Siedzę w domu 80-letniego emerytowanego górnika Pawła Ćwielonga, poety i pisarza amatora, mieszkańca Pilchowic. Na stole leży kilka teczek, w nich starannie powpinane jego prace. Wiersze. Różne.

„Nie jestem Miłoszem, ani Mickiewiczem tylko czasami wierszem coś napiszę.
Moje wiersze może duszy nie mają, nie twierdzę, że Wam się spodobają (...).  
Ja wiem, że poetą nie będę ani sławy nie zdobędę, więc dewiza moja jest taka:
nie śmiej się ze mnie, biedaka (...)”.

 
 Obok wiekowa maszyna do pisania. To na niej wystukuje swoje utwory. – Próbowaliśmy go nauczyć pisania na komputerze, ale to nie jego klimaty. To jest górniczy palec. Twierdzi, że tylko klawisze maszyny mają duszę. Kiedy słyszy ich charakterystyczny dźwięk, czuje inspirację – opowiada z uśmiechem Marek Spodzieja, zięć pana Pawła.
 
Ćwielong przez 30 lat pracował jako górnik dołowy w kopalni Knurów. I pewnie dziś wiódłby życie spokojnego emeryta, gdyby nie tragedia rodzinna sprzed ponad 30 lat. W wojsku zginął jego starszy syn. Podczas remontu hangaru lotniczego zwaliła się  ściana. – Strasznie to z żoną przeżyliśmy – wspomina. – Siedziałem nocami i rozmyślałem, nie potrafiłem sobie znaleźć miejsca. Wtedy powstał pierwszy wiersz. O nim. O naszym Romku.
 
 „(…) Jak nie płakać nasz synu kochany, zbyt wielkie są nasze rany,
Nasza modlitwa  je zagoi, a Ciebie w grobie uspokoi.
Poszły nasze marzenia i sny,
zostały nam smutek i łzy.
Dla Ciebie wieczność i kwiaty i ten wierszyk od taty”.


Pan Paweł powiesił go w skrzynce na grobie syna. Ludzie podchodzili, czytali, ocierali ukradkiem łzy.  

Potem pojawiły się kolejne wiersze. Pan Paweł nie wie, skąd w nim taka pasja do pisania. – W szkole podstawowej i technikum orłem z polskiego nie byłem. Nie wiem, to było pewnie gdzieś głęboko skryte we mnie – tłumaczy z uśmiechem.

Przeglądam kolejne koszulki skoroszytu, w których pilchowiczanin gromadzi swoje prace. Tematyka różna. O Pilchowicach, Cyganach, trudnych wyborach, melancholii, starym pilchowickim parku, życiu, wierze, naturze, wiośnie, rodzinie, grzybobraniu, czterech porach roku.
 
- Tematykę przynosi życie, czasem moje wspomnienia z młodości, rodzinnego domu – wyjawia. – Piszę często o czasach minionych, które nigdy już nie wrócą. W tym sensie niektóre z moich wierszy to kronika.
 
Pan Paweł z żoną aktywnie działa w Stowarzyszeniu Pilchowiczanie Pilchowiczanom. Uczestniczy w organizowanym przez nie gminnym konkursie poezji rodzinnej im. ks. K. A. Damrota. W ubiegłym roku wygrał, w tym – zajął drugie miejsce.
 
Teraz staje przed nowym wyzwaniem. Pisze książkę. – Będzie to wierszowany dramat kryminalny – wyjaśnia zięć. – Tato trochę fantazjuje, wymyśla światy. Tylko cicho, sza! Teść nie chce zdradzać fabuły.

- Tytuł książki już mam: „Potwór nie matka” – mówi pan Paweł. - To będzie historia dziecka prostytutki. Porzuconego, które potem okazało się bardzo utalentowanym malarzem. Więcej nie powiem.

Paweł Ćwielong ma marzenie: chciałby, aby ktoś wydał jego wiersze i książkę. – Nawet w kilku egzemplarzach – dodaje.
 (san) 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj