Czy za jakiś czas ze sklepów śródmieścia zniknie nocna sprzedaż alkoholu? To na razie tylko propozycja jednego z radnych. Ale pomysł ma zwolenników w radzie i nie jest obcy prezydentowi.
Ograniczenia w nocnej sprzedaży alkoholu samorządy mogą wprowadzać dzięki nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, która weszła w życie w marcu. Pozwala ona zakazać handlu alkoholem od godz. 22.00 do 6.00. Dotyczy wszystkich punktów handlowych, wyłączona jest gastronomia, jeśli trunek spożywa się na miejscu. 

Mielno, Tychy, Bytom - to kolejne miasta, które w ostatnim czasie wprowadziły takie ograniczenia. Zastosowanie nocnej prohibicji rozważają również władze Gliwic. 

Zakaz sprzedaży wódki, wina czy piwa między godziną 23.00 a 6.00 zakłada propozycja radnego Zdzisława Goliszewskiego (PiS), przewodniczącego komisji bezpieczeństwa i ochrony środowiska. Ograniczenie miałoby dotyczyć tylko  śródmieścia. Jeżeli rozwiązanie weszłoby w życie, w tych godzinach nie kupimy alkoholu w sklepach, ale nadal będziemy mogli się go napić w lokalach gastronomicznych i  ogródkach. Zdaniem radnego, ograniczenie wpłynie na poprawę bezpieczeństwa w rejonie rynku i pomoże policji w utrzymaniu porządku w mieście. 

Na razie nie ma mowy o wprowadzaniu zakazu. Wniosek to świeża sprawa. Pojawił się na lipcowej sesji przy okazji innej uchwały regulującej sprzedaż alkoholu (przymuszona ustawą RM zastąpiła dotychczasowy limit punktów sprzedaży alkoholu maksymalną liczbą zezwoleń) i radni nie mieli jeszcze czasu się nim zająć. Wiele zależy od prezydenta Zygmunta Frankiewicza, ale on na razie wstrzymuje się z zajęciem stanowiska. 

- Pomysł zasługuje na rozważenie, ale należy sprawdzić  wszystkie „za”  i „przeciw” - mówi Marek Jarzębowski, rzecznik prezydenta Gliwic. - Z jednej strony mamy kwestię ewentualnej poprawy bezpieczeństwa, z drugiej swobodę działalności gospodarczej i zachowanie konkurencyjności. Na przykład, z tego, co nam wiadomo, ceny w restauracjach nie różnią się aż tak bardzo od sklepowych. Może się więc okazać, że zakaz, pozostając bez wpływu na bezpieczeństwo, stworzy uprzywilejowaną sytuację dla restauratorów kosztem handlowców. Obawy mogą dotyczyć również powrotu znanych z PRL-u melin z nielegalną sprzedażą. Żeby to wszystko wyjaśnić, należy wysłuchać policji, spotkać się przedsiębiorcami, zasięgnąć opinii organizacji społecznych.

Rozstrzygający głos należy do radnych. A ci są podzieleni. Jak twierdzi Goliszewski, ma za swoją propozycją m.in. komisję bezpieczeństwa. Spośród nieprzekonanych najdobitniej przeciw rozwiązaniu protestuje Kajetan Gornig (PO). 

- Aby ukrócić sprzedaż małolatom czy picie w miejscach publicznych, wystarczy egzekwować istniejące zakazy, a nie wprowadzać nowe. Poza tym dla mieszkańców starówki poważniejszym problemem niż sklepy z alkoholem są dolegliwości związane z nocnymi lokalami. Hałas młodzieży gromadzącej się przed pubami, wrzaski wracających do domów bywalców dyskotek, sterty śmieci, które zostawiają jedni i drudzy. Ale koledzy radni tym jakoś się nie zajmują - mówi.

W sprawie nocnego zakazu wiele zmienić może opinia policji. Kierowana przez Goliszewskiego komisja oczekuje na raport dotyczący  zakłóceń porządku w związku z piciem alkoholu poza miejscami do tego przeznaczonymi w rejonie rynku i starego miasta, który będzie punktem wyjścia do dalszych prac nad propozycją. 

Mając na uwadze kalendarz wyborczy, można mieć wątpliwości, czy radni zdążą zakończyć sprawę przed końcem kadencji. Być może pozostawią ją następcom.     

Adam Pikul 


 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj