Z Andrzejem Sługockim, spikerem Piasta Gliwice, dziennikarzem „Nowin Gliwickich”, rozmawia Małgorzata Lichecka.
 
 
Tenor, na różne sposoby, dba o drogocenny głos. Czy najlepszy spiker Ekstraklasy też to robi? 
 
Z przymiotnikiem „ najlepszy” byłbym ostrożny. Sprawiedliwiej będzie „jeden z lepszych” (śmiech). O głos w zasadzie nie dbam, czasami trzeba sobie jednak radzić z chrypką, która oczywiście przytrafia się każdemu, nie wyłączając spikerów stadionowych.
 
Jak zostałeś spikerem i od kogo się uczyłeś?
 
Pomogła moja otwartość i dobre relacje z ludźmi. A ze spikerką stadionową to był przypadek, związany oczywiście z piłką nożną i Piastem. Pracowałem już wtedy w „Nowinach”. Widząc moją łatwość w nawiązywaniu kontaktów, ówczesny dyrektor klubu Andrzej Tarachulski zaproponował mi spikerowanie meczów reaktywowanego Piasta. Wtedy poznałem Piotra Nagla. I obaj zostaliśmy przy Okrzei. W tym roku minęły 23 lata. Niewielu wie, ale jako jedyni spikerzy w Polsce, a może i na świecie, przeszliśmy z jednym klubem piłkarskim od najniższej klasy rozgrywkowej do najwyższej wieńcząc tę drogę mistrzostwem Polski!
 
Jednak z klubem jesteś związany od pół wieku. 
 
Prawie całe życie. Przez większość czasu jako spiker, ale nie tylko. Na przełomie lat 80. i 90. pracowałem z Piastunkami Gliwice (drużyna żeńska piłki nożnej – red.) prowadziłem też zespoły młodzieżowe Piasta. Z grających w nich chłopaków stworzono trzon pierwszej drużyny po reaktywacji w 1997 roku. Było w niej kilku moich wychowanków.
 
Czy jest spikerski styl Andrzeja Sługockiego? 
 
Na pewno moim znakiem rozpoznawczym są celebracje bramek. Nie robię tego w standardowy sposób, wymieniając jedynie imię i nazwisko piłkarza i jego numer. Ubarwiam anegdotą, czasami nawet dwuznaczną, ale jeszcze nikt się nie obraził. Moim specialite de la maison jest też przedmeczowy okrzyk - pytam tych wszystkich, w których płynie niebiesko - czerwona krew: ktoo dzisiaj wygra mecz?!” A z tysięcy gardeł płynie „Piast GKS!!!”. Ten sposób interakcji z publicznością jest dla mnie niezwykle motywujący. Wracając do stylu Sługockiego - Rubena Jurado, pochodzącego z Hiszpanii byłego piłkarza Piasta, nazwałem kiedyś golreadorem, a po tym, jak Czech Tomas Doczekal strzelił w końcu przy Okrzei bramkę, wykrzyczałem: „Czekal, czekal aż się doczekal”. Tych powiedzinek było dużo więcej. Kiedy parę lat temu graliśmy z Lechem Poznań, ściągnąłem nagranie peronowego dzwonka i na meczu, po golu zawodnika Piasta, uruchomiłem go, dodając oczywiście komentarz:„uwaga, uwaga, tu stacja Okrzei, poznańska lokomotywa zatrzymana, gola dla niebiesko – czerwonych strzelił...”. Staram się być oryginalny.
 
Skąd wzięło się słynne zawołanie „jeszcze siedem!”.
 
Nie powiem (śmiech). Tym powiedzonkiem drażnię przeciwnika, ale nie należy tego traktować jako negatywnej formy dopingu. Zresztą nikt mi z tego „jeszcze siedem” nie zrobił wyrzutu, no może poza naszym byłem bramkarzem Darkiem Trelą, który kiedy bronił w GKS Bełchatów musiał przy Okrzei wyciągać piłkę z siatki aż pięciokrotnie. Za wynik obwinił m.in. spikera.
 
A kiedy prosisz o kulturalny doping młyn stadionowy przejmuje się tym ? 
 
Rozliczany jestem z reakcji na negatywne zachowania na stadionie, a są nimi wulgaryzmy.
 
Mecz bez nich to nie mecz.
 
Są jednak granice. Niekiedy fani potrafią bluzgać bez opamiętania. Na tę okoliczność wymyśliłem powiedzonko, które przekazuję kibicom: „stadion to nie opera, ale podstawowe zasady dobrego wychowania wszystkich nas obowiązują”. Kiedy kibice ponownie wchodzą na niebezpieczne tony i na przemian krzyczą np. „gola, gola gola, strzelcie k... gola”, wtedy wkraczam do akcji i rzucam dyscyplinującą frazę - „panowie, wymieniliście się już wizytówkami, zatem czas na dobry, sportowy doping”. Zazwyczaj działa. „Proszę o kulturalny i sportowy doping” jest taką bezosobową formułką. Oczywiście jej też używam, ale ja kocham emocje i jestem żywiołowy, dlatego próbuję różnych sposobów. O wymianie wizytówek już było, ale chętnie też używam sformułowania: „z benedyktyńską cierpliwością proszę o zmianę repertuaru i kulturalny doping”. Ta wersja podoba się mojemu proboszczowi z parafii Chrystusa Króla.
 
Kto ocenia pracę spikera Ekstraklasy? 
 
Każdy spiker musi mieć uprawnienia potwierdzone zdanym egzaminem. Na mecze Ekstraklasy Polski Związek Piłki Nożnej wysyła delegatów. Interesuje ich wszystko, co dotyczy organizacji wydarzenia. Odnotowują incydenty, na przykład wyzwiska padające z trybun. Po każdym meczu domowym, czyli przy Okrzei, wystawiają mi cenzurkę. Na zakończenie sezonu powstaje ranking zbudowany na podstawie informacji od delegatów. Trzy razy go wygrałem (2013/2014, 2014/2015 oraz 2020/2021 – red.) a od kilku lat nie schodzę ze spikerskiego podium. Potwierdzeniem jest siedem statuetek, które stoją na komodzie w mojej sypialni. Teraz za ostatnią wygraną pewnie otrzymam ósmą.
 
W pandemii drużyna przez jakiś czas nie grała.
 
A potem były mecze bez publiczności, ale ja nie traciłem wigoru. Fajnie podsumował moją pracę red. Michał Trela nazywając mnie gliwickim Decibel (porównanie do charyzmatycznego spikera Napoli – Daniele „Decibel” Bellini.- red.). Napisał, że mimo braku widzów przy Okrzei Sługocki zachowuje się jakby nic się nie zmieniło. „Po golach wykrzykuje pełen entuzjazmu jeszcze siedem, jak ma w zwyczaju. Zwykle dołączał do niego chór kibiców gospodarzy. A że ich nie ma, atmosferę jak na La Bombonerze (stadionie Napoli – red.) rozkręca sam”.
 
Często obserwuję twoje przygotowania do meczu. Szczególnie interesujące są te do międzynarodowych spotkań. Potrafisz zaskoczyć.
 
Do większości podchodzę spontanicznie, nie potrzebuję scenariusza, ale zdarzają się wyjątki. Podczas spotkań międzynarodowych zawsze staram się powiedzieć kilka słów w języku rywala. I do tego starannie się przygotowuję, wykorzystując różne znajomości.
 
Czy masz jakieś swoje spikerskie talizmany?
Na pewno mikrofon. Ten najbardziej obdarty na stadionie jest mój, zawsze przez niego gadam. W torbie mam szalik w barwach mojego ukochanego klubu. Noszę niebiesko-czerwone okulary. Miałem też niebiesko-czerwoną bransoletkę z napisem Piast, ale podarowałem ją Gerardowi Badii.
 
Andrzej Sługocki. Rocznik 1963, od 1994 roku dziennikarz „Nowin Gliwickich”, od sezonu 1997/1998 spiker piłkarskiej drużyny mistrza Polski Piasta Gliwice (jest też spikerem futsalowej drużyny Piasta i siatkarskiego zespołu kobiet AZS-u Gliwice), wielokrotnie nagradzany przez PZPN statuetkami za wzorowe wykonywanie obowiązków spikera, kilkukrotnie prowadził z mikrofonem mecze młodzieżowych reprezentacji Polski, trzy razy pierwszej drużyny narodowej (był m.in. spikerem podczas pamiętnego meczu Polski z Koreą Południową, na Stadionie Śląskim w 2018 r.), prywatnie ojciec dwóch dorosłych synów, uwielbia podróże i sport.
 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj