Woonerf wnerwia mieszkańców. Nie podoba się estetyka, tłok na drodze, mijanki w nerwach, rozmieszczenie miejsc parkingowych. Niestety, ani Zarząd Dróg Miejskich, ani urzędnicy nie starali się wyjaśnić, na czym polega zmiana i jakie będą z niej pożytki.
Minął miesiąc od otwarcia ulicy, ale wciąż trwa zażarta dyskusja między przeciwnikami a zwolennikami zastosowanych rozwiązań. Pierwsi nie widzą w nich niczego dobrego i najchętniej zostawiliby Wieczorka w dawnym kształcie, drudzy przekonują, że ulica zyskała, a kierowcy muszą się po prostu nauczyć z niej korzystać.

Historycznie rzecz ujmując, Wieczorka była woonerfem od zarania. Dopiero po likwidacji tramwaju i przymusowym brukowaniu zmieniła się w drogę tranzytową. Kierowcy nie musieli się hamować, piesi mieli wydzielone miejsce, a chodnik od jezdni ograniczono taką ilością barierek, że aż się w głowie kręci. Ale tego typu ulice to dziś przeszłość. Coraz więcej miast sięga po rozwiązania dobre dla pieszych, rowerzystów i kierowców. Projektanci z biura architektonicznego PROjARCh chcieli Wieczorka odczarować i uczynić miejscem, w którym, na równych prawach, funkcjonują różni użytkownicy. Zaprojektowano ją więc jako woonerf. 

Nie kaleczcie języka polskiego 

„Nie zmieniajcie nazwy”, „po polsku piszcie”, „to jest Wieczorka, nie żaden woonerf” –  karcono w komentarzach. I choć określenie bardzo się nie spodobało, jest jak najbardziej na miejscu, bo fachowo określa trasę po zmianach. Co to zatem ten woonerf? Sposób komponowania ulicy, dzięki któremu, po nadaniu priorytetu pieszym i rowerzystom, powstaje miejsce, gdzie, poza funkcją komunikacyjną, otrzymujemy niewielką przestrzeń publiczną. Czy to ulica? Tak. Deptak? Tak. Parking? Tak. Woonerf ogranicza ruch tranzytowy, generowany przez osoby nieposiadające żadnego interesu poza jednorazowym przejechaniem ulicą, zniechęca kierowców „spontanicznych” do wjeżdżania w taką strefę, zwiększa liczbę drzew w centrum miasta, premiuje funkcję rekreacyjną.

„Park...” co?

Kolejną kontestowaną nowością na Wieczorka/Siemińskiego są parklety. To nic innego jak poszerzenie przestrzeni dla pieszych, wprowadzone przede wszystkim na ulicach zdominowanych przez samochody lub tam, gdzie chodnik jest zbyt wąski.  By uczynić miejsce bardziej przyjaznym, ustawia się ławki oraz zasadza roślinność, najczęściej w donicach. Parklet zajmuje zazwyczaj jedno lub dwa miejsca parkingowe, ale zdarzają się również większe konstrukcje. To rozwiązanie idealnie sprawdza się w centrach miast charakteryzujących się gęstą zabudową i niedostatkiem zieleni na ulicach. Zachęca do przemieszczania się pieszo oraz rowerem, przynosi korzyści także przedsiębiorcom, którzy prowadzą swoją działalność w jego pobliżu.

Na Wieczorka/Siemińskiego parklety zaprojektowano z taką myślą. Rozmieszczono je także w miejscach atrakcyjnych dla użytkowników – przed kawiarniami, cukiernią, księgarnią. A że ożywią ulicę – to pewne. Już buduje się kolejna lodziarnia i otwiera kebab.   
 

Gaz do dechy i zaliczam... donicę

W ulicę wjechał czerwony golf. Obok donicy stała grupa ludzi. Kobieta za kierownicą ją widziała, chciała jednak szybko przejechać, więc zatrąbiła. Później   tłumaczyła, że nie wiedziała o żadnej strefie zamieszkania. Podobnie jak kierowca niebieskiego bmw (jechał co najmniej 50 km/h) i „więźniarki”, która od razu po wyjeździe z aresztu nieprawidłowo zaparkowała. - Wieczorka/Siemińskiego to teraz strefa zamieszkania. Obowiązuje prędkość 20 km/h, a informują o tym tablice na wlocie i wylocie ulicy. Kierowcy je jednak ignorują bądź nie zauważają, jeżdżąc „na pamięć” –  tłumaczy nadkomisarz Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej KMP i zapewnia, że pojawi się więcej patroli, a mandaty będą dotkliwsze.

Sabotaż czy urzędnicza opieszałość?  

ZDM długo zabierał się do wykończenia parkletów i obsadzenia donic zielenią. Stało się to dopiero pod koniec kwietnia. Udaną akcję z roślinami przeprowadziła za to kawiarnia Kafo, sadząc w parkletowych donicach bluszcze i trawy. Z podlewaniem też kłopot. Drzewka wody nie widziały od dawna. Wiele do życzenia pozostawia także czystość podestów – teoretycznie dbają o nie miejskie służby i powinny być zamiatane kilka razy dziennie. W praktyce dzieje się to incydentalnie. 

Uliczna rzeczywistość, czyli co jest nie tak z Wieczorka

Trąbią na pieszych. Parkują byle gdzie, nie respektując znaków. W donicach gaszą papierosy, robiąc sobie z nich śmietnik. Zatykają specjalne rurki do podlewania kwiatów. Oblepiają gumami do żucia siedziska. Przeciętna prędkość – ponad 50 km/h, a zdarzają się tacy, którzy próbują jechać więcej. Dotyczy to także autobuso-tramwaju. Wystarczy postać chwilę o różnych porach dnia, żeby się o tym przekonać.

Tak było także podczas spotkania oficera prasowego policji  z dziennikarzami. Zaproszeni na konferencję policjanci z drogówki, zamiast karać kierowców, stali i rozmawiali. Ich zadania przejął rzecznik Słomski. Jego koledzy zachowywali się tak, jakby bojkotowali zorganizowaną przez oficera prasowego akcję. - Policja mogłaby tutaj codziennie zebrać niezłe żniwo. Nie tylko pouczać, ale dawać słone mandaty. Gdyby taki delikwent raz zapłacił 500 zł, na pewno zapamiętałby, że Wieczorka to teraz strefa zamieszkania, a nie przelotowa droga – mówi jeden z mieszkańców. Codziennie obserwuje różne drogowe sceny, a klika razy dokonał nawet obywatelskich zatrzymań kierowców.

- Z całą pewnością autobusy, spotykające się w wąskim gardle, potrafią skutecznie zablokować ruch. Tutaj to problem. Ulica wciąż jest traktowana jako tranzyt, ale nie ma takich przyzwyczajeń drogowych, których nie można zmienić. Musi również nastąpić ewaluacja rozwiązań technicznych, bo słupki oddzielające chodnik od jezdni wprowadzają kierowców w błąd. Po prostu myślą, że wciąż mają pierwszeństwo. A są na tej drodze warunkowo – nadkomisarz Słomski mówi, że wydział ruchu drogowego zamierza apelować do zarządcy, by rozważył zmiany.            

Małgorzata Lichecka     

 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj