności policji.
Komentarze (0) Skomentuj