W pierwszym meczu rundy finałowej Piast przegrał u siebie z Lechem Poznań 0:2. Gliwiczanom nie pomógł nawet fakt, że od 48. minuty grali z przewagą jednego zawodnika. Było to pierwsze spotkanie po przerwie z udziałem kibiców, którzy mocno dopingowali mistrzów Polski.
Z wielu powodów mecz zapowiadał się ciekawie. Mierzyły się ze sobą druga i czwarta drużyna, najlepszy atak i najlepsza obrona ligi. W obu zespołach byli też najskuteczniejsi zawodnicy obecnego sezonu. Poza tym, po raz pierwszy po wznowieniu rozgrywek, na stadion mogli wejść kibice. Z tej możliwości skorzystało 1193 osób, poddanych ścisłemu reżimowi sanitarnemu. Niewątpliwie najlepszą informacją dla fanów Piasta była ta: do składu wrócił Jorge Felix.

Oba zespoły rozpoczęły grę z szacunkiem dla przeciwnika. Lechici mieli pewnie w głowach myśl, że Piast rzadko przegrywa i mało goli traci u siebie. Z drugiej strony zawodnicy Kolejorza w trzech ostatnich meczach strzelili rywalom aż 10 bramek. 

Poznaniacy rozpoczęli odważnie i w pierwszych minutach dwukrotnie egzekwowali rzut rożny. Ale to Piast miał najlepszą sytuację do zdobycia bramki. W czwartej minucie Kristopher Vida umieścił piłkę w siatce, lecz sędzia gola nie uznał – Węgier był na spalonym. Goście cofnęli się i czekali na okazję do kontry, gospodarze zaś cierpliwie atakowali, uważając przy tym, by nie przytrafiła im się przypadkowa strata. W efekcie trudno było obu stronom stworzyć klarowne sytuacje. W pierwszej połowie kibice goli nie zobaczyli, a i emocji było jak na lekarstwo.

W ostatnich meczach Lech przechylał szalę na swoją korzyść dopiero w drugiej połowie. Tym razem tę odsłonę zaczął od straty zawodnika, bo drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Thomas Rogne. Goście jeszcze bardziej cofnęli się pod własne pole karne, a gospodarze mozolnie, długo wymieniając piłkę, próbowali stworzyć okazję do strzału. Udało się to najpierw Sebastianowi Milewskiemu, potem Vidzie. Bez powodzenia. Piotr Parzyszek wygrał pojedynek główkowy w polu karnym – szkoda tylko, że futbolówka przeszła nad poprzeczką. Piast atakował, oddawał strzały, a bramkarz Lecha, Mickey van der Hart, zachowywał czyste konto. 

W 66. minucie goście wykonywali rzut wolny w okolicach narożnika pola karnego Piasta. Choć odległość do siatki była spora, Jakub Moder zdecydował się na bezpośredni strzał i piłka wylądowała w samym rogu bramki pilnowanej przez Františka Placha – ten mógł zachować się zdecydowanie lepiej... Potem gliwiczanie zamknęli przyjezdnych pod ich polem karnym, lecz nie mieli pomysłu na akcję dającą wyrównującego gola. 

Gdy Tymoteusz Puchacz zagrał ręką w polu karnym (jak uważali nasi zawodnicy), sędzia nie podyktował jedenastki. W wozie VAR siedział Daniel Stefański, który nie zwykł podejmować decyzji na korzyść gliwiczan...

Po faulu na Milewskim, Mikkel Kirkeskov uderzył z rzutu wolnego. Piłka otarła się o poprzeczkę i wyszła na aut. Potem Piast miał najlepszą okazję do wyrównania. Po świetnym dośrodkowaniu Patryk Tuszyński główkował z 10. metra, ale... w sam środek bramki, gdzie stał akurat golkiper Lecha. Już w doliczonym czasie strzelał głową Jakub Czerwiński i znów futbolówka zatrzymała się na poprzeczce. Po tej akcji natychmiast z kontrą wyszedł Lech – celnym strzałem zakończył Pedro Tiba, ustalając wynik na 2: 0 dla Kolejorza. 

Piast, przegrywając u siebie, mocno oddalił się od obrony tytułu mistrzowskiego. Teraz gliwiczanie muszą zrobić wszystko, by nie stracić drugiego miejsca, bo Lech doskoczył do niebiesko-czerwonych na punkt. 

Najbliższe dwa mecze nasi rozegrają na wyjeździe (z Lechią i Legią). U siebie zagrają w niedzielę, 5 lipca. O godz. 17.30 podejmować będą Śląsk Wrocław. 

Piast: František Plach – Martin Konczkowski, Uroš Korun, Jakub Czerwiński, Mikkel Kirkeskov, Kristopher Vida (67’ Tiago Alves), Tom Hateley, Patryk Sokołowski (76’ Tomasz Jodłowiec), Jorge Félix, Sebastian Milewski, Piotr Parzyszek (77’ Patryk Tuszyński)

(gm)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj