Poznajcie miejsca ważne  w Gliwicach dla Piotra Oczkowskiego, wielkiego popularyzatora muzyki poważnej.
Muzyka zdominowała jego życie, a sprawiło to zdarzenie z dzieciństwa. Jako kilkulatek wygrzebał w szafie stare skrzypce wujka i kiedy tylko je zobaczył, zapragnął na nich zagrać. 
Muzyce poświęcił całe życie, i nie żałuje. Od ponad dwudziestu lat jest organizatorem Gliwickiego Festiwalu Bachowskiego – wydarzenia międzynarodowego.

Urodził się 53 lata temu w Zabrzu, gdzie dorastał i do dziś mieszka. - Mama jest rodowitą Ślązaczką, a tato pochodzi z Bielska-Białej. Taki ze mnie na poły Ślązak, na poły góral - śmieje się. - Mama z babcią, kiedy chciały coś przede mną ukryć,  mówiły po niemiecku. Szybko więc się tego języka nauczyłem. 

Po szkole nie uganiał się z kolegami na podwórku, tylko karnie stawał przed drzwiami którejś z sąsiadek i u niej czekał na powrót pracujących rodziców czy babci. Tak zaczęła się zresztą jego przygoda z muzyką.
- Jeden z braci mojej babci był skrzypkiem, ale zginął w czasie II wojny światowej - opowiada. - Jego skrzypce, mocno nadgryzione zębem czasu, przechowywane były w rodzinie. Kiedyś je znalazłem i postanowiłem nauczyć się na nich grać. Najpierw, dziecięcymi sposobami, próbowałem oczywiście naprawić. Brakowało strun, tu i ówdzie trzeba było podkleić. Kiedy już jako tako wyglądały, pokazałem je sąsiadce, u której bywałem po szkole. Pani Aleksandra Paduch, z pochodzenia lwowianka, była nauczycielką muzyki. To ona namówiła mnie, abym dał sobie spokój ze skrzypcami i spróbował gry na fortepianie. Rada okazał się bezcenna. Z tym instrumentem związany jestem pół wieku. Prowadzę i organizuję koncerty, ale też sam chętnie zasiadam przy fortepianie, bardzo ceniąc sobie żywy kontakt z muzyką.  

Po maturze poszedł na studia do Krakowa i ukończył historię muzyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, równolegle uczęszczając do średniej szkoły muzycznej, potem także studiując grę na fortepianie. Z zawodu jest historykiem muzyki i woli takie określenie od używanego powszechnie „muzykologa”. - To  kojarzy się z kimś, kto rozbiera utwory muzyczne na najdrobniejsze części, a mnie owo rozbieranie wcale nie pociągało – opowiada. 
Po studiach wrócił na Śląsk. W 1996 roku  zawodowo związał się z Klubem Kulturalno-Oświatowym „Perełka” w Gliwicach, którego szefową była nieżyjąca już Barbara Bień. - Odpowiedzialny byłem za sferę muzyczną - wspomina. 
To jego staraniom  klub przy Studziennej zawdzięczał cykl imprez,  jak „Poranki muzyczne u rajców” czy Gliwicki Festiwal Bachowski, który zainicjował w 2000 roku. 

- Zawsze zależało mi na popularyzacji muzyki klasycznej - tłumaczy. - Moim zdaniem, zbyt często mówi się o niej w sposób mało komunikatywny bądź trywialny, zapomina o jej pięknie, subtelności. Nigdy nie zgodzę się z opinią, że muzyka Bacha, Mozarta czy innych wybitnych twórców jest niezrozumiała dla ludzi. Marzę, by jak najwięcej osób ją pokochało i doceniło jej niezwykłość.  

"Perełka" istnieje do dziś, choć budynek należy do Gliwickiego Centrum Organizacji Pozarządowych. Schedę przejęło stowarzyszenie Klub Inicjatyw Kulturalnych, w którym on jest skarbnikiem. Na co dzień zajmuje się realizacją projektów merytorycznych, które prowadzi stowarzyszenie.

Muzyka pochłania go, ale i tak znajduje czas na podróże. - Są dla mnie niezwykle inspirujące. W ten sposób poznałem na przykład kulturę gruzińską i słynną zupę charczo, dziś moją specjalność kulinarną – śmieje się. 
Uparty i,  jak na artystę, dość uporządkowany. O sobie mówi, że woli płynąć pod prąd niż z nurtem. – Wtedy życiowe zdobycze bardziej smakują – przekonuje.

Spacerował: Andrzej Sługocki
Fotografował: Michał Buksa

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj