38-letni gliwiczanin Leszek Zawadzki przepłynął 10 sierpnia 18-kilometrowy dystans z Gdyni na Hel. Swój start zadedykował poszkodowanemu w wypadku na kopalni koledze.

O śmiałku z Gliwic, na co dzień górniku kopalni Sośnica, pisaliśmy na początku tego roku. W rozegranych w Głogowie Mistrzostwach Świata w Pływaniu Lodowym zdobył cztery medale. Wyczyn niebagatelny, zważywszy chociażby na temperaturę wody – 3 stopnie Celsjusza!

Pan Leszek pływanie trenuje od siedmiu lat. Zaczynał na Olimpijczyku, latem ćwiczył na otwartych akwenach. Na treningach przemierza od 8 do 12 km. Na Jeziorze Pławniowickim znają go chyba wszyscy wędkarze, bo płynąc ciągnie za sobą charakterystyczną pomarańczową bojkę. Pływaniem lodowym zainteresował się w czasie pandemii. Nie był zrzeszony w Polskim Związku Pływackim i dlatego nie mógł trenować na basenie. Postanowił ćwiczyć w zimnej wodzie. - Bywały ciężkie momenty - wspomina. - Pływając w lodowatej wodzie trzeba być przygotowanym na najgorsze. To nie jest zwykłe morsowanie. Wchodzimy do wody bez skarpet i rękawiczek. Tylko czepek, kąpielówki i okularki.

Z powodzeniem zaczął startować w zawodach zdobywając medale na krajowych mistrzostwach. Sukcesy gliwiczanina poskutkowały powołaniem do kadry narodowej na 4. Mistrzostwa Świata w Lodowym Pływaniu w Głogowie. W pięciu startach zdobył 4 medale dla Polski! Złoto na koronnym dystansie 1000 m, srebro na 500 m oraz dwa brązowe krążki w sprincie - na 100 i 50 m.

 

Najbliższym celem sportowym Leszka Zawadzkiego jest start w przyszłorocznych Mistrzostwach Świata w Pływaniu Lodowym w Chamonix oraz otwarcie fundacji, która pomagać będzie w pływaniu dzieciom po urazach kończyn dolnych
 

 

Przygotowując się do kolejnego sezonu startowego szukał nowych wyzwań i postanowił zmierzyć się z Bałtykiem. Pływanie w tym miejscu nie jest prostą sprawą nie tylko ze względów sportowych, ale również organizacyjnych. Potrzebne są specjalne urzędowe zezwolenia, profesjonalna opieka, wynajęcie łodzi asekuracyjnej z ratownikiem medycznym etc. Tak trafił pod skrzydła Extrema Baltic Challenge, pierwszej w Polsce federacji organizującej przepływy wpław na Morzu Bałtyckim.
Po analizach meteorologicznych ustalili z organizatorem, że najkorzystniejsze warunki będą 10 sierpnia. Wyznaczenie okienka pogodowego to ważna sprawa, bo średnia głębokość Bałtyku wynosi w tym miejscu około 50 m, a maksymalna 180. Zasolenie to ok. 7 do 8 promili. W czasie sztormów fale mogą przekraczać 9 m. Płynąc wpław trzeba liczyć się z oddziaływaniem wiatru powodującym falowanie, szczególnie z kierunków północno – wschodnich.

- Wyposażony jedynie w kąpielówki, czepek i okularki wystartowałem o godzinie 7.30 – opowiada Zawadzki. - Najbardziej dokuczała mi zmienność wiatru, prądów i... czepek, który non stop mi spadał. No i słońce. Kiedy po 8 godz. i 19 min dotarłem do celu nos miałem czerwony jak renifer Rudolf (śmiech).
Pan Leszek swój start zadedykował koledze z kopalni. - Benek, miał kilka tygodni temu przykry wypadek na dole, podczas którego stracił nogę. Spontanicznie próbujemy mu pomóc w leczeniu i rehabilitacji. Stąd pomysł zbiórki, którą nazwaliśmy „Pływamy-Pomagamy”. Gdyby ktoś chciał wesprzeć Benka, to bardzo o to proszę. Pieniądze można wpłacać na konto: 77 1020 2401 0000 0102 0148 0995. Organizatorem zbiórki jest Damian Chmielnicki.
(s)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj