W 60 dni chce przebiec 60 maratonów. Z gliwickiego boiska, aż na stadion w Barcelonie. Tomasz Sobania – to polski Forrest Gump, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.

Rzym to był pierwszy zagraniczny bieg, który miał miejsce w zeszłym roku. Tym razem Barcelona. Skąd taki wybór? 
Miałem w planach pobiec do Jerozolimy, czyli 3 500 kilometrów, jednak biegnąc do Rzymu zrozumiałem, że wyprawa była trudnym wyzwaniem, a dołożenie sobie dodatkowo 2 000 kilometrów to jednak trochę za dużo. Zawsze marzyłem o Barcelonie, ponieważ jestem kibicem FC Barcelony i już jako dziecko chciałem zagrać z Ronaldinho na Camp Nou. Gdyby na to spojrzeć z innej strony, to Barcelona jest w połowie drogi między Rzymem a Jerozolimą, jeśli chodzi o dystans, dlatego postanowiłem, że to będzie idealny cel na ten rok. Do tego okazało się, że najsłynniejszy Polak – Robert Lewandowski gra w Barcelonie, więc przy okazji może uda mi się z nim spotkać pod koniec mojego biegu.

Od jak dawna przygotowujesz się do biegu?
Zacząłem trenować już po biegu do Rzymu, jednak pierwsze poważne treningi miały miejsce na przełomie stycznia oraz lutego w Węgierskiej Górce. Było kilka sprawdzianów, które przygotowały mnie do biegu do Barcelony. Wszystko się dobrze zapowiada pomimo kontuzji, której się nabawiłem w czerwcu. Przede mną ostatni obóz, później już tylko odpoczynek i zbieranie sił na wyprawę.

To już ostatnia prosta przed wielkim biegowym wyzwaniem...
Odliczam już dni, ponieważ wystartuję za kilka tygodni - w sobotę 3 września o 10.30 ze stadionu Piasta Gliwice. Pobiegnę przez całe miasto, a gliwicka policja będzie mnie eskortować, dlatego zapraszam, by pokibicować. Ze stadionu pobiegnę na arenę lekkoatletyczną na Koperniku, a stamtąd ruszę dalej w stronę Pyskowic, następnie do rodzinnego Toszka, potem do Strzelec Opolskich, by zakończyć pierwszy dzień zmagań, a później zostanie mi już tylko 2450 kilometrów przez Pragę, Monachium i Paryż, aż do Barcelony.

W 60 dni chcesz pokonać aż 60 maratonów! Są jakieś obawy? 
Najbardziej mnie martwi, co będę miał w głowie po upływie półtora miesiąca biegania. Gdy biegłem do Rzymu w zeszłym roku po miesiącu już naprawdę trudno było mi znowu zmobilizować siły i wyjść na trasę, by przebiec kolejny maraton, bo jest to po prostu masakrycznie trudne dla głowy, by dzień w dzień przez tak długi czas utrzymywać wysoki poziom motywacji. Jednak z drugiej strony - fizycznie jest to do zrobienia, po prostu głowa musi dać radę i to jest największe wyzwanie na tę chwilę. Trochę obawiam się, że z wielkiego biegu nagle nic nie wyjdzie, bo po 100 km skręcę sobie kostkę, jednak są to rzeczy, których nie przewidzę, więc po co mam się tym martwić na zapas.

Każdy bieg to zbiórka pieniędzy i pomoc dla kogoś... 
Dokładnie tak jest. Tym razem wybór padł na klub, w którym sam się udzielam, a mowa o klubie dla trudnej młodzieży z Gliwic. Chodzi o młodzież, która niekoniecznie wie, co ze sobą zrobić i czasem włóczy się - próbując różnych używek. Razem z kolegą chcemy stworzyć miejsce, w którym będą mieli alternatywę dla włóczenia się, gdzie ktoś taki szalony jak ja pokaże im, że można mieć różne cele i pasje, gdzie można realizować swoje marzenia. Chcę uzbierać dużo pieniędzy, aby ten klub funkcjonował przez długie lata, by na miejscu działał psycholog oraz terapeuta, by młodzież miała super wycieczki i mnóstwo atrakcyjnych zajęć, które rozbudzą w nich pasję. Zwykle biegłem dla kogoś, kto chorował na konkretną chorobę, tym razem cel jest taki, by pomóc większej grupie osób wystartować dobrze w życiu i myślę, że to byłoby fajne.
Teraz Barcelona, a jaki plan na rok następny? Coś mi mówi, że zdecydowanie wykroczy poza granice Europy.
Dobre spostrzeżenie. Dopóki nie zrobię tego, co mam w tym roku do zrobienia, to nie mam co myśleć o następnych planach. Jednak jestem marzycielem, więc od razu mam w głowie wizję tego, że być może w przyszłym roku, i to już najlepiej na wiosnę - pobiegłbym do Jerozolimy, tym samym zmieniłbym kontynent. Przebiegłbym przez całą Turcję i dostał się na Bliski Wschód, co powoduje od razu masę problemów, łącznie z tym, że ja nie mogę w tej chwili wjechać, czy wlecieć do Izraela, ponieważ byłem w Libanie, mam pieczątkę w paszporcie, która mi nie pozwoli przekroczyć granicy z Izraelem, więc musiałbym mieć nowy dokument. To są problemy, których do tej pory nie napotykałem.

Jesteś nazywany polskim Forrestem Gumpem, zgadzasz się z tym? 
Moim największym celem, największym marzeniem jest zostanie prawdziwym Forrestem Gumpem i przebiegnięcie w przyszłości przez całe Stany, jednak to jest jeszcze daleka i bardzo odległa perspektywa. Jestem takim gościem, który biegnie bardzo daleko. Forrest Gump po prostu wyszedł i pobiegł, u mnie było trochę podobnie, zaczynałem biegać, bo wychodziłem wszędzie za późno. Na początku pobiegłem najpierw na pociąg, potem coraz dalej. Chcę tak jak Forrest przebiec przez całe Stany i jeszcze będzie na to czas, ponieważ mam dopiero 24 lata i jestem głodny życia. Fajnie jest mieć świadomość, że jeszcze dużo dobrego mnie czeka. Mam mnóstwo czasu i cieszę się, że tak szybko zacząłem, bowiem od 11 roku życia piszę książki, tym samym spełniam swoje marzenia. Miałem odwagę i wiarę w to, że jest to możliwe, mimo że nikt dookoła niczego takiego nie robił. Teraz widzę, że to było coś, co zmieniło moje życie.
Życzę w takim razie wytrwałości na trasie i dobrych ludzi wokół siebie, bo to, że dasz radę, to jest pewne, w końcu robisz to co kochasz.

Rozmawiała Patrycja Cieślok
 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj