Koszyczki na owoce z „Teletygodnia”, wisząca gwiazda z tapety, lampion z papieru i słoika, choinka z szyszek, zajączek z mchu, kościelna dzwonnica z patyczków po lodach. Takie cuda robi 65-letni Franciszek Tomanek z Poniszowic.

- Trzydzieści sześć lat pracowałem w Bumarze, jako ślusarz – wspomina. – Lubiłem tę robotę. Zresztą takie umiejętności zawsze przydają się na wiosce. A to przy chałupie coś się zrobi, a to sąsiadowi pomoże przy zepsutej maszynie. Ale co robić zimą?

Inspiracja przyszła niedawno. Dwa lata temu jego  żona poszła na spotkanie w ramach programu aktywizacji seniorów, zorganizowane przez Gminny Ośrodek Kultury w Poniszowicach. – Zawsze byłam rzutka, bo pracowałam jako listonosz – opowiada Urszula Tomanek. – Kiedy przeszłam na emeryturę, brakowało mi kontaktu z ludźmi. A wie pan, jak jest na wsi. Zimą życie towarzyskie praktycznie zamiera. A w GOK-u mogłam się spotkać z sąsiadkami, napić  kawy, poplotkować, a przy okazji nauczyć się różnych ciekawych rzeczy, np. obsługi komputera. Mężowi na początku za bardzo się to nie podobało, ale w końcu się przełamał i też przyszedł. Wciągnęło go na całego, kiedy zaczęliśmy robić różne cudeńka z papieru.

- Tym bardziej, jak fajne panie siedzą koło mnie – wtrąca z uśmiechem pan Franek.
Franciszek Tomanek trzyma w ręku pocięte kawałki gazety. –To resztki kolorowego „Teletygodnia” – informuje. – Kilkoma zręcznymi ruchami pokazuje, jak tworzy bazę dla papierowego rękodzielnictwa. – Nawijam i kleję, nawijam i kleję – pokazuje. – Powstaje cienki rulonik. Potem na chwilę zostawiam całość do przeschnięcia i po chwili można wyplatać, co się chce. Trzeba tylko trochę pomysłowości.

Pod stołem leży kilkaset takich kolorowych papierowych ruloników, z których pan Franek tworzy prawdziwe cudeńka. Mówi, że to praca niełatwa, ale dająca mnóstwo satysfakcji.

Zresztą papier nie jest jedynym materiałem, z jakim pracuje.
- O proszę, to choinka z szyszek – pokazuje, trzymając w ręku pięknie wystrojone „drzewko” pomalowane na srebrno. – Zrobiłem dwie, ale ta mi się bardziej podoba. Wyszykowałem też zajączka z mchu i kawałka brzozy. Mówię, że on żyje, bo w mchu pełno robactwa się zachowało – śmieje się.
Bardzo pięknie wygląda wykonana przez pana Franciszka miniaturowa dzwonnica kościoła w Poniszowicach. – Zrobiłem ją z patyczków po lodach i takich szpatułek laryngologicznych – komunikuje z dumą w głosie.
- Skąd wzór? – pytam.
- Mam taką książkę o naszej wsi. Tam jest zdjęcie dzwonnicy i kościoła – odpowiada. – Patrzyłem na tę fotkę i kleiłem. Udało się. Robiłem ją tydzień, 4 – 5 godzin dziennie. Zimą chciałbym w taki sam sposób stworzyć nasz kościół.
 
Mimo że pan Franciszek większość swoich prac przechowuje domu, czasem dzieli się nimi z innymi. – A to damy na jakąś aukcję, a to komuś ze znajomych, np. na prezent urodzinowy.
 (san)
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj