Przed nami drastyczny wzrost cen za wywóz śmieci. Od 1 lipca  podrożeje, przeciętnie, o ok. 20 proc. To dopiero pierwsza z serii podwyżek. Z początkiem przyszłego roku stawki wzrosną nawet do ok. 150 proc. obecnych. Wzrost opłat przegłosowali radni Gliwic w ubiegłym tygodniu. 
Wzrost opłat odczujemy wszyscy. Podwyżka dotyczy odpadów zbieranych selektywnie, a więc w sposób, który stał się w naszym mieście powszechny. 

Zachęty, czy jak chcą niektórzy – kary, finansowe poskutkowały. Aktualnie za wywóz śmieci zmieszanych płaci się nawet cztery razy więcej niż za posegregowane. Tak duże różnice w cenie spowodowały, że, jak wynika z informacji gliwickiego urzędu, pojemniki na surowce wtórne stoją już na 99 proc. podwórek  i posesji. 

Ile więcej za odpady?
Rachunki rodzin z mieszkaniem o powierzchni do 90 metrów kwadratowych będą docelowo o połowę wyższe. Stawka za nieruchomości o metrażu do 60 m kw. wzrośnie z 45 do 68 gr od 1 stycznia 2020 r. (od 1 lipca br. zmieni się na 55 gr). 

Z kolei opłata dotycząca powierzchni w przedziale 61-90 metrów zmieni się z 36 gr za m kw. obecnie do 52 (0,43 gr od 1 lipca).  W mniejszym stopniu (do 33 proc.) wzrosną  opłaty z przedziału powyżej 90 m kw. 

Jak nowe ceny przełożą się na nasze budżety? Miejscy urzędnicy chętnie podają przykład czteroosobowej rodziny, zajmującej lokal o powierzchni 60 m kw. 

Miesięczne wydatki takiego gospodarstwa na wywóz odpadów wzrosną z 27 zł aktualnie do 40,8 po 1 stycznia przyszłego roku. W przeliczeniu na osobę daje to 10,2 zł i – w opinii przedstawicieli gliwickiego magistratu – nie jest stawką wygórowaną. Problem w tym, że tyle samo, co rodzina z kilkorgiem dzieci, zapłacą osoby bezdzietne.

Podwyżka najmocniej uderzy po kieszeni mieszkańców samotnych, często w podeszłym wieku, z reguły niezamożnych. Zdarza się, że zajmują oni duże mieszkania w kamienicach, nawet 80-metrowe i większe. Odnosząc podwyżki do ich sytuacji, można powiedzieć, że opłaty w Gliwicach po nowym roku dla niektórych przekroczą poziom 50 zł „na głowę”. 

Seniorzy  i mniejsze rodziny mogą czuć się poszkodowani. I obwiniają metodę ustalania wysokości opłaty za odbiór odpadów. Gliwice są jednym z nielicznych miast, w których wylicza się ją według metrażu mieszkań. 

W związku z nowymi cenami w gliwickiej radzie  kolejny raz przetoczyła się dyskusja, by wzorem innych powiązać odpłatność z liczebnością domowników. Prezydent pozostaje jednak nieugięty. Choć zmian oczekują mieszkańcy i chce ich część radnych, wszystko – poza wysokością opłat – w związku z „podatkiem śmieciowym” pozostaje po staremu.  

Za podwyżką opowiedziało się 17 radnych (z Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza oraz Koalicji Obywatelskiej), sześciu radnych PiS było przeciw lub wstrzymało się od głosu. 

Drogo. Będzie drożej?
Podobnie jak miało to miejsce wcześniej, urzędnicy uzasadniają konieczność podwyżek rosnącymi, niezależnymi od miasta, kosztami odbioru i unieszkodliwiania odpadów, które zgodnie z przepisami muszą być w całości pokrywane z pobranych opłat. 

Mariola Pendziałek, naczelnik wydziału przedsięwzięć gospodarczych i usług komunalnych, wśród decydujących czynników wymienia wzrost cen paliwa, kosztów osobowych oraz odzysku i składowania odpadów. Dla przykładu – tylko opłata za korzystanie ze środowiska od 1 stycznia 2020 r. zmieni się ze 170 na 270 zł za każdą tonę  odpadów, która trafi na składowisko.   

Z uzasadnienia do uchwały w sprawie podwyżek dowiadujemy się, że lipcowa zmiana ma związek z bieżącym niedoborem środków, natomiast styczniowa – ze spodziewanym wzrostem wydatków. 

Z analizy dochodów i kosztów w sytuacji obecnej wynika, że na koniec 2019 roku opłata przyniesie 24 mln zł wpływów, podczas gdy do zbilansowania wydatków potrzeba 27 mln. Podniesienie opłat w lipcu pozwoli ograniczyć deficyt do poziomu 0,6 mln zł. Z kolei podwyżka w dalszym kroku jest 
odpowiedzią na prognozowany dalszy wzrost wydatków. 

Planowany przetarg jest czwartym z rzędu.  Do tej pory, za każdym razem, koszty usługi były średnio o ok. 23 proc. droższe niż wcześniej. 

Na planowanych podwyżkach może się nie skończyć. Urzędnicy tłumaczą, że niedobór w bilansie wynika z faktu, że większa liczba mieszkańców prowadzi segregację śmieci przy jednoczesnym wzroście ilości wytwarzanych i przekazywanych odpadów do punktu ich selektywnego zbierania. 

Z takiego punktu widzenia można powiedzieć, że system załamał się pod własnym sukcesem. Przekonaliśmy się do ekologii, rośnie ilość odzyskiwanych odpadów, ale w ślad za tym, zamiast płacić za ich wywóz mniej, będziemy płacić więcej. Dlaczego? 

Bo ubytek śmieci zmieszanych, obciążonych większą stawką, spowodował dziurę we wpływach, a wzrosły koszty selekcji – zdają się sugerować pracownicy urzędu. 

Coś tu nie gra. Zmniejszanie się ilości śmieci trafiających na składowisko powinno dawać oszczędności. Wysokie opłaty za korzystanie ze środowiska ważą przecież mocno na kosztach zagospodarowania odpadów. 

Teoretycznie nasze rachunki za śmieci powinny więc również maleć, a biorąc pod uwagę wzrost opłaty marszałkowskiej, co najmniej utrzymywać na stałym poziomie. Jeżeli tak się nie dzieje, można nabrać podejrzeń, że wykazywane poziomy odzysku mają się nijak do faktycznych. System działa tylko na papierze, a z gór śmieci zalewających wysypiska wiele nie ubyło. 

Miasto pozostawia sobie furtkę do dalszych podwyżek. Uzasadnienie uchwały wprowadzającej najnowsze kończy się konkluzją, że stawki zostały ustalone na danych z deklaracji mieszkańców. 

„W związku z powyższym w przypadku niezbilansowania się kosztów systemu z wpływami na koniec roku budżetowego, stawki mogą ulec zmianie”. 

Adam Pikul
           
    



wstecz

Komentarze (0) Skomentuj