Zazdroszczę Katowicom tak wielu miejsc z chilloutem. Miejsc, w których można napić się czegoś zimnego ;), posłuchać muzyki, rozłożyć na leżaku lub sofie z palet i skrzynek. W Gliwicach wciąż jest niewiele takich miejsc. Arena Gliwice dołączyła do ich listy, budując tego typu strefę na jednym z tarasowych parkingów. Jej klimat docenić można zwłaszcza wieczorem. Najlepiej podczas jednego z koncertów. Ale nie tylko. Ja odnalazłam tam coś więcej. Ofertę tak zróżnicowaną, że chyba każdy znajdzie coś dla siebie.
Miłe spotkanie

Spotkanie ze znajomymi zawsze jest przyjemnym dodatkiem do każdego wydarzenia. Zwłaszcza, jeśli jest przypadkowe, a spotkanej osoby nie widzieliśmy od dawna. W tym wypadku od „przedpandemii”. Tą osobą była Kasia Warachim, dziewczyna dość znana w środowisku kulturalnym, bo sama jest teatrologiem i malarką, a do tego jest stałą bywalczynią wielu gliwickich wydarzeń. Dodajmy, że ze względu na sytuację Kasi, wydarzeń „bez barier”.

Rozmowa z Kasią była bardzo szczera. Nie wymieniłyśmy się typowymi uprzejmościami, tylko uczciwie powiedziałyśmy sobie jak jest. A jest wciąż kiepsko, bo choć pandemia dała nam chwilę oddechu, znowu stoi u bram i grozi atakiem. Wraz z nim wydarzenia takie, jak te przy Arenie staną się tylko wspomnieniem.
- Wiesz, Ada. Dla mnie przyjechanie tu to taki oddech. Oddech od pandemii, która zamknęła mnie i moją mamę na 8 miesięcy w domu. Dużo się tu dzieje. A biblioteka, która większość z tych wydarzeń przygotowała, jest naprawdę niesamowita – powiedziała Kasia, a ja przytaknęłam jej zgadzając się w całej rozciągłości. Miejska Biblioteka Publiczna włożyła ogrom pracy w przygotowanie atrakcji dla różnych kategorii wiekowych.

Jak to drzewiej bywało

Jedną z atrakcji, na które natrafiłam, zaprezentował gliwicki Utgard. To miłośnicy tego, co dawne, średniowieczne, zapomniane. Szczęk mieczy dzierżonych w rękach bardzo przystojnych wojów bez wątpienia musiał przyciągnąć oko. Niemniejszym zainteresowaniem cieszyło się stoisko z przedmiotami z minionych czasów. Co nas do tego tak ciągnie? Zapytałam o to „średniowieczne” kobiety i stojącą przy stoisku gliwiczankę, która trzymała w rękach dziwny żelazny przedmiot.

- Dla mnie fascynujący jest cały ten świat średniowieczny – przyznała pani Justyna. - Moją uwagę przykuły 400-letnie nożyczki. Od tego się zaczęło. Potem zwróciłam uwagę na naczynia ceramiczne, termiczne plus plecionki. Zupełnie coś innego niż ten nasz dzisiejszy szybki, zwariowany świat.

- Technik, które prezentujemy, poza światem rekonstrukcyjnym pani nie spotka – dodała Taria (imię przybrane w drużynie Utgard). - Była u nas pani, która kończyła studium tkactwa i była zaskoczona. Nie uczy się ich o takich technikach. Oni nawet nie wiedzą, że one istnieją.

Zaczęłam się głośno zastanawiać, jak trafia się do tak odległego czasowo świata.

- Zobaczyłam kiedyś pokaz czegoś takiego i mi się spodobało – odpowiedziała Jorun (imię przybrane). - Zaczęłam szukać, polubiłam stronę Utgardu Gliwice, pojechałam z nimi raz, pojechałam drugi raz. Potem zaproponowali mi, żebym się przyłączyła, pomogli ze wszystkim. A teraz ja pokazuję tę sztukę innym. I to jest fajne.
Tak, i to jest fajne. Nawet bardzo.

Spod samiutkich Tater

Nie mogłam sobie odmówić udziału w koncercie Baciarów. Nawet nie dlatego, że to „moja” muzyka, ale ze względu na jej skoczność, beztroskę biesiady jaka jej towarzyszy i… ciekawość. Zobaczyłam ludzi, którzy zaczęli tańczyć od pierwszych taktów, dziewczyny w góralskich chustach wyglądające na fanklub i wielu ludzi w średnim wieku, którzy bawili się jak na weselu. Udzielił mi się ten radosny nastrój i pokiwałam się chwilę na krześle do muzyki „Czterech łysych się zebrało…”. Że śmieszna? Kochani, a czy w życiu trzeba być tylko poważnym? Była impreza, wiele się działo…

Świat według Kreta

O, na to wydarzenie naprawdę czekałam. Zawsze jestem ciekawa porównania osób ze świecznika z ich prawdziwą twarzą. Okazała się naprawdę sympatyczna, a samo spotkanie bardzo pouczające i pełne humorystycznych anegdotek. Nie mogło zabraknąć pytania o to, jak Jarosław Kret odbiera Śląsk.
- Ja odbieram bardzo specyficznie Śląsk i bardzo pozytywnie – przyznał gość spotkania autorskiego. Opowiedział o babci z Wielkopolski, jej przeprowadzce na Pomorze i wychowaniu, jakie od niej odebrał. - Odebrałem wychowanie dobre, mieszczańskie. Gdy jeździłem w czasie studiów do Niemiec, zaskakiwało mnie to, że jest tak samo, jak u babci. Jest kredens, w kredensie są elegancko poukładane pościele. Wszystko jest na tip-top, w super porządku. Poza tym jedzenie jest podobne, nikt nie trzyma zdjęć rodziny w pudełku po ciastkach, jak zdarza się w Warszawie i na Wschodzie, tylko są piękne albumy ze zdjęciami rodzinnymi… I ja to zauważam na Śląsku. Zauważam porządek i to mi się bardzo podoba. Ja jestem w tym porządku wychowany przez babcię. Widzę bardzo dużo podobieństw w Wielkopolsce i Śląsku.
Ci, którzy na spotkaniu byli, dowiedzieli się też, dlaczego muzułmanie w czwartki nie jedzą czosnku i roślin strączkowych, skąd się biorą kropki na czołach kobiet w Indiach i dlaczego zabicie pająka i muchy niszczy nasz związek z przyrodą.
Było ciekawie.

Zajęcia dla każdego
- Robię takie drewienko, maluję motylka, trzy kwiatuszki i jedno złote serduszko. Lubię malować. Malowanie na drewnie jest fajne. Zajęcia tu w ogóle są fajne – powiedziała mi 8-letnia Lena, oderwana na chwilę od zajmujących zajęć.

- Dzisiaj, tak jak co weekend mamy specjalne strefy dla dzieci. Jest strefa budowy z LEGO, jest strefa fun zone, gdzie można z lego zbudować robota, a potem ożywić go w specjalnym programie. Mamy dzisiaj zajęcia plastyczne, gdzie można rysować na kawałkach drewna – wymienia Grażyna Marszałek, dyrektor Biblioteki Centralnej.  
Tych zajęć jest naprawdę dużo. I jest nimi spore zainteresowanie.

Wychodząc z terenu Areny Gliwice słyszę głośny warkot silników. To zlot samochodów. Nie, to nie dla mnie. Ale nadjeżdżają całe kawalkady aut. Ta oferta też znalazła adresatów.

Adriana Urgacz-Kuźniak

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj