Wprowadzone restrykcje minimalizują swobody obywatelskie. Dotyczą one m.in. mszy świętych, ślubów i pogrzebów. W tej ostatniej ceremonii może brać udział jedynie najbliższa rodzina zmarłego. Nie licząc kapłanów, mowa o maksymalnie pięciu osobach. Obostrzenia obowiązują od 25 marca i – wstępnie – mają potrwać do 11 kwietnia. Należy przy tym pamiętać, że osoby objęte kwarantanną nie mogą opuszczać miejsca jej odbywania, a więc nie mogą wziąć udziału w uroczystości pogrzebowej. Złamanie tego zakazu karane jest grzywną w wysokości 30 tys. zł, a nawet karą pozbawienia wolności. 
Dla wielu osób ślub i wesele to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu. Aby uroczystość odbyła się w wymarzonej sali i wszystko było dopracowane, przygotowania trzeba rozpocząć nawet dwa lata wcześniej. W obecnej sytuacji wesela stoją pod znakiem zapytania. 

W części polskich miast śluby cywilne odbywają się, ale w bardzo ograniczonym gronie (para młoda, świadkowie, urzędnik). W Gliwicach od minionego tygodnia są one w ogóle zawieszone. Poinformował o tym 30 marca USC. 

„W związku z wprowadzonym stanem epidemii i zakazem zgromadzeń,  cywilne ceremonie ślubne do 11 kwietnia br. są zawieszone”, czytamy w komunikacie. 

USC sugeruje, by osoby, które zarezerwowały terminy na ceremonie od 14 do 30 kwietnia, rozważyły ich zmianę.

– Do 14 marca śluby odbywały się bez ograniczeń – informuje Małgorzata Korzeniowska, kierownik USC w Gliwicach. – Liczba gości nie była limitowana, choć już wtedy mówiło się o koronawirusie. Potem wprowadzono obostrzenia co do ilości uczestników ceremonii. Mogli w niej uczestniczyć tylko nowożeńcy, świadkowie i urzędnik. Przez dwa tygodnie sakramentalne „tak” powiedziały sobie 22 pary.

Korzeniowska mówi, że od 30 marca do 10 kwietnia zaplanowanych było zaledwie kilka ślubów.

– Czas przed świętami wielkanocnymi to zwykle tzw. martwy okres – mówi Korzeniowska. – Pracownicy urzędu indywidualnie kontaktowali się więc z każdą parą, informując o zawieszeniu ceremonii w naszym urzędzie, prosząc jednocześnie o przesunięcie terminu. Wszyscy zainteresowani przyjęli to ze zrozumieniem. W tej chwili przyjmujemy sporo rezygnacji nowożeńców, którzy mieli zaplanowane śluby w kwietniu czy nawet w maju. Niektórzy przesunęli je na lato.

Podobna sytuacja jest w kościołach. Obostrzenia przypadły na czas Wielkiego Postu, kiedy, co do zasady, śluby nie są organizowane. Nowożeńcy, bojąc się ryzyka, przesuwają jednak uroczystości zaplanowane na kwiecień i maj. „Bronią się” jeszcze terminy czerwcowe.

– Ślub i wesele mamy zaplanowane na początek maja i nie przekładamy – mówi pani Joanna. – Nikt nie da mi w tej chwili gwarancji, że w czerwcu, lipcu czy sierpniu nie będzie już pandemii i wszystko wróci do normalności. Zresztą, wtedy może być poważny problem z restauracjami czy fotografami. Jeśli okaże się, że rząd utrzyma obowiązujące restrykcje, nasza ceremonia odbędzie się wyłącznie gronie najbliższych. A zaliczki? Lokal – tysiąc złotych, fotograf – trzysta. W ogólnym bilansie przewidywanych kosztów to, proszę mi wierzyć, niewiele. 

Eksperci radzą, by nie panikować, zachować zimną krew i próbować dogadać się z właścicielami lokali, fotografami czy orkiestrami. Co zatem z zaliczkami? Prawnicy przekonują, że niewykonanie umowy, wynikłe ze względu na nadzwyczajne okoliczności i niezależne od żadnej ze stron, czyli wprowadzenie stanu epidemicznego w Polsce oraz ogłaszania przez WHO światowej pandemii, powinno skutkować zwrotem zaliczki dla nowożeńców.

Zanim jednak sprawy zwrotu zaliczek znajdą się kancelariach, w pierwszej kolejności warto skontaktować się z kontrahentem i spróbować znaleźć możliwie najlepsze dla obu stron sporu rozwiązania.

I na koniec – co, jeśli zostanie wprowadzony stan wyjątkowy? Zgodnie z art. 230 konstytucji, wprowadzany jest on „w razie zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego”. Prezydent, na wniosek Rady Ministrów, może go zarządzić na czas nie dłuższy niż 90 dni. Wesela z automatu byłyby wówczas anulowane.

(san)

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj