Policja pod nadzorem Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu rozpracowała gang oszustów, którzy m.in. na terenie Gliwic działali pod szyldem firmy Council. Właśnie ruszyła fala zatrzymań i aresztowań. Łupem przestępców padło co najmniej 320 mln zł. 

Dwukrotnie na naszych łamach ostrzegaliśmy przed firmą doradztwa kredytowego Council, za sprawą której ludzie tracą dorobek życia. Kontekstem dramatu ofiar była bezczynność prokuratury. To się zmieniło. Śledztwo przynosi pierwsze efekty. 10 osób usłyszało zarzuty, kierownictwo szajki siedzi w areszcie, prokuratura nie wyklucza dalszych zatrzymań. Głównym podejrzanym grozi do 15 lat więzienia.   

Oszuści działali na terenie całego kraju. Nadzór nad połączonymi dochodzeniami pełni Prokuratura Regionalna we Wrocławiu, właściwa ze względu na siedzibę firm biorących udział w procederze. Na celowniku śledczych znalazły się powiązane ze sobą firmy Council Finance, El Global oraz Kancelaria Prawna Proculus. Z ustaleń Głównego Inspektora Informacji Finansowych oraz prokuratorów wynika, że klienci stracili co najmniej 320 mln zł.

Ale to może być tylko wierzchołek góry lodowej. Na sumę składają się prowizje za tzw. pośrednictwo oraz kwoty wyłudzanych zaliczek na inne cele. Jeszcze większą szkodę mogły odnieść banki. Na razie prokuratura nie ustaliła, ile globalnie straciły na kredytach z pośrednictwem oszustów. Rzecznik Council, odpowiadając na nasze zarzuty w tekście z grudnia 2016 ujawnił, że grupa obsługuje miesięcznie około 9 tysięcy klientów i tylko w ubiegłym roku pośredniczyła w transakcjach o wartości ponad 0,5 mld zł. A oszuści według ustaleń prokuratury działali w okresie od grudnia 2010 do lutego 2017.

Tysiące poszkodowanych
Należące do oszustów firmy miały oddziały we wszystkich regionach kraju. Jak działali przestępy? Ustalenia prokuratury mówią, że bazowano na braku rozeznania poszkodowanych w sprawach finansowych, często wybierano też osoby, którym wiek i choroby utrudniały rozumienie znaczenia i konsekwencji zawieranych umów, a czasami nawet zapoznanie się z ich treścią. Wykorzystując te okoliczności, wprowadzono poszkodowanych w błąd co do istoty zaciąganych zobowiązań. 

- Materiał dowodowy wskazuje, że metody oszukiwania były różnorodne. Ujawniono między innymi przypadki, że podejrzani, wiedząc, iż kredyt chcą zaciągnąć osoby, które nie mają zdolności kredytowej, przekonywali je, że są w stanie zmienić dane w Biurze Informacji Kredytowej – tłumaczy Anna Zimoląg, rzecznik prasowy PR we Wrocławiu.

Często nakłaniano też pokrzywdzonych do przyprowadzenia „osoby wspierającej”. Te osoby w rzeczywistości zawierały umowę kredytową bez rozeznania co do swoje rzeczywistej roli. 
- Wmawiano im, że będą jedynie „opiekunami kredytów”, a zaciągnięte przez nich zobowiązania mają charakter tymczasowy, ponieważ po sześciu miesiącach zostaną przejęte przez osoby pierwotnie starającą się o przyznanie kredytów – mówi Zimoląg.

Ofiary wprowadzano też w błąd co do konieczności zawierania więcej niż jednej umowy. Wykorzystując luki w systemie aktualizacji informacji bankowych, w tym samym czasie zawierano umowy z więcej niż jednym bankiem. To z kolei prowadziło do obciążania pokrzywdzonych kolejnymi prowizjami za usługę i generowania w ten sposób zysku pośredników. W konsekwencji pożyczki znacznie przewyższały nie tylko potrzeby pokrzywdzonych, ale i realne możliwości spłaty zobowiązań. 

- Kolejnym elementem oszustwa było wprowadzanie w błąd co do konsekwencji podpisania umów o świadczenie usług pośrednictwa finansowego. Kiedy pokrzywdzeni orientowali się w wysokości kosztów, twierdzono, że od uiszczenia opłaty na rzecz pośrednika zależy uzyskanie kredytu. Żądano też opłat, mimo niedotrzymania warunków umowy i nie wykonania określonych w niej czynności – wyjaśnia mechanizm oszustwa Zimoląg.

Jedno ze źródeł zarobkowania przestępców stanowiły niesłusznie naliczane prowizje w wysokości ok. 20 proc. wartości kredytu. Oszuści zarabiali również na tzw. zaliczkach pobieranych rzekomo na obsługę zadłużenia klientów. Faktycznie pieniądze te były przekazywane na konta firm powiązanych kapitałowo i osobowo z oszustami. Dalej środki te transferowano i inwestowano w różny sposób, co nadawało im pozory legalnego pochodzenia. W ten sposób „wyprano” do 240 mln zł. 

A jak oszukiwano banki? 
- Zatajano na przykład, że środki z kredytu trafią faktycznie do osoby nieposiadającej zdolności kredytowej. Fałszowano też dane związane z oceną wiarygodności finansowej. Dla zatarcia śladów czasami wprowadzano pośrednika, co – o czym nie informowano poszkodowanych – dla klienta dodatkowo podnosiło koszty operacji. W ten sposób ukrywano, że faktycznym pośrednikiem są firmy, z którymi banki nie chcą współpracować ze względu na stosowane przez nie metody – informuje rzecznik PR we Wrocławiu.

Oszuści pod kluczem
W okresie 8 – 27 lutego na polecenie prokuratury policja zatrzymała 11 osób, w tym ścisłe kierownictwo grupy. Wobec czterech podejrzanych sąd zastosował areszt na trzy miesiące, sześć objętych jest dozorem policyjnym. Spośród osób przebywających na wolności dwie, o centralnej roli w szajce, posiadają zakaz opuszczania kraju (mają zatrzymane paszporty) oraz zakaz prowadzenia działalności w branży finansowo – doradczej, cztery pozostałe zostały objęte kaucją w wysokości od 4 do 25 tys. zł.

Pod kluczem przebywa również mózg gangu. Według śledczych głównym podejrzanym jest Marek K., pełniący w COUNCIL Sp. z o.o. m. in. funkcję dyrektora generalnego ds. sprzedaży i działu reklamacji. To on miał założyć i kierować zorganizowaną grupą przestępczą. Oprócz tego prokuratura zarzuca mu fałszowanie dokumentów oraz pranie brudnych pieniędzy. 

- Rola Marka K. polegała na zorganizowaniu i stworzeniu sieci podmiotów gospodarczych, funkcjonujących między innymi pod nazwami EI GLOBAL, AURUM FINANCE, COUNCIL FINANCE i PERSONAL FINANCE w branży pośrednictwa kredytowego i doradztwa finansowego. Podmioty te współuczestniczyły w zawieraniu umów kredytowych i pożyczek między osobami fizycznymi oraz bankami, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem – przekazuje Zimoląg.

Marek K. dobrał godnych siebie pomocników. Zadanie Agnieszki M., pełniącej funkcję kierownika biura, oraz Katarzyny S. polegało między innymi na przeszkalaniu nowych pracowników, uczeniu ich metod wpływania na klientów. Podejrzane nadzorowały też biura i oddziały, kierowały ich działaniami w związku z oszustwem oraz przekazywały informacje o osiągniętych wynikach do centrali. Natomiast Edyta G. m.in. wytwarzała dokumentację związaną z kredytami oraz utrudniała postępowania przygotowawcze w sprawach oszustw.

Przestępcom z wierchuszki grupy grożą kary od półtora roku do, w przypadku Marka K., 15 lat więzienia. 
- Dolna i górna granica kary za zarzucane czyny w postaci podstawowej jest niższa. Jednak w związku z tym, że podejrzani uczynili sobie z przestępczego procederu stałe źródło dochodów, działali w zorganizowanej grupie przestępczej, zagrożenie karą jest obostrzone i sąd wymierza ją do górnej granicy ustawowego zagrożenia, zwiększonego o połowę – wyjaśnia Zimoląg.

Ofiary czekają na sprawiedliwość
Przed śledczymi jeszcze ogrom pracy. W toku postępowania pojawiły się wątki powiązań firm z grupy z innymi podmiotami. 
- Na obecnym etapie nie jesteśmy w stanie określić terminu zakończenia dochodzenia – informuje rzeczniczka prokuratury.

Jak najszybsze skierowanie aktu oskarżenia leży w interesie poszkodowanych. Chodzi nie tylko o zadośćuczynienie poczuciu sprawiedliwości. To jedyna szansa, by tysiące ofiar mogło odzyskać czyste konto wobec banków. Tak jak pani Elżbieta i pan Tadeusz, bohaterowie naszych reportaży, od których oszuści wyłudzili pieniądze z kredytu, zostawiając ich z długiem do końca życia.

W powietrzu pozostaje pytanie, jak to możliwe, by w uchodzącym za praworządny, rozwinięty cywilizacyjnie kraj oszustwo popełniane na masową skalę, i dość prymitywnymi metodami, uchodziło na sucho przez tyle lat.  

Adam Pikul

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj